środa, 18 grudnia 2013

Rozdział VIII

SELENA

Ten widok był piękny. Malutki domek na środku polanki, która obrośnięta była przepiękną zieloną trawą i kolorowymi kwiatkami, a za nim rozciągał się widok zachodu słońca. Niebo przybrało dość wyjątkowy kolor. Nie wiem jak mam to opisać, nie da się. Musielibyście zobaczyć sami.
- Niespodzianka – Justin uśmiechnął się i podszedł bliżej przytulając mnie
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Pomilczałam przez kilka minut, aż w końcu przemogłam się i odezwałam.
- Z jakiej okazji ta niespodzianka? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak bez okazji – znowu się uśmiechnął
- Nie kłam, musi być okazja – próbowałam zaprzeczyć słowom, które przed chwilą wypowiedział
- Naprawdę…
- Nie wierzę – założyłam rękę na rękę jak mała obrażająca się dziewczynka
- Czyżby foch? – wyczułam śmiech i ironię w jego głosie
- Nie – powiedziałam stanowczo bez jakichkolwiek uczuć w głosie
- Widzę…
- Nie widzisz! – odwróciłam się tyłem
- A jednak widzę – powiedział znowu stając naprzeciwko mnie
- Grrr… - wypowiedziałam dość cicho ze złością w głosie
- Co jest? Nie wierzysz mi?
- Wierzę, ale na pewno jest powód, to nie jest tak, że bez jakiejkolwiek przyczyny zabierasz mnie tu. – położyłam nacisk na ostatnie słowo i wskazałam ręką miejsce i wszystko co nas otaczało
- Uwierz, że właśnie bez żadnej, ale to żadnej przyczyny cię tutaj zabrałem
- Załóżmy, że ci wierzę, a po co? – próbowałam dostać odpowiedź na pytanie w inny sposób
- Uważasz mnie za idiotę? – zaśmiał się – Kotku, naprawdę nie jestem głupi i nie dam się podejść, jestem „szefem” gangu, jestem sprytniejszy niż ci się wydaje – uśmiechnął się szyderczo
- No.. ok masz rację, ale ja po prostu chcę wiedzieć – wymamrotałam cicho i spokojnie
- Ależ wiesz, to jest bez powodu – uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę
Podeszliśmy do domku stojącego samotnie i poszliśmy na jego „tyły” których z odległości nie widać. Stało tam kilka leżaków plażowych, jakaś ławka, stolik z krzesłami i grill. Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam na to co Justin zaplanował.
- Jesteś głodna? – zapytał spoglądając na mnie
- Nie – powiedziałam sarkastycznie
- No cóż, zjem sam – zaśmiał się
- Głupek! – zaczęłam się śmiać – pewnie, że jestem głodna
- Czeka, czekaj, jak mnie nazwałaś? – udawał że nie słyszał i przysuną głowę do mnie kładąc rękę za uchem
- Ja? Ja nic nie mówiłam – zaprzeczyłam rozglądając się dookoła i cicho gwiżdżąc
- No powiedz – zaczął mnie łaskotać
Dostałam nieoczekiwanego napadu śmiechu. Starałam się być silna, nie chciałam powtarzać tego co powiedziałam, ale wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i Justin postawi na swoim. W końcu ugięłam się, a wręcz wymiękłam.
- D.. dobra już! – powiedziałam nadal śmiejąc się
- A więc, jak się do mnie zwróciłaś? – kontynuował swoje „dochodzenie”
- Głupek – wręcz wyszeptałam
- Głupek? – zaczął robić sztuczną, zdziwioną minę – od kiedy?
- Od nigdy – uśmiechnęłam się
Justin dłużej nie wiercił dziury w temacie. Poprosił, abym na chwilę została przy grillu, kiedy on wszedł do małego domku tylnym wejściem, akurat na kuchnię. Posłusznie zostałam. Zaczęłam śmiać się sama do siebie, nie wiadomo z czego, obcy stwierdziłby, że jestem wariatką, która gada sama do siebie, czy też jakimś uciekinierem z psychiatryka. I znowu dopadł mnie napad niekontrolowanego śmiechu. Po jakiś 10 bądź 15 minutach Justin wyszedł z jakąś tacką, a na niej stały dwa małe talerzyki i jeden z kilkoma kiełbasami, burgerami i czymś o czym pojęcia nie miałam. To śmieszne, wiecznie jestem głodna, a nie wiem co zostaje wniesione. Chłopak zaczął delikatnie podgrzewać jedzenie, w tym samym czasie siadając przy stoliku, czekając aż jedzenie będzie wystarczająco przysmażone, to oczywiście trwało długo, dlatego sam zauważył, że śmieję się do powietrza.
- Co jest? – zapytał podchodząc do mnie bliżej i dając znak ręką żebym wstała
- Nie nic – znowu się zaśmiałam, wstając tak jak prosił
- Czyżby? – delikatnie przyciągnął mnie do siebie, mając na twarzy szyderczy uśmiech  
- Tak – powiedziałam dumnie
- Jesteś tego pewna? – spojrzał na mnie jak policjant na zbira podczas przesłuchania
- Oczywiście – znowu ukazałam swoją dumę
- Nie wierzę – zaśmiał się i pocałował mnie w czoło
- Believe
- Ktoś idzie w moje ślady jak widzę, grzeczna dziewczynka – zaśmiał się po raz kolejny
Chciałam usiąść w swoje poprzednie miejsce, już prawie zajmowałam krzesło, kiedy Justin nie pozwolił mi na to, przyciągając mnie do siebie i sadzając na kolanie.
- Krzesło się zaraz połamie – powiedziałam żartobliwie lecz stanowczo i z powagą, która i tak za chwilę zmieniła się w ogromny śmiech
- Pod tobą? Nigdy – zaprzeczył przytulając mnie
- Pod nami – podkreśliłam
- Oj nie przesadzaj, najwyżej będzie połamane – zaczął się śmiać
Miałam wrażenie, że minęły dopiero dwie minuty, a w rzeczywistości minęło piętnaście. W ostatniej chwili Justin zorientował się, że przysmażane jedzenie prawie się przypaliło. Delikatnie „zdejmując” mnie z jego kolana podszedł do grilla i przewrócił wszystko na drugą stronę.
- Chyba ktoś tutaj coś przypalił.. – zaśmiałam się wytykając język jak mała dziewczynka
- Chyba mam to po dziadku – zaśmiał się
- O właśnie, nigdy nie mówiłeś mi o rodzinie, to znaczy tylko o rodzicach i siostrze, opowiedz mi coś? – zrobiłem minę szczeniaczka
- Jasne – uśmiechnął się
- To mów, z chęcią posłucham – ponownie usiadłam mu na kolanach a on objął mnie w talii
- To tak. Jak już wiesz, moi rodzice nie żyją od… prawie 5 lat. Dużo. Od tamtego czasu dziadkowie się mną zajmowali, moją siostrą też. Miałem wtedy 13 lat, nawet trochę więcej. Wtedy najbardziej potrzebowałem rodziców i oni mi ich zastąpili, do czasu, kiedy skończyłem 16 lat, czyli jakoś dwa lata temu, mieszkałem z nimi, ale ze względu na ich bezpieczeństwo wyprowadziłem się i zabrałem siostrę. Są mi najbliżsi. Z tobą na czele, bo tylko ich mam, a wiemy doskonale do czego zdolna jest moja siostra. Teraz mieszkają niedaleko, ale ze względu na moje kłopoty, związane z tym całym chaosem, w który się wpakowałem dwa lata temu, nie widujemy się zbyt często. Tylko na święta, lub jakieś okazję. Chociaż mam wrażenie, że powoli o mnie zapominają, na 18 urodziny nawet nie zadzwonili, a widziałem ich ostatnio jakoś… na gwiazdkę w zeszłym roku… - zakończył dość smutno
Ze względu na to, że nie wiedziałam co powiedzieć, tylko się do niego przytuliłam. Ta historia… doszło do mnie, że on doskonale zdaje sobie spra1)wę z tego, w co się wpakował, ale też dziwi mnie zachowanie dziadków Justina. Wydawali się super ludźmi, a tutaj taka niespodzianka. No, ale w końcu to ich wnuk, a pewnie jak dowiedzieli się co robi Justin, to nie chcieli go znać, ale znowu myśląc logicznie, to jego jedyna rodzina powinni go wspierać.
- I to… jeszcze nie wszystko – zaczął nieśmiało
- Coś jeszcze? Mów – uśmiechnęłam się
- No bo.. ja mam jeszcze brata i siostrę…
- J..jak to? – zapytałam lekko zdziwiona
- No tak, nie wspominam o nich, są mali, nie mieszkają z dziadkami, są w rodzinie zastępczej, chciałem ich zabrać, ale nie mogłem tego robić, byłem za młody
- Ile mają lat? – zapytałam z ciekawością
- Oboje po sześć – uśmiechnął się również do mnie
- A wiedzą o tobie?
- No pewnie, często ich odwiedzałem, ale ostatnio zacząłem interesować się tym, że mógłbym ich zabrać do siebie, ale to tylko kilka miesięcy, tłumaczyłem im, że może to potrwać, tylko.. ja się boje jednej rzeczy…
- Jakiej?
- Że nie będę umiał się nimi zaopiekować. Sprawa jest w toku a właściwie, za miesiąc zostanie zakończona, no i to też jest powód tej niespodzianki – odwrócił głowę
- Czyli jaki? – uśmiechnęłam się znowu
- Bo ja… chciałbym  żebyś ze mną jutro do nich pojechała, obiecałem, że zabiorę ich do kina, na McDonalda i na salę zabaw dla dzieci, wiesz takie te sprawy…
- A mogę..? – zapytałam nieśmiało ze strachem w głosie
- Pewnie, że tak – od razu się uśmiechnął przytulając mnie
- A jak mnie nie polubią?
- Masz rację, nie polubią cię…
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
- Oni cię pokochają – zaśmiał się – na przyszłość daj dokończyć – delikatnie pocałował mnie w policzek
- Debil! – zaśmiałam się uderzając go w ramię
- Och tak? – powiedział to z łobuzerskim uśmiechem na twarzy
- Dokładnie tak, jak słyszałeś – ponownie założyłam rękę na rękę
- Nie radzę – powiedział oschle śmiejąc się
- Nie boję się ciebie – uśmiechnęłam się i zrobiłam dumną minę
- Czyżby?
- E! Szerloku, coś ci się przypala – zaśmiałam się wskazując ręką na grill
W tym momencie chłopak zerwał się na równe nogi i ściągnął całe jedzenie na talerze. Na szczęście nie były bardzo przypalone tylko jakieś minimalnie części. Od razu usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Oczywiście cały czas się śmiałąm, bo jak to miałam w naturze zachowywałam się jak wariatka. No i znowu wybuchłam ogromnym napadem. Jaki to musiałby być widok dla obcych, nie znających mnie ludzi. Próbowałam sobie to wyobrazić, na co odpowiedzią był kolejny mój śmiech.
- Mam się martwić? – zaczął mówić również śmiejąc się
- Nie… a o co? – przedłużyłam zdanie
- Śmiejesz się do powietrza.. – stwierdził a banan nie schodził mu z twarzy
- Potomek Kolumba czy jak? – zaszydziłam
- Bardzo śmieszne – stwierdził z ironią dalej się śmiejąc
- Gdyby nie było zabawne nie miałbyś takiego rogala na twarzy – zaczęłam po raz setni dzisiaj się śmiać
- Wiesz co? Jesteś cholernie dziwna – znowu się zaśmiał
- Słucham? – zrobiłam taki sam gest jak on, kiedy nazwałam go głupkiem
- Jesteś piękna – uśmiechnął się
- I tak słyszałam, ale dziękuję, dwa komplementy w jednym.. hmm… - podrapałam podbródek udając że głaszczę swoją długą brodę i myślę
- Jesteś zabawna – uśmiechnął się
- Uważasz tak czy mówisz z grzeczności? – przygryzłam wargę widzą, jak wtedy na mnie patrzy
- Kochanie, powinnaś wiedzieć, że mówię to dlatego, że tak uważam, ja nie wiem co to grzeczność i nie używam jej – zaśmiał się
- No tak… - udałam zamyśloną powtarzając poprzednią czynność
Wtedy Justin podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, po czym delikatnie lecz namiętnie pocałował. Nie potrafię tego opisać, to jest.. nie umiem dobrać odpowiednich słów. Trzeba by samemu to przeżyć, żeby zrozumieć. Momentalnie poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego siadając na krześle schowałam twarz w dłonie.
- Ej, shawty… nie zakrywaj się – zaśmiał się
- Wyglądam jak burak, nie chcę żebyś na mnie taką patrzył
- Nawet czerwona jak „burak”, jak to powiedziałaś, jesteś piękna i nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się
I co mogłam zrobić? Jak zawsze uległam i zabrałam dłonie z twarzy. Odwróciłam głowę w prawą stronę, żeby choć przez chwilę się ukryć. Nie udało się. Justin podniósł mnie, aż stanęłam na nogi, i mocno, ale delikatnie objął w talii i przytulił. To lubiłam najbardziej, ja zawsze kochałam przytulać każdego kto mi się nawinie, najczęściej była to mama… powinniście wiedzieć, że teraz mam łzy w oczach, mówiąc to. Justin od razu to zauważył.
- Co się stało? Coś zrobiłem nie tak? – zapytał patrząc mi w oczy
- Oczywiście, że nie, ale przypomniałam sobie o… mamie – ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromną trudnością
Chłopak wiedział jak się czułam, dlatego nie pytał więcej tylko zmienił temat, żeby choć na chwilę mnie rozweselić. I owszem udało mu się, aż za dobrze. Robiło się bardzo późno a przy tym dość chłodnawo.
- Zimno mi… - powiedziałam smutnym głosem
- Chodź – pociągnął mnie za rękę i podprowadził pod drzwi domu
- A..al..ale – zaczęłam ale nie dał mi dokończyć
- Nie ma „ale”, no chodź, chyba że wolisz marznąć – spojrzał łobuzersko na mnie
Nie miałam wyjścia i zgodziłam się. Weszłam do środka. Ten dom był piękny, nie tylko z zewnątrz ale i wewnątrz. Wystrój był przepiękny, kolory na ścianach stonowane, a meble doskonale z nimi kontrastowały.
- Piękny dom – powiedziałam rozglądając się dookoła
- Dziękuję
- Co? To twój? – zdziwiłam się
- No chyba nie myślałaś, że przyprowadzę cię do czyjegoś domu – zaśmiał się i przytulił mnie – a teraz chodź na górę, tam jest sypialnia, ale…
- Ale? – chciałam dokończyć za niego
- Ale tylko jedna.. – udawał smutnego, ale wiedziałam, że w duchu skacze z radości
- No cóż… podłoga chyba się ucieszy jak się tam położysz – zażartowałam ale nie okazywałam tego
- Nie masz serca – zrobił jeszcze bardziej smutną minę
- Żartuję, a więc co zrobimy? – udałam, że bardzo mnie to stresuje
- Chyba będziesz skazana na moje towarzystwo, przykro mi – zaśmiał się
- Może przeżyje.. – zaczęłam znowu się śmiejąc
Justin odpowiedział mi tylko śmiechem. Weszliśmy po schodach, ani jedna deska nie zaskrzypiała. Dom nie był stary, ale każde drewniane schody skrzypią. Zresztą nie opowiadam tego tylko dla schodów. Byliśmy już prawie w ogromnym pokoju, z którego wchodziło się do prywatnej, zamykanej na klucz łazienki. Pokój, jeśli tak go można nazwać, bo był wielkości całego parteru, był śliczny, delikatny bardzo jasny fiolet na ścianach idealnie wyglądał z białymi meblami w starożytnym stylu. Cały dom wystrojony był, jak nowoczesne przestronne mieszkanie, ale ten pokój… on był inny. Chciało się tu być. Meble, ściany, widok, cisza, która tam panowała. Zdawało mi się, jakby to pomieszczenie było całkiem odciętę od rzeczywistości i od szarego świata.
- I jak? Może być? – Justin spojrzał na mnie, siadając na ogromnym łóżku
- Justin, ten pokój jest śliczny, lepszego w życiu nie widziałam – uśmiechnęłam się, po czym szybko podeszłam do niego i usiadłam obok
- Cieszę się, że ci się podoba – zaśmiał się i złapał mnie za rękę
Nie ukrywam, to było bardzo słodkie, jeśli można tak w ogóle powiedzieć o chłopaku. Nie ważne, dla mnie zawsze był słodki, pomimo, że to określenie pasuje do małej dziewczynki bawiącej się w mamę. Siedząc na łóżku zauważyłam małe szklane drzwi zasłonione zasłonką.
- Co tam jest? – zapytałam wskazując wolną ręką na drzwi
- Idź i zobacz – uśmiechnął się
- Sama? Żeby coś stamtąd wyskoczyło i mnie pożarło? – zaśmiałam się – nie ma mowy, sama nie idę, ale z tobą to co innego…
- A więc chodź – wstał i podszedł ze mną
Odsłonił zasłonkę, a potem szklane drzwi i wypuścił mnie na balkon. Co ja gadam, chyba raczej ogromny taras. Widok był nieziemski. Podeszłam powoli do barierki, opierając się o nią. Zaczęłam myśleć o jutrzejszym spotkaniu z rodzeństwem Justina. Nie będę kłamać, bałam się. Tak, dokładnie tak, bałam się spotkania z dziećmi. Widziałam, że chłopak zainteresował się mną i dlatego zaczął zadawać pytania, ale co mogłam mu powiedzieć, oczywiście stwierdziłam, że jest okej. Widziałam, że nie uwierzył, ale chyba chciał pokazać, że mi ufa, dlatego nie wiercił dziury w temacie.
- Mogę do łazienki? – zapytałam
- Tak jasne, tam wszystko jest. Żel, mydło, szampon, jakaś gąbka, w szafce jest czysta zapakowana, ogólnie czego potrzebujesz to szukaj na pewno jest – uśmiechnął się, siadając na łóżku i sięgając po coś z szafeczki nocnej
- Okej, a ręcznik?
- Pierwsza szafka nad niską półką. Jak się wchodzi to od razu po lewej stronie – znowu się uśmiechnął
- Dzięki
Weszłam do łazienki tym samym doznając szoku. Była taka przestronna, ładna, jednym słowem idealna. Z części z umywalkami, przechodziło się do następnych dwóch do których prowadziły drzwi. Za jednymi był prysznic, a za drugimi wanna. W rogu łazienki stała toaletka a na niej kuferek z kosmetykami. Odnalazłam szafkę z ręcznikami o której mówił Juss. Wyjęłam jakiś różowy i zabrałam go ze sobą. Weszłam do pomieszczenia, gdzie stała kabina prysznicowa. Zebrałam potrzebne mi rzeczy, takie jak żel, szczoteczkę (o dziwo znalazłam nową  zapakowaną w szafce), pastę i kilka takich podstawowych przedmiotów. Zdjęłam ubranie i odkręciłam wodę. Wyregulowałam temperaturę lecącej wody i opłukałam się nią. Otworzyłam żel i umyłam całe ciało bardzo dokładnie. Spłukałam go z moich rąk, nóg, szyi, tułowia i całej reszty. Zmoczyłam moje włosy i wyszorowałam głowę szamponem, po czym dokładnie szybkimi ruchami ręki pozbyłam się go z włosów. Wyszłam, wytarłam się. Rozczesałam włosy leżącą tam szczotką, a chwilę później związałam je w niechlujnego koka na czubku mojej głowy. Zawinęłam się w ręcznik i wyszłam. Widziałam wzrok Justina przechodzący przez całą mnie, od stóp do głów, dosłownie.
- Widzę! – zaśmiałam się
- Wiem, oto chodzi – również się uśmiechnął
- Zboczeniec – znowu się zaśmiałam kontynuując to, po co przyszłam – Justin, bo… wiesz.. no nie mam w czym spać…
- I? – ciągnął żeby zmusić mnie do mówienia
- No.. tak pomyślałam, że może dałbyś mi coś.. no wiesz – przygryzłam wargę
- Chodź tutaj do mnie słońce – poklepał miejsce obok siebie
Podeszłam dość nieśmiało i w samym ręczniku usiadłam koło niego mocno trzymając moje „ubranie” ręką.
- Nie spinaj się tak, jest okej – powiedział bardzo czule, po czym pogłaskał mnie bardzo delikatnie po ramieniu, a którym tym razem nie było nic
Lekko się wzdrygnęłam, ale potem było mi to obojętne.
- Tak, jest okej – uśmiechnęłam się – to co, mam co liczyć na chociaż jakąś bluzkę?
Wstał, podszedł do szafy stojącej w rogu i otworzył ją. Chwilę pogrzebał, cały czas patrząc na mnie, aż w końcu wyjął jakąś swoją bluzkę. Podał mi ją, ale nie dał mi odejść, spowrotem posadził mnie na łóżku koło niego.
- Kocham cię – powiedział delikatnie obejmując mnie w talii i przytulając do siebie
- Ja ciebie też – powiedziałam wtulając się w niego nie zwracając uwagi na to czy jestem w ubraniu czy tylko w ręczniku
Siedzieliśmy tam w takiej pozycji przez około piętnaście minut. W końcu wstałam i poszłam do łazienki, gdzie spokojnie się przebrałam i wyszłam. Po raz kolejny poczułam wzrok Jussa na sobie. Czułam się dziwnie w samej jego, za dużej, koszulce i majtkach, ale nie miałam co liczyć na więcej, przecież on nie ma babskich piżamek. Usiadłam na drugim brzegu łóżka, ale byłam bardzo zmęczona dlatego położyłam się. Justin uczynił to samo, przysunęłam się do niego dyskretnie, po czym wtuliłam się w niego, jak w pluszaka i usnęłam.

*NASTĘPNEGO DNIA*

Obudziłam się około 11 albo nawet później. Justina nie było obok mnie, ale wiedziałam, że niedawno był, bo byłam przykryta kołdrą, a ja zawsze się rozkopuje i budzę się bez niech, no chyba, że właśnie ktoś mnie przykryje. Zebrałam swoje ciało z łóżka i zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie zauważyłam Justina smażącego naleśniki.
- Jak się spało księżniczko? – zapytał z dużym uśmiechem na twarzy
- Em.. super – zaśmiałam się – ale mam pytanie…
- Odpowiem na wszystko, pytaj.
- Kto mnie przykrył? – zmrużyłam oczy i zaśmiałam się
- Nie mam pojęcia chyba sama – odwrócił ode mnie wzrok
- Mhm.. taak – przedłużyłam – no popatrzcie ludzie, gangster Justin Bieber ma uczucia i umie być opiekuńczy – zaśmiałam się – dziękuję – powiedziałam przytulając go od tyłu i delikatnie całując w szyję
- Żarcik ci się udał – zaśmiał się – nie ma sprawy, musiałem
Justin skończył robić śniadanie, po czym podał mi talerz i razem ze mą usiadł przy stole. Zaczęłam powoli jeść, kiedy znowu zawitał u nas napad śmiechu. Tym razem nie u mnie, tylko u Justina.
- Co? – zapytałam wkładając kawałek naleśnika do buzi
- Nic śliczna – zaśmiał się
- No co? – znowu zapytałam śmiejąc się
- Wiesz… częściej powinnaś chodzić w moich bluzkach – uśmiechnął się łobuzersko
- Chciałbyś kotku – zaśmiałam się
- Oj uwierz mi, że tak – spojrzał na mnie
- Ale to chyba ostatni raz więc się napatrz – zaczęłam się śmiać, wstając od stołu i wstawiając talerzyk do zlewu
- Na pewno nie, nie pozwolę, żeby to był ostatni raz..
Tylko się zaśmiałam, kiedy szłam do salonu. Wtedy prawie dostałam zawału. Justin podszedł do mnie od tyłu i załapał mnie w talii i przyciągnął do siebie odwracając mnie tak, żebym była twarzą w jego stronę.
- Przestraszyłaś się twardzielko? – zapytał śmiejąc się
- Nie – zaprzeczyłam
- Widziałem
- Wcale nie

- Nie.. wcaleee – przedłużyłem



__________________________________________
piszcie jak rozdział + kochani nie sprawdziłam rozdziału
dlatego przepraszam za błędy :c 

1 komentarz: