SELENA
Przed
drzwiami stała Emily razem z Olivią i
Jack’iem. Byłam zdziwiona, ale wpuściłam ich do środka. Usiedliśmy razem w
salonie. Justin poszedł do kuchni zrobić im coś ciepłego do picia. Po chwili
wrócił.
- Emily, co
ty tu robisz? – spytałam, kiedy Juss podał Olivi kubek z herbatą
- Nie mogłam
tam zostać, chciałam cię poprosić o tym czasowy nocleg dla mnie i dzieci…
-
Oczywiście, że się zgadzam, ale czemu nie mogłaś tam zostać?
- To długa
historia. Mogę ci opowiedzieć, ale jak dzieci pójdą już spać. Nie chcę ich
dręczyć tym tematem.
Przytaknęłam.
Zabrałam wszystkich na górę. Emily zajęła swój stary pokój, a dzieci otrzymały
ten, w którym mieszkała Julie. Jack od razu padł na łóżko i usnął, Olivia
poszła w jego ślady i już po 10 minutach obydwoje słodko spali. Ponownie
zeszłam do salonu i usiadłam koło siostry.
- Naprawdę
chcesz wiedzieć? – zapytała odwracając głowę w moją stronę
- Chcę –
wzięłam ją za rękę – pomogę ci
- A więc
tak. Pamiętasz ten dzień, kiedy byłaś w Las Vegas i przyszłaś do mnie? Głupie
pytanie wiem, że pamiętasz. Wiem w jakim byłam stanie i w jakim były moje
dzieci. Przepraszam, że tak cię wtedy potraktowałam. Wiem także, że dzieciaki
poszły za tobą i Justinem. Domyślam się, że powiedziały ci jaka jest prawda,
ale…
- Ale?
- Ale, nie
powiedziały wszystkiego. Uciekłam stamtąd właśnie dlatego.
Jeszcze
przez dwie godziny rozmawiałam z siostrą. Wyjaśniła mi wszystko ja to
zrozumiałam. Chciałam ją wesprzeć, jakoś pomóc, ale nie miałam takiej
możliwości. Serce pękało mi na myśl o tym wszystkim, tak bardzo mnie to bolało.
W końcu zaprowadziłam Emily do jej pokoju. Wzięła prysznic i położyła się spać,
ja po jakimś czasie zrobiłam to samo.
*KILKA
MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
Emily wraz z
dziećmi pomieszkała przez jakiś czas ze mną, ale w końcu stwierdziła, że musi
opuścić ten dom. Spakowała wszystkie swoje rzeczy i po prostu wyjechała. Nie
miałam możliwości zatrzymania jej, po co? I tak zrobiłaby to co zamierzała a ja
tylko bardziej bym się tym przejmowała i stresowała. Ogólnie te kilka miesięcy
dużo zmieniło w moim życiu. Justin
rozkręcił swoją „karierę” muzyczną. Zaczął nagrywać piosenki i
teledyski. Od zawsze wiedziałam, że ma talent, ale że coś z tego będzie? O tym
nie pomyślałabym nigdy w życiu. Ale stało się. Miał dla mnie coraz mniej czasu,
ale to chyba normalne. Był zajęty, nie ukrywam trochę mnie to bolało. Tego dnia
obudziłam się około 11. Ciepły blask słońca padał centralnie na moją twarz. Nie
miałam ochoty wstawać, było mi ciepło i wygodnie, ale nic nie trwa wiecznie.
Podniosłam się i poszłam do łazienki. Odprawiłam codzienne „rytuały”, ubrałam
się, związałam włosy w niechlujnego koka i zeszłam na dół. Zauważyłam Justina,
który siedział w salonie na kanapie zastanawiając się nad czymś.
- Justin, co
jest? – zapytałam siadając koło niego
- Bo… ja
muszę ci coś powiedzieć – zająkał się
- Słucham.
- Wyjeżdżam…
- spuścił głowę
- Co?!
- Muszę
wyjechać.
- Jak długo?
– zapytałam odwracając głowę, żeby nie widział łez, które wydostały się z moich
oczu
- Miesiąc,
albo dwa, nie wiem. Sel posłuchaj, muszę.
- Nic nie
mów, okej jedź! – krzyknęłam zła i wstałam z kanapy
- Czekaj! –
złapał mnie za rękę i z powrotem posadził koło siebie – Proszę cię, nie chcę
takiego pożegnania…
- Czemu
dopiero teraz mi o tym mówisz?! – nadal nie zniżałam tonu
- A kiedy
miałem to zrobić co?! Przy twojej siostrze, przy dzieciakach?! Wiedziałem, że
będzie to wyglądać tak jak teraz, dlatego!
- Wiesz co?
Mogłeś chociaż powiedzieć, że coś takiego może mieć miejsce, wcześniej a nie
teraz! Kiedy wyjeżdżasz?
- Dzisiaj…
- Cudownie!
Świetnie! Miłej zabawy ci życzę! – wstałam i pobiegłam do pokoju
Nie wiem co
mnie tak rozzłościło. Może to, że bałam się tego, że znajdzie jakąś inną
dziewczynę, lepszą, ładniejszą ode mnie a ja nie będę mu potrzebna i mnie
zostawi. Nie chciałam, żeby tak wyglądało nasze pożegnanie. Mógł powiedzieć
wcześniej, ale po co? Przecież mogę dowiedzieć się ostatnia w dzień wyjazdu.
Siedziałam sama przez jakąś godzinę. Co mogłam robić? Płakałam, nic innego mi
nie pozostało.
- Sel… -
usłyszałam Justina pod drzwiami
- Idź stąd!
- Proszę
wpuść mnie…
- Nie!
- Kochanie…
Chciałam być
silna, nie dać się tym słowom, które i tak zdawały się na nic, ale nie udało mi
się. Zmiękłam i otworzyłam drzwi.
- Czego
chcesz? – zapytałam oschło
-
Przepraszam… Mogłem wcześniej ci powiedzieć, ale nie zrobiłem tego. Naprawdę
nie chcę zostawiać cię wściekłej…
- Daj
spokój… to ja przepraszam, zrobiłam awanturę o nic tak naprawdę, ale…
- Ale?
- Ale boje
się, że jak pojedziesz to nie wrócisz do mnie. Będziesz mieć inną a ja pójdę w
odstawkę… - czułam jak kolejne łzy napływały mi do oczu
- Sel,
skarbie *przytulił mnie mocno* nigdy cię nie zostawię. Nie mógłbym znaleźć
sobie kogoś innego, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, nie potrzebuje jakiś
innych – uśmiechnął się i pocałował mnie w głowę
- Obiecaj…
- Obiecuję
Można
powiedzieć, że uwierzyłam. Jestem głupia, przecież, każdy wie jak to się
skończy, albo nie wróci wcale, albo z jakąś laską u boku. Szczerze mówiąc
powinnam wierzyć, ale w co? Mam wmawiać sobie coś, co nie jest pewne na 100%,
mam na siłę zmuszać siebie do wierzenia w te głupoty. Czas pokaże co się
wydarzy, mówią, że nikt nie ma na to wpływu, a jednak. To zależy ode mnie i
Justina. Od tego jak będziemy się zachowywać, jakie decyzje podejmować. To jest
jak najbardziej zależne, od ludzi, którzy czekają na to co się wydarzy. Nie
pozostawało mi nic innego, jak pomóc mu się spakować i pożegnać się. Tak też
zrobiłam. Godzinę później, miał już gotowe walizki i pakował je do samochodu.
Pojechałam z nim. Jakieś 15 minut później staliśmy na lotnisku.
- Wrócę
niedługo, obiecuję ci to – przytulił mnie mocno
- Mam
nadzieję… - kilka łez popłynęło mi po policzkach
- Nie płacz,
proszę, będziemy rozmawiać przez telefon, na skype, w ogóle wszędzie gdzie się
da. Ten czas minie ci bardzo szybko – uśmiechnął się i otarł strużki wody na
moich czerwonych polikach
- Będę
tęsknić – wymamrotałam przez łzy które bezustannie nachodziły mi do oczu
- Kocham cię
Sel – przytulił mnie jeszcze mocniej
Pożegnanie
nie trwało zbyt długo. Już minutę później, widziałam jak odchodzi, jak podaje
bilety i zabierają jego bagaże. Płakałam przez cały czas, ale nie mogłam iść
stamtąd wiedząc, że on nadal tam jest. Nie potrafię w pełni opisać tego, tego
strachu, że już nigdy mogę go nie zobaczyć, tego smutku, że zostałam sama, tego
bólu, który towarzyszy rozstaniu. Godzinę później byłam już w domu. Poszłam do
pokoju i położyłam się na łóżku z włączonym laptopem. Schowałam głowę w
poduszkę, jakbym bała się, że ktoś mnie zobaczy.
- Otrząśnij
się Sel! – takie myśli chodziły mi po głowie
No tak, mogę
mówić, ale nie zmienię tego co robię. Starałam zająć się czymś innym, ale nic
mi nie wychodziło. Co wzięłam do ręki to wypadało, nie miałam cierpliwości na
nic. W końcu wstałam z łóżka, wytarłam łzy chusteczką i zeszłam do kuchni.
Otworzyłam małą szafeczkę nad zlewem i wyjęłam z niej mój ulubiony
różowo-fioletowy kubek. Z innej szafki wyjęłam torebkę herbaty, która sekundę
później leżała w kubku. Zalałam ją wodą i posłodziłam. Była gorąca, dlatego
postawiłam ja na biurku i czekałam aż ostygnie. Odwiedziłam moje ulubione
strony internetowe, wśród nich były: twitter, facebook, instagram i ask. Na
które konto nie weszłam widziałam miliony wiadomości od „fanek” Justina z
prośbą o follow czy zaakceptowanie zaproszenia do znajomych. Postanowiłam, że
choć trochę je uszczęśliwię. Oczywiście follow ode mnie to nie to samo co od
Justina, ale wiem, że i z tego powodu się cieszyły, dlatego zaobserwowałam
wszystkich, którzy obserwowali mnie. Chwilę później dostałam masę tweet’ów z
podziękowaniami, na każdy odpowiedziałam. Choć trochę rozweseliło mnie to.
Zalogowałam się na skype i od razu zauważyłam, że Justin jest aktywny. Nie
chciałam pierwsza dzwonić i czekałam aż on to zrobi pierwszy. Tak jak
przypuszczałam, zrobił to. Odebrałam.
- Hej. –
powitał mnie uśmiechem na twarzy
- Hej Justin…
- trochę posmutniałam
- Co jest? Nie
smuć się proszę. – zrobił minę szczeniaczka błagającego o jedzenie
- Nie nic,
wszystko okej – uśmiechnęłam się – Jak lot?
- A nawet
dobrze, ogólnie ludzie fajni, ale był jakiś problem z samolotem i dlatego się
przedłużyło.
- Mam
nadzieję, że to nie było coś poważnego.
- Nie,
spokojnie – znowu się uśmiechnął
- Justin, no
chodź, nie mogę dłużej czekać… - usłyszałam głos jakiejś kobiety w tle
- Justin co
to do cholery ma znaczyć?! – krzyknęłam a w oczach momentalnie miałam ocean
- Sel,
skarbie, słuchaj to nie tak jak myślisz, wytłumaczę ci…
- Nie!
Dziękuję, wiem jak jest! – zamknęłam laptopa, tym samym rozłączając się
To było jak
uderzenie nożem prosto w brzuch. Może faktycznie powinnam dać mu wytłumaczyć,
może to jakaś babka od teledysku, jakaś modelka czy ktoś. Zaczęłam się nad tym
zastanawiać, ale to zdanie które wypowiedziała, no żadna kobieta z branży
muzycznej chyba by tak nie powiedziała. Nie mogłam usiedzieć w domu. Zabrałam
telefon z szafeczki, ubrałam czarną bluzę, buty i wyszłam z domu. Wychodząc z
posesji, nałożyłam bluzę i kaptur. Poszłam w miejsce, gdzie nikt nie przebywał,
gdzie mogłam się zaszyć i w ciszy i spokoju przemyśleć różne sprawy. Było już
ciemno, nawet to jeszcze lepiej, nikt mnie nie rozpozna. Po 20 minutach drogi
dotarłam na skałki. Kilka małych i dużych kamieni obok siebie. Coś w stylu „mini
gór”. Zawsze przychodziłam tu sama. Również tym razem usiadłam i schowałam twarz
w dłonie. Zaczął padać deszcz, co znacząco mi nie przeszkadzało. Nie
zamierzałam jak na razie się stamtąd ruszyć. Bluzę miałam już prawie
przemoczoną. W końcu poczułam zimno. Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w
stronę domu. Szłam spokojnie, patrząc na te ciche puste ulice. Było tak
pięknie. Każda z nich rozświetlona latarniami, aż nagle, wpadłam na kogoś.
-
Przepraszam – wymusiłam to z siebie nie mając ochoty na rozmowę z nikim przez
dłużej niż minutę
- Nie to ja
przepraszam – usłyszałam ciepły głos jakiegoś chłopaka – wszystko okej?
- Tak, jak
najbardziej. – nie chciałam podnosić głowy, ale jednak odruchowo to zrobiłam
- Jestem Nathan
– spojrzał również na mnie
- Sel, to
znaczy Selena – poprawiłam się szybko
- Jesteś
stąd?
- Tak, mieszkam
tu od urodzenia, a ty chyba niedawno się tutaj przeprowadziłeś prawda?
- Tak,
dokładniej dzisiaj – uśmiechnął się
Rozmowa
jeszcze chwilę się kleiła. Czas minął mi bardzo szybko. Rozmawiałam z nim ponad
godzinę. Wróciłam do domu. Była już 22. Poszłam pod prysznic, umyłam się
dokładnie, po czym odwiedziłam jeszcze raz serwisy społecznościowe, kolejne wiadomości widniały na moim profilu i w
prywatnych konwersacjach. Z jednej strony to takie miłe a z drugiej uciążliwe.
Chcę napisać do znajomej ale nie mogę, bo wszystko zawalone jest powiadomieniami
od jakichś kompletnie nieznanych mi dziewczyn. Nie miałam już siły, dlatego
wyłączyłam komputer i poszłam spać.
*NASTĘPNEGO
DNIA*
Obudziłam
się około 11, może chwilę po. Słońca nie było, zamiast niego na niebie kłębiły
się czarne chmury zapowiadające burzę i niezłą ulewę. Żadna radość z
wychodzenia dzisiaj na dwór. Chciałam ten dzień spędzić jakoś normalnie, ale
znowu moje myśli były poświęcone Justinowi. Żeby jakoś zapomnieć, włączyłam
sobie film na DVD, zrobiłam popcorn i w ulubionej piżamie usiadłam przed
telewizorem w moim pokoju. Cały dzień sama, cały dzień tylko dla mnie. Hm..?
Może dobrze, może źle, każdy odbierze to inaczej. Film trwał od dobrej godziny,
kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zebrałam swoje „zwłoki” z kanapy i poszłam
otworzyć. Zrobiłam to a tam stał Nathan.
- Hej –
powiedział uśmiechając się
- Hej – powiedziałam
nie wahając się
- Chcesz
gdzieś iść? Mieliśmy iść na jakieś
ciastko pamiętasz?
- O cholera…
zapomniałam, zresztą sam widzisz, jestem w piżamie, nieumalowana, nieubrana
kompletnie nic. Wejdź, a ja się szybko ogarnę.
Tak było. 30
minut później wychodziłam już z domu. Zaczęłam zastanawiać się, co ja właściwie
robię, po co ja z nim idę? Kilka tłumaczeń przyszło mi do głowy. Wmawiałam to
sobie, ale na marne. Wracając do tego co się wydarzyło. Poszliśmy do tej samej
cukierni, w której kilka miesięcy temu, byłam z Justinem. Widać, że pracownice
mnie pamiętały. Zrobiły srogą minę na mój widok, na co ja odpowiedziałam im
tylko uśmiechem. Co mogłam innego zrobić, podejść i zacząć się drzeć? Uznałyby
mnie za wariatkę, a przecież nią nie jestem. Usiedliśmy przy stoliku, a po
chwili złożyliśmy małe zamówienia. Rozmowa była dość sensowna, ale widziałam,
że Nathan jest już znudzony słuchaniem o mnie. Jakoś przetrwałam to spotkanie.
Praktycznie cały dzień spędziłam z nim, kiedy się ściemniło byłam już w domu.
Poszłam się przebrać i usiadłam do komputera. Na skype miałam wiadomość od
Justina. Od razu ją przeczytałam:
„Idź do salonu, na
odtwarzaczu DVD leży karteczka, proszę weź ją i przeczytaj.”
Jak kazał
tak zrobiłam. Zbiegłam po schodach, jak zwykle w piżamie, a właściwie samej
koszulce o kilka rozmiarów za dużej. Uklęknęłam do odtwarzacza filmów i
wyciągnęłam malutką karteczkę, dokładnie tak jak Justin mówił, wzięłam
otworzyłam i zaczęłam czytać, niewiele tam było napisane, a dokładnie to:
„ODWRÓĆ SIĘ SEL. JUSTIN”
Po raz
kolejny zrobiłam tak jak prosił, odwróciłam się, a wtedy doznałam szoku,
dokładnie przede mną….
_________________________________________________
trochę zmian się narobiło :) następny rozdział pojawi się jak
będą dwa komentarze :) taki tam szantaż
Świetny blog, pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńDawaj ten rozdział następny proooooosze cie
OdpowiedzUsuń