czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział V

SELENA
Bałam się jak nigdy dotąd. Po raz kolejny Justin pobił się z jakiś gorylem z mojego powodu. A jakby coś mu się stało? Nie powinien tego robić. Byłam mu bardzo wdzięczna. Po jakichś 30 minutach obcy mężczyzna wyszedł z naszego pokoju.
- Justin wszystko ok? – zapytałam zapłakana Justina, który siedział na krześle
- Oczywiście – uśmiechnął się do mnie – Masz rozcięte czoło.
- Wiem, ale to nic, nie ważne.
- Ważne – spojrzał srogo a zarazem żartobliwie
- Dziękuję – wyszeptałam i usiadłam na łóżku
Poszłam do pokojowej „kuchni”. Jeśli w ogóle można to tak nazwać. Mała kuchenka, blat, lodówka i jakiś zlew. Wyjęłam z lodówki kupione wczorajszego dnia produkty, z których stworzyłam jakieś lekkie kanapki. Może nie były pyszne, ale tutaj nie ma tego, czego lubię. Czas zbyt szybko leciał. Pozmywałam i zaczęłam się ubierać. W końcu byłam gotowa i razem z Justinem wyszliśmy z hotelu. Odeszliśmy dosłownie trzy cztery metry, kiedy przede mną pojawiła się Olivia z bratem Jack’iem. Zmartwiłam się, bo wyglądali na bardzo przerażonych.
- Olivia, co ty tu robisz? – zapytałam od razu kiedy ją ujrzałam
- Nie możemy się nigdy więcej widzieć, ale przyszliśmy, żeby ci powiedzieć, że cię kochamy ciociu – mała uśmiechnęła się, po czym zabrała brata i poszła wraz z nim w stronę ich domu
Miałam już łzy w oczach. Widziały mnie raz i od razu powiedziały takie słowa. Domyśliłam się, że wizyta tego faceta rano, to było właśnie związane z dziećmi. Poszliśmy z Jussem w drugą stronę, żeby nie natrafić znowu na jakiegoś agresywnego człowieka. Szliśmy około 20 minut. No może trochę więcej. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Widok  był piękny, cudowny, nie do pisania. Mały, choć przestronny park wypełniony drzewami, krzaczkami i różnymi kwiatami.
- Kochanie… - Justin złapał mnie za rękę
- Tak? – spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy
- Możemy jutro wrócić do Stratford?
- Nie podoba ci się tutaj?
- Podoba, ale dostałem takiego niepokojącego sms’a i muszę być jutro wieczorem w domu… - zasmucił się
- Co się stało?
- Dowiesz się jutro, na razie nie mogę ci powiedzieć, to w trosce o twoje bezpieczeństwo. Wybacz.
- Justin?
- Kochanie naprawdę  nie mogę, przepraszam.
Dałam mu już spokój ale zmartwiłam się dość mocno. Moje bezpieczeństwo? Z kim się zadał, kto mu wysłał sms, co to za wiadomość? Nie mogłam się uspokoić, zresztą napewno żadna by nie mogła. Wróciliśmy do pokoju. Justin od razu sprawdził jutrzejszy lot do domu, a następnie poszedł pod prysznic zostawiając telefon na stole. Wiem, nie powinnam, ale musiałam, musiałam wiedzieć co się dzieje. Sięgnęłam po niego, po czym odblokowałam ekran i weszłam w sms’y. Znalazłam jedną od nieznanego numeru. Otworzyłam i przeżyłam szok.  Treść była mniej więcej taka:



„To co było niedokończone, należy skończyć. Szybciej czy później pozbędę się ciebie i wszystkich, którzy kiedykolwiek cię poznali. Jeśli można powiedzieć ciebie,
Bo znając życie nawet dziewczynie nie powiedziałeś kim tak naprawdę jesteś.”




Co to miało znaczyć? O co chodzi? Musiałam porozmawiać z Justinem, ale nie tutaj. Nie chcę żeby wiedział, że sprawdziłam jego telefon. Wyszłoby na to, że mu nie ufam, a przecież tak nie jest. Odłożyłam komórkę tam gdzie leżała, żeby nie było jakichkolwiek śladów, że go dotknęłam. Chwilę później Juss wyszedł z łazienki i położył się spać, ja zrobiłam to samo, gdyż było już dość późno a jutro rano czeka mnie podróż do domu. Pomimo, że się położyłam to przez całą noc nie zmrużyłam oka. Myślałam i myślałam, o tym co przeczytałam. Utknęło w mojej głowie. Chciałam natychmiastowych wyjaśnień. O 6 Justin obudził się i od razu zauważył, że nie śpię. Uśmiechnął się, po czym wstał i poszedł do naszej maleńkiej pokojowej kuchni. Zrobił mi pyszne śniadanie a zaraz po nim, zebraliśmy rzeczy i pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Bagaże zostały zabrane, bilety sprawdzone, a my mogliśmy udać się na swoje miejsca. Usiadłam i tym razem nie usnęłam.
- Justin? – zapytałam siedzącego obok mnie bruneta
- Tak?
- Co byś zrobił, gdyby nagle ktoś mnie zabił?
- Skąd w ogóle takie pytanie?
- Chcę wiedzieć, a więc jak byś zareagował?
 - Nie wiem jak ci odpowiedzieć, zabiłbym tego, kto zrobiłby to tobie…
- Aha…
Oczywiście, że zrobiło mi się trochę cieplej w serduchu, ale czy naprawdę tak by było? Czy.. zresztą co to ma do rzeczy jak i tak nie uzyskam odpowiedzi na moje pytania? Koniec marzenia. Lot minął mi błyskawicznie i nim się obejrzałam już byłam poza lotniskiem. A chwilę później byłam pod swoim domem. Justin pomógł przynieść mi walizki, po czym sam pojechał do swojego domu. Poprosił żebym została, jednak chciałam jechać. Po kilku minutach proszenia zgodził się, ale kazał ubrać mi jakąś czarną bluzę i spodnie. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu.
- Czemu miałam się tak dziwnie ubrać? – zapytałam robiąc zdziwioną minę
- Tam gdzie jedziemy, nie jest w 100 procentach bezpiecznie dla spokojnych dziewczyn tak jak ty, a jak będziesz ubrana na czarno to nie zorientują się za bardzo. – wyjaśnił
- A gdzie jedziemy?
- Koniec pytań. Wszystko wyjaśnię ci jak wrócimy, a teraz posłuchaj uważnie – spojrzał na mnie dość srogo – Masz być wredna, najbardziej wredna jak potrafisz, nie dać się, nie płakać, nie piszczeć. Masz być twarda jak skała dobrze?
- Tak oczywiście – przytaknęłam
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Justin wysiadł pierwszy a chwilę później ja. Poszliśmy w kierunku jakiegoś opuszczonego sklepu, albo nie wiem czego. W każdym bądź razie to był jakiś stary budynek. Jak tylko weszliśmy Justina obległa masa ludzi. Przepychali się i witali. Justin ostro ich potraktował i kazał odejść. Po czym kazał mi iść blisko niego i nie odchodzić nigdzie.
- Justin? – ujrzałam wysoką brunetkę przed sobą
- I co? – Justin spojrzał na nią i od razu zapytał
- Źle… - wymamrotała
- Cholera! – pierwszy raz chyba słyszałam jak Justin przeklinał
JUSTIN
Pomimo tego, że było niebezpiecznie wziąłem Sel ze sobą. To było właśnie miejsce, gdzie kiedyś przebywałem dość często. Kiedy weszliśmy wszyscy od razu zbiegli się koło mnie i zaczęli się witać. Kazałem im odejść i razem z Seleną poszliśmy do Caitlin, mojej przyjaciółki.
- Justin? – powiedziała, kiedy tylko mnie zobaczyła
- I co? – już wiedziałem o co chodzi
- Źle.. – wymamrotała
- Cholera! – po raz pierwsze przekląłem przy Sel
- Nie dało się….
- Mówiłem, to nie. Im się zachciało a teraz będziemy mieć kłopoty. Cait załatw to, musisz! – rzuciłem jej srogie spojrzenie
Przez chwilę zapadłą cisza.
- A właśnie Caitlin, to moja dziewczyna Sel. Sel to Caitlin, moja przyjaciółka z piaskownicy – zapoznałem je ze sobą.
Widać, że były z dwóch różnych światów. Pokazałem mojej dziewczynie miejsce, gdzie mogłaby sobie spokojnie usiąść, a ja poszedłem do jednego z moich znajomych. Poprosiłem Caitlin żeby zajęła się Seleną. Wykonała to. Szedłem przed siebie do swojego celu, do tego chłopaka.
- Co ty narobiłeś?! – zacząłem na niego krzyczeć
- Nic – zaczął bronić się jak mógł
- Nic?! To szkoda, że teraz to już będzie koniec. Znajdą nas i zabiją jak psy. Wtedy podziękujemy tylko tobie! Frajerze nawet tego nie umiesz dopilnować! – krzyczałem na niego jeszcze przez chwilę po czym szybko wróciłem do Sel
Usiadłem koło niej i zacząłem myśleć. Bałem się trochę tego co teraz będzie.
- Wszystko okej? – zapytałem chwytając ją za rękę
- Tak, jak najbardziej – odpowiedziała widząc moje zmartwienie
- Chodź jedziemy…
Wróciliśmy do samochodu, po czym odjechałem. Minęło jakieś 20 minut, kiedy byliśmy już w domu Seleny. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie.
- Kochanie.. – zacząłem
- Tak?
- Słuchaj, wiem, że to trudne, ale tu jest niebezpiecznie dla ciebie…
-  A dla ciebie?
- Dla mnie też, ale ja sobie poradzę, musisz wyjechać.
- Co?
- Przepraszam, zaczynając znajomość ze mną wpakowałem cię w niebezpieczeństwo, ale nie wiedziałem, że tak się sprawa potczy. Nie miało tak być. Oni mieli sobie poradzić, ale jak wyjechałem z tobą to oni wszystko zepsuli i teraz…
- Justin, w coś ty się wpakował?
- Nie mogę nic powiedzieć, jak powiem to szybciej zginę, zrozum. Proszę musisz wyjechać.
- Do kąt? Nie mam nikogo. Dopiero wróciłam, a ty już karzesz mi jechać.
- Sel, to nie tak, że ja chcę cię wysłać gdzieś, ale chcę cię chronić i muszę to zrobić.
- Wyjaśnij mi…
- Pamiętasz Caitlin, tamtą dziewczynę?
- Tak
- Ona siedzi w tym gównie najdłużej. To właśnie przez nią tam jestem i teraz ma problemy. Ogromne problemy za które mogę nawet zapłacić życiem.
- Justin… - widziałem jak z jej oczu zaczynają spływać łzy
- Nie płacz. Wyjedziesz tylko na kilka dni, potem ja do ciebie dojadę. Wtedy znowu będzie tak jak dawniej. Obiecuję
- Justin… proszę, nie zostawiaj mnie samej. Nie wysyłaj mnie nigdzie bez ciebie.
- Gdybyś została, nie poradziłabyś sobie.
- Justin… - zrobiła błagalną minę a z jej oczu nadal płynęły łzy
- Sel, dobrze zostań, ale musisz mi obiecać że będziesz twarda i jak będzie trzeba zrobić komuś krzywdę to, to zrobisz. Tu chodzi o twoje życie.
- Dobrze
- Obiecaj
- Obiecuję – przytuliła mnie
Wiedziałem, że gdyby ją wyszkolić choć trochę byłaby świetna. Ale nie mogę namawiać jej do złego. Ale z tym robieniem krzywdy to nie było dla żartów tylko na poważnie. Czasami trzeba to zrobić żeby uratować siebie. Wiem także, że ona jest w stanie to zrobić, bo pod tą warstwą aniołka jest naprawdę siedzi coś potężnego.
SELENA
Bałam się, tego co mówił Juss, ale nie chciałam być tam gdzie jego nie będzie. Nie chciałam być gdzieś daleko, kiedy jemu by się coś stało. Nie zniosłabym tego.
- Sel, pojedziesz gdzieś ze mną dobrze? – zapytał wstając z kanapy
- Teraz? – zdziwiłam się
- Tak, chodź
Wyszłam i razem wsiedliśmy do samochodu. Droga nie była długa i już po chwili dojechaliśmy do jakiegoś budynku. Weszliśmy i skierowaliśmy się na ogromną salę w której była jakaś kobieta.
- Sel, zostaniesz tu. Ona nauczy cię kilku rzeczy a ja poczekam przed tą salą.
Zdziwiłam się. Czego ja mogłabym się tu uczyć, ale w końcu pojęłam. Miałam nauczyć się samoobrony i posługiwania się bronią. To było okropnie dziwne uczucie. Nigdy nie trzymałam czegoś takiego jak pistolet w dłoni ani nie umiałam tak dopracowanej obrony przed kimś.
- I co? – Justin podszedł do mojej „nauczycielki”
- Jest bardzo dobra, tylko musi przyjść jeszcze parę razy. Ma talent, szybko się uczy. Zrobię z niej cudo – kobieta uśmiechnęła się i odeszła
Ja wraz z Justinem wróciłam do domu. Nie odzywałam się on także. Znowu zajęliśmy miejsca na kanapie.
- Justin, po co mi to?
- Musisz. Chciałaś zostać ze mną to musisz tam pójść jeszcze parę razy. Naprawdę nie chcę żeby coś ci się stało dlatego musisz umieć bronić się sama – przytulił mnie mocno – będziesz tam chodzić? To tylko dwie godziny.
- Ile razy jeszcze?
- Trzy maksymalnie cztery
- Dobrze
*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*
SELENA
Dużo się ostatnio zmieniło. Poszłam na jeszcze parę „lekcji”. Kobieta, która uczyła mnie tego wszystkiego stwierdziła, że już więcej nie może mnie nauczyć. Zakończyłam pracę z nią. Ogólnie i ja się zmieniłam. Nie byłam już taką delikatną dziewczyną co kiedyś. Mój stosunek do ludzi pogorszył się. Dla obcych zrobiłam się wredna, oschła, podła. Tylko dla Justina byłam nadal tą malutką wrażliwą Seleną. Poznałam wszystkich z otoczenia Justina i zaprzyjaźniałam się z Caitlin, którą rzadko widywałam.
- Sel? – Justin złapał mnie za rękę siedząc na kanapie
- Tak?
- Obiecaj, że nie dasz się nikomu
- Obiecuję.
Uśmiechnął się szeroko. Po czym tylko mnie przytulił.
- Wiesz co? – ponownie zaczął mówić
- Hm..?
- Zmieniłaś się – uśmiechnął się
- To znaczy? – również podniosły mi się kąciki ust
- Nie jesteś już tą samą dziewczyną, którą byłaś kiedyś. Teraz jesteś taka jak ja.
- Jestem, dzięki tobie. Ale nie rozumiem to dobrze czy źle?
- Wiesz, to wspaniale,  trudno mi to powiedzieć, ale jesteś lepsza ode mnie i od Caitlin, a nawet od nas razem. Słuchaj teraz uważnie.
- Słucham
- Wystarczy, że pomożesz nam kilka razy, potem wszystko będzie w porządku i zapomnimy o tym.
- Dobrze, oczywiście, szefie – zaśmiałam się
Wszyscy z tamtego otoczenia mówili do Justina szefie. Trochę dziwnie się czułam również mówiąc tak do niego. Zaśmiał się i od razu mi odpowiedział.
- Szybko się uczysz
- Wiem – przytuliłam go
Siedzieliśmy jeszcze chwilę na kanapie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i podeszłam żeby otworzyć. Najpierw upewniłam się jeszcze czy to nie żaden niebezpieczny typ. Zobaczyłam Caitlin stojącą z jakąś walizką. Otworzyłam, wpuściłam ją i dokładnie zamknęłam drzwi. Dziewczyna od razu podeszła do Justina a ja zaraz za nią.
- Justin… - zaczęła mówić a ja tylko patrzyłam i słuchałam
- No? – oschło ją potraktował, ale była do tego przyzwyczajona
- To ta walizka – podała mu ją i wyszła
Justin postawił ją na podłodze i poprosił żebym usiadła koło niego. Zrobiłam to.
- Kochanie… - zaczął powoli
- Tak? – męczyło mnie to wieczne odpowiadanie tak i tak i wiecznie to samo
- Zaniesiesz ją ty dobrze?
- A jak wszystko zniszczę?
- Spokojnie, dasz tą walizkę tylko takiej kobiecie. Ubranej na granatowo w czarnych okularach i czarnych szpilkach. Będzie stała przy samym wyjściu. W prawej ręce będzie trzymała rękawiczkę i da ci dyskretny znak tą rękawiczką, kiedy będziesz miała podejść. Musisz to zrobić. Caitlin znają, a ciebie nie.
- Dobrze, ale będziesz tam?
- Będę ale nie z tobą bo zrozumieją i od razu mnie zabiją, albo co gorsza ciebie.
- Dobrze
Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko. Justin zaparkował dość daleko od wejścia. Zabrałam walizkę i poszłam. Justin również wysiadł z samochodu. Tylko chwilę później. Podszedł od tyłu lotniska żeby nad wszystkim czuwać. Ja powoli weszłam  i od razu rzuciła mi się w oczy ta kobieta. Dała mi znak rękawiczką. Wtedy przyśpieszyłam kroku. Dyskretnie podałam jej walizkę po czym od razu wyszłam. Nie obyło się również od „goryli”. Byłam tak blisko wyjścia, kiedy dwoje facetów podeszło do mnie i zaczęli mi grozić. Wiedziałam, że Justin mi nie pomoże, dlatego sama się z nimi uporałam. Poszło dość szybko. Zostawiłam ich posiniaczonych i zakrwawionych zaraz przed tylnym wyjściem z lotniska. Pobiegłam do samochodu i szybko wsiadłam. Justin odjechał i kiedy byłam już bezpieczna zdjęłam okulary przeciwsłoneczne.
- Nie znałem cię od tej strony – Justin spojrzał na mnie z podziwem
- To już znasz – uśmiechnęłam się tajemniczo
- Dobra robota, bardzo ci dziękuję
- Justin, nie ma sprawy – pocałowałam go w policzek
Chwilę później byliśmy u mnie w domu. Pod drzwiami czekała już Caitlin. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w kuchni.
- I jak poszło? – Caitlin spojrzała na Justina
- Mamy nowego zawodowca – Juss uśmiechnął się
- Jest aż taka dobra?
- Oj tak, kolejny uczeń z rąk tamtej babki przerósł mistrza
*DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
SELENA
Było jeszcze kilka takich akcji, gdzie musiałam pomóc Justinowi. Za każdym razem zostawiałam za sobą półżywych ludzi. Teraz nie przeszkadzało mi to, a kiedyś nawet bym muchy nie próbowała zabić. Justin za każdym razem dziękował mi, ale też przejmował się i martwił. Zawsze był ze mną. Co prawda z boku, ale był i to to dodawało mi siły. Caitlin również czasem miała coś przekazać, jednak ja robiłam to częściej. Wiedziałam, że nie podoba jej się to, ale to Justin jest szefem i wie kogo wysyła. Tym bardziej, że to poważne sprawy i gdybym była zła to nie pozwoliłby mi nigdzie iść. Z siostrą nie miałam prawie żadnego kontaktu. Z jej dziećmi również. Bałam się, że mogła im coś zrobić, ale to również nie była moja sprawa.  Ja wcale nie byłam lepsza od ich matki. A Julie? Całkowicie słuch o niej zaginął. Nie odezwała się, numer zmieniła, nie miałam możliwości nawet porozmawiania z nią. Aż do tego dnia. Szłam ze sklepu do domu. Justina nie było ze mną. Sprzątał. Zauważyłam nagle dwóch ogromnych facetów a między nimi moja siostra. Tak bardzo się przestraszyłam, ale przypomniałam sobie w duchu że już nie jestem tą grzeczną. Musiałam jej pomóc. Rzuciłam torby z zakupami na ziemię i podbiegłam. Dałam jej znak żeby nic nie mówiła ani nie zwracała na mnie uwagi. Zrozumiała i udawała jakby nadal była tam sama. Wtedy zrobiłam coś czego nigdy nie zrobiłam. Przyłożyłam broń jednemu z mężczyzn do głowy i zagroziłam mu.
- Zrób jej krzywdę a zginiesz i ty i twój koleżka!
Widać było, że się przestraszył. Odwrócił się i próbował się mnie pozbyć. Zadał mi kilka mocnych uderzeń, ale nie popłakałam się i nie zostałam mu dłużna. Kiedy wreszcie leżał na ziemi i nie miał siły zajęłam się drugim. Nie był tak oporny jak jego kolega i dobrowolnie odszedł zabierając ze sobą tamtego.
- Julie! Nic ci nie jest? – przytuliłam siostrę
- Nie, naprawdę – również przytuliła się do mnie
- Przepraszam byłam złą siostrą
- Nie, nie byłaś. Dziękuję, dzięki tobie żyję. Już kiedyś się do mnie przyczepili, ale teraz było poważniej. Od kiedy jesteś taka?
- Jaka? – zapytałam
- Nie jesteś już taka sama, to nawet dobrze bo gdyby nie ty, już by mnie tu nie było
Julie jeszcze kilka razy mi podziękowała po czym odeszła. Po raz pierwszy zrobiłam coś takiego, kiedy byłam sama. Zawsze kiedy Justina nie było w pobliżu stawałam się bezsilna. Teraz było zupełnie inaczej. Pozbierałam zakupy i wróciłam do domu.
- Sel, Jezus nic ci nie jest skarbie? – od razu do mnie podbiegł i przytulił
- Co się stało?
- Caitlin mi mówiła, co zrobiłaś z tymi dwoma typami co chcieli skrzywdzić twoją siostrę
- Skąd ona wie?
- Przechodziła obok i przed chwilą do mnie zadzwoniła
- Justin, jestem dużą dziewczynką, sam widzisz umiem sobie radzić
- Jestem z ciebie dumny – uśmiechnął się i zabrał ode mnie siatki

Poszłam do salonu i włączyłam telewizję. Potem dołączył do mnie Justin. Oglądaliśmy jakiś film. W końcu zaczęło się ściemniać. Było dość późno. Chciałam wziąć pilota, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Chwilę się zawahałam ale Juss powiedział, że mam otworzyć i że nic mi się nie stanie. Zrobiłam to. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom przed moimi drzwiami ujrzałam… 



___________________________________________________
Trochę zmian się pojawiło. Jeśli już to widzisz proszę skomentuj :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz