piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział VI

SELENA

Przed drzwiami stała Emily razem z Olivią  i Jack’iem. Byłam zdziwiona, ale wpuściłam ich do środka. Usiedliśmy razem w salonie. Justin poszedł do kuchni zrobić im coś ciepłego do picia. Po chwili wrócił.
- Emily, co ty tu robisz? – spytałam, kiedy Juss podał Olivi kubek z herbatą
- Nie mogłam tam zostać, chciałam cię poprosić o tym czasowy nocleg dla mnie i dzieci…
- Oczywiście, że się zgadzam, ale czemu nie mogłaś tam zostać?
- To długa historia. Mogę ci opowiedzieć, ale jak dzieci pójdą już spać. Nie chcę ich dręczyć tym tematem.
Przytaknęłam. Zabrałam wszystkich na górę. Emily zajęła swój stary pokój, a dzieci otrzymały ten, w którym mieszkała Julie. Jack od razu padł na łóżko i usnął, Olivia poszła w jego ślady i już po 10 minutach obydwoje słodko spali. Ponownie zeszłam do salonu i usiadłam koło siostry.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała odwracając głowę w moją stronę
- Chcę – wzięłam ją za rękę – pomogę ci
- A więc tak. Pamiętasz ten dzień, kiedy byłaś w Las Vegas i przyszłaś do mnie? Głupie pytanie wiem, że pamiętasz. Wiem w jakim byłam stanie i w jakim były moje dzieci. Przepraszam, że tak cię wtedy potraktowałam. Wiem także, że dzieciaki poszły za tobą i Justinem. Domyślam się, że powiedziały ci jaka jest prawda, ale…
- Ale?
- Ale, nie powiedziały wszystkiego. Uciekłam stamtąd właśnie dlatego.
Jeszcze przez dwie godziny rozmawiałam z siostrą. Wyjaśniła mi wszystko ja to zrozumiałam. Chciałam ją wesprzeć, jakoś pomóc, ale nie miałam takiej możliwości. Serce pękało mi na myśl o tym wszystkim, tak bardzo mnie to bolało. W końcu zaprowadziłam Emily do jej pokoju. Wzięła prysznic i położyła się spać, ja po jakimś czasie zrobiłam to samo.

*KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ*

Emily wraz z dziećmi pomieszkała przez jakiś czas ze mną, ale w końcu stwierdziła, że musi opuścić ten dom. Spakowała wszystkie swoje rzeczy i po prostu wyjechała. Nie miałam możliwości zatrzymania jej, po co? I tak zrobiłaby to co zamierzała a ja tylko bardziej bym się tym przejmowała i stresowała. Ogólnie te kilka miesięcy dużo zmieniło w moim życiu. Justin  rozkręcił swoją „karierę” muzyczną. Zaczął nagrywać piosenki i teledyski. Od zawsze wiedziałam, że ma talent, ale że coś z tego będzie? O tym nie pomyślałabym nigdy w życiu. Ale stało się. Miał dla mnie coraz mniej czasu, ale to chyba normalne. Był zajęty, nie ukrywam trochę mnie to bolało. Tego dnia obudziłam się około 11. Ciepły blask słońca padał centralnie na moją twarz. Nie miałam ochoty wstawać, było mi ciepło i wygodnie, ale nic nie trwa wiecznie. Podniosłam się i poszłam do łazienki. Odprawiłam codzienne „rytuały”, ubrałam się, związałam włosy w niechlujnego koka i zeszłam na dół. Zauważyłam Justina, który siedział w salonie na kanapie zastanawiając się nad czymś.
- Justin, co jest? – zapytałam siadając koło niego
- Bo… ja muszę ci coś powiedzieć – zająkał się
- Słucham.
- Wyjeżdżam… - spuścił głowę
- Co?!
- Muszę wyjechać.
- Jak długo? – zapytałam odwracając głowę, żeby nie widział łez, które wydostały się z moich oczu
- Miesiąc, albo dwa, nie wiem. Sel posłuchaj, muszę.
- Nic nie mów, okej jedź! – krzyknęłam zła i wstałam z kanapy
- Czekaj! – złapał mnie za rękę i z powrotem posadził koło siebie – Proszę cię, nie chcę takiego pożegnania…
- Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?! – nadal nie zniżałam tonu
- A kiedy miałem to zrobić co?! Przy twojej siostrze, przy dzieciakach?! Wiedziałem, że będzie to wyglądać tak jak teraz, dlatego!
- Wiesz co? Mogłeś chociaż powiedzieć, że coś takiego może mieć miejsce, wcześniej a nie teraz! Kiedy wyjeżdżasz?
- Dzisiaj…
- Cudownie! Świetnie! Miłej zabawy ci życzę! – wstałam i pobiegłam do pokoju
Nie wiem co mnie tak rozzłościło. Może to, że bałam się tego, że znajdzie jakąś inną dziewczynę, lepszą, ładniejszą ode mnie a ja nie będę mu potrzebna i mnie zostawi. Nie chciałam, żeby tak wyglądało nasze pożegnanie. Mógł powiedzieć wcześniej, ale po co? Przecież mogę dowiedzieć się ostatnia w dzień wyjazdu. Siedziałam sama przez jakąś godzinę. Co mogłam robić? Płakałam, nic innego mi nie pozostało.
- Sel… - usłyszałam Justina pod drzwiami
- Idź stąd!
- Proszę wpuść mnie…
- Nie!
- Kochanie…
Chciałam być silna, nie dać się tym słowom, które i tak zdawały się na nic, ale nie udało mi się. Zmiękłam i otworzyłam drzwi.
- Czego chcesz? – zapytałam oschło
- Przepraszam… Mogłem wcześniej ci powiedzieć, ale nie zrobiłem tego. Naprawdę nie chcę zostawiać cię wściekłej…
- Daj spokój… to ja przepraszam, zrobiłam awanturę o nic tak naprawdę, ale…
- Ale?
- Ale boje się, że jak pojedziesz to nie wrócisz do mnie. Będziesz mieć inną a ja pójdę w odstawkę… - czułam jak kolejne łzy napływały mi do oczu
- Sel, skarbie *przytulił mnie mocno* nigdy cię nie zostawię. Nie mógłbym znaleźć sobie kogoś innego, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, nie potrzebuje jakiś innych – uśmiechnął się i pocałował mnie w głowę
- Obiecaj…
- Obiecuję
Można powiedzieć, że uwierzyłam. Jestem głupia, przecież, każdy wie jak to się skończy, albo nie wróci wcale, albo z jakąś laską u boku. Szczerze mówiąc powinnam wierzyć, ale w co? Mam wmawiać sobie coś, co nie jest pewne na 100%, mam na siłę zmuszać siebie do wierzenia w te głupoty. Czas pokaże co się wydarzy, mówią, że nikt nie ma na to wpływu, a jednak. To zależy ode mnie i Justina. Od tego jak będziemy się zachowywać, jakie decyzje podejmować. To jest jak najbardziej zależne, od ludzi, którzy czekają na to co się wydarzy. Nie pozostawało mi nic innego, jak pomóc mu się spakować i pożegnać się. Tak też zrobiłam. Godzinę później, miał już gotowe walizki i pakował je do samochodu. Pojechałam z nim. Jakieś 15 minut później staliśmy na lotnisku.
- Wrócę niedługo, obiecuję ci to – przytulił mnie mocno
- Mam nadzieję… - kilka łez popłynęło mi po policzkach
- Nie płacz, proszę, będziemy rozmawiać przez telefon, na skype, w ogóle wszędzie gdzie się da. Ten czas minie ci bardzo szybko – uśmiechnął się i otarł strużki wody na moich czerwonych polikach
- Będę tęsknić – wymamrotałam przez łzy które bezustannie nachodziły mi do oczu
- Kocham cię Sel – przytulił mnie jeszcze mocniej
Pożegnanie nie trwało zbyt długo. Już minutę później, widziałam jak odchodzi, jak podaje bilety i zabierają jego bagaże. Płakałam przez cały czas, ale nie mogłam iść stamtąd wiedząc, że on nadal tam jest. Nie potrafię w pełni opisać tego, tego strachu, że już nigdy mogę go nie zobaczyć, tego smutku, że zostałam sama, tego bólu, który towarzyszy rozstaniu. Godzinę później byłam już w domu. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku z włączonym laptopem. Schowałam głowę w poduszkę, jakbym bała się, że ktoś mnie zobaczy.
- Otrząśnij się Sel! – takie myśli chodziły mi po głowie
No tak, mogę mówić, ale nie zmienię tego co robię. Starałam zająć się czymś innym, ale nic mi nie wychodziło. Co wzięłam do ręki to wypadało, nie miałam cierpliwości na nic. W końcu wstałam z łóżka, wytarłam łzy chusteczką i zeszłam do kuchni. Otworzyłam małą szafeczkę nad zlewem i wyjęłam z niej mój ulubiony różowo-fioletowy kubek. Z innej szafki wyjęłam torebkę herbaty, która sekundę później leżała w kubku. Zalałam ją wodą i posłodziłam. Była gorąca, dlatego postawiłam ja na biurku i czekałam aż ostygnie. Odwiedziłam moje ulubione strony internetowe, wśród nich były: twitter, facebook, instagram i ask. Na które konto nie weszłam widziałam miliony wiadomości od „fanek” Justina z prośbą o follow czy zaakceptowanie zaproszenia do znajomych. Postanowiłam, że choć trochę je uszczęśliwię. Oczywiście follow ode mnie to nie to samo co od Justina, ale wiem, że i z tego powodu się cieszyły, dlatego zaobserwowałam wszystkich, którzy obserwowali mnie. Chwilę później dostałam masę tweet’ów z podziękowaniami, na każdy odpowiedziałam. Choć trochę rozweseliło mnie to. Zalogowałam się na skype i od razu zauważyłam, że Justin jest aktywny. Nie chciałam pierwsza dzwonić i czekałam aż on to zrobi pierwszy. Tak jak przypuszczałam, zrobił to. Odebrałam.
- Hej. – powitał mnie uśmiechem na twarzy
- Hej Justin… - trochę posmutniałam
- Co jest? Nie smuć się proszę. – zrobił minę szczeniaczka błagającego o jedzenie
- Nie nic, wszystko okej – uśmiechnęłam się – Jak lot?
- A nawet dobrze, ogólnie ludzie fajni, ale był jakiś problem z samolotem i dlatego się przedłużyło.
- Mam nadzieję, że to nie było coś poważnego.
- Nie, spokojnie – znowu się uśmiechnął
- Justin, no chodź, nie mogę dłużej czekać… - usłyszałam głos jakiejś kobiety w tle
- Justin co to do cholery ma znaczyć?! – krzyknęłam a w oczach momentalnie miałam ocean
- Sel, skarbie, słuchaj to nie tak jak myślisz, wytłumaczę ci…
- Nie! Dziękuję, wiem jak jest! – zamknęłam laptopa, tym samym rozłączając się
To było jak uderzenie nożem prosto w brzuch. Może faktycznie powinnam dać mu wytłumaczyć, może to jakaś babka od teledysku, jakaś modelka czy ktoś. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ale to zdanie które wypowiedziała, no żadna kobieta z branży muzycznej chyba by tak nie powiedziała. Nie mogłam usiedzieć w domu. Zabrałam telefon z szafeczki, ubrałam czarną bluzę, buty i wyszłam z domu. Wychodząc z posesji, nałożyłam bluzę i kaptur. Poszłam w miejsce, gdzie nikt nie przebywał, gdzie mogłam się zaszyć i w ciszy i spokoju przemyśleć różne sprawy. Było już ciemno, nawet to jeszcze lepiej, nikt mnie nie rozpozna. Po 20 minutach drogi dotarłam na skałki. Kilka małych i dużych kamieni obok siebie. Coś w stylu „mini gór”. Zawsze przychodziłam tu sama. Również tym razem usiadłam i schowałam twarz w dłonie. Zaczął padać deszcz, co znacząco mi nie przeszkadzało. Nie zamierzałam jak na razie się stamtąd ruszyć. Bluzę miałam już prawie przemoczoną. W końcu poczułam zimno. Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę domu. Szłam spokojnie, patrząc na te ciche puste ulice. Było tak pięknie. Każda z nich rozświetlona latarniami, aż nagle, wpadłam na kogoś.
- Przepraszam – wymusiłam to z siebie nie mając ochoty na rozmowę z nikim przez dłużej niż minutę
- Nie to ja przepraszam – usłyszałam ciepły głos jakiegoś chłopaka – wszystko okej?
- Tak, jak najbardziej. – nie chciałam podnosić głowy, ale jednak odruchowo to zrobiłam
- Jestem Nathan – spojrzał również na mnie
- Sel, to znaczy Selena – poprawiłam się szybko
- Jesteś stąd?
- Tak, mieszkam tu od urodzenia, a ty chyba niedawno się tutaj przeprowadziłeś prawda?
- Tak, dokładniej dzisiaj – uśmiechnął się
Rozmowa jeszcze chwilę się kleiła. Czas minął mi bardzo szybko. Rozmawiałam z nim ponad godzinę. Wróciłam do domu. Była już 22. Poszłam pod prysznic, umyłam się dokładnie, po czym odwiedziłam jeszcze raz serwisy społecznościowe, kolejne  wiadomości widniały na moim profilu i w prywatnych konwersacjach. Z jednej strony to takie miłe a z drugiej uciążliwe. Chcę napisać do znajomej ale nie mogę, bo wszystko zawalone jest powiadomieniami od jakichś kompletnie nieznanych mi dziewczyn. Nie miałam już siły, dlatego wyłączyłam komputer i poszłam spać.


*NASTĘPNEGO DNIA*


Obudziłam się około 11, może chwilę po. Słońca nie było, zamiast niego na niebie kłębiły się czarne chmury zapowiadające burzę i niezłą ulewę. Żadna radość z wychodzenia dzisiaj na dwór. Chciałam ten dzień spędzić jakoś normalnie, ale znowu moje myśli były poświęcone Justinowi. Żeby jakoś zapomnieć, włączyłam sobie film na DVD, zrobiłam popcorn i w ulubionej piżamie usiadłam przed telewizorem w moim pokoju. Cały dzień sama, cały dzień tylko dla mnie. Hm..? Może dobrze, może źle, każdy odbierze to inaczej. Film trwał od dobrej godziny, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zebrałam swoje „zwłoki” z kanapy i poszłam otworzyć. Zrobiłam to a tam stał Nathan.
- Hej – powiedział uśmiechając się
- Hej – powiedziałam nie wahając się
- Chcesz gdzieś iść? Mieliśmy iść  na jakieś ciastko pamiętasz?
- O cholera… zapomniałam, zresztą sam widzisz, jestem w piżamie, nieumalowana, nieubrana kompletnie nic. Wejdź, a ja się szybko ogarnę.
Tak było. 30 minut później wychodziłam już z domu. Zaczęłam zastanawiać się, co ja właściwie robię, po co ja z nim idę? Kilka tłumaczeń przyszło mi do głowy. Wmawiałam to sobie, ale na marne. Wracając do tego co się wydarzyło. Poszliśmy do tej samej cukierni, w której kilka miesięcy temu, byłam z Justinem. Widać, że pracownice mnie pamiętały. Zrobiły srogą minę na mój widok, na co ja odpowiedziałam im tylko uśmiechem. Co mogłam innego zrobić, podejść i zacząć się drzeć? Uznałyby mnie za wariatkę, a przecież nią nie jestem. Usiedliśmy przy stoliku, a po chwili złożyliśmy małe zamówienia. Rozmowa była dość sensowna, ale widziałam, że Nathan jest już znudzony słuchaniem o mnie. Jakoś przetrwałam to spotkanie. Praktycznie cały dzień spędziłam z nim, kiedy się ściemniło byłam już w domu. Poszłam się przebrać i usiadłam do komputera. Na skype miałam wiadomość od Justina. Od razu ją przeczytałam:

„Idź do salonu, na odtwarzaczu DVD leży karteczka, proszę weź ją i przeczytaj.”

Jak kazał tak zrobiłam. Zbiegłam po schodach, jak zwykle w piżamie, a właściwie samej koszulce o kilka rozmiarów za dużej. Uklęknęłam do odtwarzacza filmów i wyciągnęłam malutką karteczkę, dokładnie tak jak Justin mówił, wzięłam otworzyłam i zaczęłam czytać, niewiele tam było napisane, a dokładnie to:

„ODWRÓĆ SIĘ SEL. JUSTIN”


Po raz kolejny zrobiłam tak jak prosił, odwróciłam się, a wtedy doznałam szoku, dokładnie przede mną….



_________________________________________________
    trochę zmian się narobiło :) następny rozdział pojawi się jak
    będą dwa komentarze :) taki tam szantaż  

2 komentarze: