środa, 18 grudnia 2013

Rozdział VIII

SELENA

Ten widok był piękny. Malutki domek na środku polanki, która obrośnięta była przepiękną zieloną trawą i kolorowymi kwiatkami, a za nim rozciągał się widok zachodu słońca. Niebo przybrało dość wyjątkowy kolor. Nie wiem jak mam to opisać, nie da się. Musielibyście zobaczyć sami.
- Niespodzianka – Justin uśmiechnął się i podszedł bliżej przytulając mnie
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Pomilczałam przez kilka minut, aż w końcu przemogłam się i odezwałam.
- Z jakiej okazji ta niespodzianka? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak bez okazji – znowu się uśmiechnął
- Nie kłam, musi być okazja – próbowałam zaprzeczyć słowom, które przed chwilą wypowiedział
- Naprawdę…
- Nie wierzę – założyłam rękę na rękę jak mała obrażająca się dziewczynka
- Czyżby foch? – wyczułam śmiech i ironię w jego głosie
- Nie – powiedziałam stanowczo bez jakichkolwiek uczuć w głosie
- Widzę…
- Nie widzisz! – odwróciłam się tyłem
- A jednak widzę – powiedział znowu stając naprzeciwko mnie
- Grrr… - wypowiedziałam dość cicho ze złością w głosie
- Co jest? Nie wierzysz mi?
- Wierzę, ale na pewno jest powód, to nie jest tak, że bez jakiejkolwiek przyczyny zabierasz mnie tu. – położyłam nacisk na ostatnie słowo i wskazałam ręką miejsce i wszystko co nas otaczało
- Uwierz, że właśnie bez żadnej, ale to żadnej przyczyny cię tutaj zabrałem
- Załóżmy, że ci wierzę, a po co? – próbowałam dostać odpowiedź na pytanie w inny sposób
- Uważasz mnie za idiotę? – zaśmiał się – Kotku, naprawdę nie jestem głupi i nie dam się podejść, jestem „szefem” gangu, jestem sprytniejszy niż ci się wydaje – uśmiechnął się szyderczo
- No.. ok masz rację, ale ja po prostu chcę wiedzieć – wymamrotałam cicho i spokojnie
- Ależ wiesz, to jest bez powodu – uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę
Podeszliśmy do domku stojącego samotnie i poszliśmy na jego „tyły” których z odległości nie widać. Stało tam kilka leżaków plażowych, jakaś ławka, stolik z krzesłami i grill. Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam na to co Justin zaplanował.
- Jesteś głodna? – zapytał spoglądając na mnie
- Nie – powiedziałam sarkastycznie
- No cóż, zjem sam – zaśmiał się
- Głupek! – zaczęłam się śmiać – pewnie, że jestem głodna
- Czeka, czekaj, jak mnie nazwałaś? – udawał że nie słyszał i przysuną głowę do mnie kładąc rękę za uchem
- Ja? Ja nic nie mówiłam – zaprzeczyłam rozglądając się dookoła i cicho gwiżdżąc
- No powiedz – zaczął mnie łaskotać
Dostałam nieoczekiwanego napadu śmiechu. Starałam się być silna, nie chciałam powtarzać tego co powiedziałam, ale wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i Justin postawi na swoim. W końcu ugięłam się, a wręcz wymiękłam.
- D.. dobra już! – powiedziałam nadal śmiejąc się
- A więc, jak się do mnie zwróciłaś? – kontynuował swoje „dochodzenie”
- Głupek – wręcz wyszeptałam
- Głupek? – zaczął robić sztuczną, zdziwioną minę – od kiedy?
- Od nigdy – uśmiechnęłam się
Justin dłużej nie wiercił dziury w temacie. Poprosił, abym na chwilę została przy grillu, kiedy on wszedł do małego domku tylnym wejściem, akurat na kuchnię. Posłusznie zostałam. Zaczęłam śmiać się sama do siebie, nie wiadomo z czego, obcy stwierdziłby, że jestem wariatką, która gada sama do siebie, czy też jakimś uciekinierem z psychiatryka. I znowu dopadł mnie napad niekontrolowanego śmiechu. Po jakiś 10 bądź 15 minutach Justin wyszedł z jakąś tacką, a na niej stały dwa małe talerzyki i jeden z kilkoma kiełbasami, burgerami i czymś o czym pojęcia nie miałam. To śmieszne, wiecznie jestem głodna, a nie wiem co zostaje wniesione. Chłopak zaczął delikatnie podgrzewać jedzenie, w tym samym czasie siadając przy stoliku, czekając aż jedzenie będzie wystarczająco przysmażone, to oczywiście trwało długo, dlatego sam zauważył, że śmieję się do powietrza.
- Co jest? – zapytał podchodząc do mnie bliżej i dając znak ręką żebym wstała
- Nie nic – znowu się zaśmiałam, wstając tak jak prosił
- Czyżby? – delikatnie przyciągnął mnie do siebie, mając na twarzy szyderczy uśmiech  
- Tak – powiedziałam dumnie
- Jesteś tego pewna? – spojrzał na mnie jak policjant na zbira podczas przesłuchania
- Oczywiście – znowu ukazałam swoją dumę
- Nie wierzę – zaśmiał się i pocałował mnie w czoło
- Believe
- Ktoś idzie w moje ślady jak widzę, grzeczna dziewczynka – zaśmiał się po raz kolejny
Chciałam usiąść w swoje poprzednie miejsce, już prawie zajmowałam krzesło, kiedy Justin nie pozwolił mi na to, przyciągając mnie do siebie i sadzając na kolanie.
- Krzesło się zaraz połamie – powiedziałam żartobliwie lecz stanowczo i z powagą, która i tak za chwilę zmieniła się w ogromny śmiech
- Pod tobą? Nigdy – zaprzeczył przytulając mnie
- Pod nami – podkreśliłam
- Oj nie przesadzaj, najwyżej będzie połamane – zaczął się śmiać
Miałam wrażenie, że minęły dopiero dwie minuty, a w rzeczywistości minęło piętnaście. W ostatniej chwili Justin zorientował się, że przysmażane jedzenie prawie się przypaliło. Delikatnie „zdejmując” mnie z jego kolana podszedł do grilla i przewrócił wszystko na drugą stronę.
- Chyba ktoś tutaj coś przypalił.. – zaśmiałam się wytykając język jak mała dziewczynka
- Chyba mam to po dziadku – zaśmiał się
- O właśnie, nigdy nie mówiłeś mi o rodzinie, to znaczy tylko o rodzicach i siostrze, opowiedz mi coś? – zrobiłem minę szczeniaczka
- Jasne – uśmiechnął się
- To mów, z chęcią posłucham – ponownie usiadłam mu na kolanach a on objął mnie w talii
- To tak. Jak już wiesz, moi rodzice nie żyją od… prawie 5 lat. Dużo. Od tamtego czasu dziadkowie się mną zajmowali, moją siostrą też. Miałem wtedy 13 lat, nawet trochę więcej. Wtedy najbardziej potrzebowałem rodziców i oni mi ich zastąpili, do czasu, kiedy skończyłem 16 lat, czyli jakoś dwa lata temu, mieszkałem z nimi, ale ze względu na ich bezpieczeństwo wyprowadziłem się i zabrałem siostrę. Są mi najbliżsi. Z tobą na czele, bo tylko ich mam, a wiemy doskonale do czego zdolna jest moja siostra. Teraz mieszkają niedaleko, ale ze względu na moje kłopoty, związane z tym całym chaosem, w który się wpakowałem dwa lata temu, nie widujemy się zbyt często. Tylko na święta, lub jakieś okazję. Chociaż mam wrażenie, że powoli o mnie zapominają, na 18 urodziny nawet nie zadzwonili, a widziałem ich ostatnio jakoś… na gwiazdkę w zeszłym roku… - zakończył dość smutno
Ze względu na to, że nie wiedziałam co powiedzieć, tylko się do niego przytuliłam. Ta historia… doszło do mnie, że on doskonale zdaje sobie spra1)wę z tego, w co się wpakował, ale też dziwi mnie zachowanie dziadków Justina. Wydawali się super ludźmi, a tutaj taka niespodzianka. No, ale w końcu to ich wnuk, a pewnie jak dowiedzieli się co robi Justin, to nie chcieli go znać, ale znowu myśląc logicznie, to jego jedyna rodzina powinni go wspierać.
- I to… jeszcze nie wszystko – zaczął nieśmiało
- Coś jeszcze? Mów – uśmiechnęłam się
- No bo.. ja mam jeszcze brata i siostrę…
- J..jak to? – zapytałam lekko zdziwiona
- No tak, nie wspominam o nich, są mali, nie mieszkają z dziadkami, są w rodzinie zastępczej, chciałem ich zabrać, ale nie mogłem tego robić, byłem za młody
- Ile mają lat? – zapytałam z ciekawością
- Oboje po sześć – uśmiechnął się również do mnie
- A wiedzą o tobie?
- No pewnie, często ich odwiedzałem, ale ostatnio zacząłem interesować się tym, że mógłbym ich zabrać do siebie, ale to tylko kilka miesięcy, tłumaczyłem im, że może to potrwać, tylko.. ja się boje jednej rzeczy…
- Jakiej?
- Że nie będę umiał się nimi zaopiekować. Sprawa jest w toku a właściwie, za miesiąc zostanie zakończona, no i to też jest powód tej niespodzianki – odwrócił głowę
- Czyli jaki? – uśmiechnęłam się znowu
- Bo ja… chciałbym  żebyś ze mną jutro do nich pojechała, obiecałem, że zabiorę ich do kina, na McDonalda i na salę zabaw dla dzieci, wiesz takie te sprawy…
- A mogę..? – zapytałam nieśmiało ze strachem w głosie
- Pewnie, że tak – od razu się uśmiechnął przytulając mnie
- A jak mnie nie polubią?
- Masz rację, nie polubią cię…
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
- Oni cię pokochają – zaśmiał się – na przyszłość daj dokończyć – delikatnie pocałował mnie w policzek
- Debil! – zaśmiałam się uderzając go w ramię
- Och tak? – powiedział to z łobuzerskim uśmiechem na twarzy
- Dokładnie tak, jak słyszałeś – ponownie założyłam rękę na rękę
- Nie radzę – powiedział oschle śmiejąc się
- Nie boję się ciebie – uśmiechnęłam się i zrobiłam dumną minę
- Czyżby?
- E! Szerloku, coś ci się przypala – zaśmiałam się wskazując ręką na grill
W tym momencie chłopak zerwał się na równe nogi i ściągnął całe jedzenie na talerze. Na szczęście nie były bardzo przypalone tylko jakieś minimalnie części. Od razu usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Oczywiście cały czas się śmiałąm, bo jak to miałam w naturze zachowywałam się jak wariatka. No i znowu wybuchłam ogromnym napadem. Jaki to musiałby być widok dla obcych, nie znających mnie ludzi. Próbowałam sobie to wyobrazić, na co odpowiedzią był kolejny mój śmiech.
- Mam się martwić? – zaczął mówić również śmiejąc się
- Nie… a o co? – przedłużyłam zdanie
- Śmiejesz się do powietrza.. – stwierdził a banan nie schodził mu z twarzy
- Potomek Kolumba czy jak? – zaszydziłam
- Bardzo śmieszne – stwierdził z ironią dalej się śmiejąc
- Gdyby nie było zabawne nie miałbyś takiego rogala na twarzy – zaczęłam po raz setni dzisiaj się śmiać
- Wiesz co? Jesteś cholernie dziwna – znowu się zaśmiał
- Słucham? – zrobiłam taki sam gest jak on, kiedy nazwałam go głupkiem
- Jesteś piękna – uśmiechnął się
- I tak słyszałam, ale dziękuję, dwa komplementy w jednym.. hmm… - podrapałam podbródek udając że głaszczę swoją długą brodę i myślę
- Jesteś zabawna – uśmiechnął się
- Uważasz tak czy mówisz z grzeczności? – przygryzłam wargę widzą, jak wtedy na mnie patrzy
- Kochanie, powinnaś wiedzieć, że mówię to dlatego, że tak uważam, ja nie wiem co to grzeczność i nie używam jej – zaśmiał się
- No tak… - udałam zamyśloną powtarzając poprzednią czynność
Wtedy Justin podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, po czym delikatnie lecz namiętnie pocałował. Nie potrafię tego opisać, to jest.. nie umiem dobrać odpowiednich słów. Trzeba by samemu to przeżyć, żeby zrozumieć. Momentalnie poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego siadając na krześle schowałam twarz w dłonie.
- Ej, shawty… nie zakrywaj się – zaśmiał się
- Wyglądam jak burak, nie chcę żebyś na mnie taką patrzył
- Nawet czerwona jak „burak”, jak to powiedziałaś, jesteś piękna i nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się
I co mogłam zrobić? Jak zawsze uległam i zabrałam dłonie z twarzy. Odwróciłam głowę w prawą stronę, żeby choć przez chwilę się ukryć. Nie udało się. Justin podniósł mnie, aż stanęłam na nogi, i mocno, ale delikatnie objął w talii i przytulił. To lubiłam najbardziej, ja zawsze kochałam przytulać każdego kto mi się nawinie, najczęściej była to mama… powinniście wiedzieć, że teraz mam łzy w oczach, mówiąc to. Justin od razu to zauważył.
- Co się stało? Coś zrobiłem nie tak? – zapytał patrząc mi w oczy
- Oczywiście, że nie, ale przypomniałam sobie o… mamie – ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromną trudnością
Chłopak wiedział jak się czułam, dlatego nie pytał więcej tylko zmienił temat, żeby choć na chwilę mnie rozweselić. I owszem udało mu się, aż za dobrze. Robiło się bardzo późno a przy tym dość chłodnawo.
- Zimno mi… - powiedziałam smutnym głosem
- Chodź – pociągnął mnie za rękę i podprowadził pod drzwi domu
- A..al..ale – zaczęłam ale nie dał mi dokończyć
- Nie ma „ale”, no chodź, chyba że wolisz marznąć – spojrzał łobuzersko na mnie
Nie miałam wyjścia i zgodziłam się. Weszłam do środka. Ten dom był piękny, nie tylko z zewnątrz ale i wewnątrz. Wystrój był przepiękny, kolory na ścianach stonowane, a meble doskonale z nimi kontrastowały.
- Piękny dom – powiedziałam rozglądając się dookoła
- Dziękuję
- Co? To twój? – zdziwiłam się
- No chyba nie myślałaś, że przyprowadzę cię do czyjegoś domu – zaśmiał się i przytulił mnie – a teraz chodź na górę, tam jest sypialnia, ale…
- Ale? – chciałam dokończyć za niego
- Ale tylko jedna.. – udawał smutnego, ale wiedziałam, że w duchu skacze z radości
- No cóż… podłoga chyba się ucieszy jak się tam położysz – zażartowałam ale nie okazywałam tego
- Nie masz serca – zrobił jeszcze bardziej smutną minę
- Żartuję, a więc co zrobimy? – udałam, że bardzo mnie to stresuje
- Chyba będziesz skazana na moje towarzystwo, przykro mi – zaśmiał się
- Może przeżyje.. – zaczęłam znowu się śmiejąc
Justin odpowiedział mi tylko śmiechem. Weszliśmy po schodach, ani jedna deska nie zaskrzypiała. Dom nie był stary, ale każde drewniane schody skrzypią. Zresztą nie opowiadam tego tylko dla schodów. Byliśmy już prawie w ogromnym pokoju, z którego wchodziło się do prywatnej, zamykanej na klucz łazienki. Pokój, jeśli tak go można nazwać, bo był wielkości całego parteru, był śliczny, delikatny bardzo jasny fiolet na ścianach idealnie wyglądał z białymi meblami w starożytnym stylu. Cały dom wystrojony był, jak nowoczesne przestronne mieszkanie, ale ten pokój… on był inny. Chciało się tu być. Meble, ściany, widok, cisza, która tam panowała. Zdawało mi się, jakby to pomieszczenie było całkiem odciętę od rzeczywistości i od szarego świata.
- I jak? Może być? – Justin spojrzał na mnie, siadając na ogromnym łóżku
- Justin, ten pokój jest śliczny, lepszego w życiu nie widziałam – uśmiechnęłam się, po czym szybko podeszłam do niego i usiadłam obok
- Cieszę się, że ci się podoba – zaśmiał się i złapał mnie za rękę
Nie ukrywam, to było bardzo słodkie, jeśli można tak w ogóle powiedzieć o chłopaku. Nie ważne, dla mnie zawsze był słodki, pomimo, że to określenie pasuje do małej dziewczynki bawiącej się w mamę. Siedząc na łóżku zauważyłam małe szklane drzwi zasłonione zasłonką.
- Co tam jest? – zapytałam wskazując wolną ręką na drzwi
- Idź i zobacz – uśmiechnął się
- Sama? Żeby coś stamtąd wyskoczyło i mnie pożarło? – zaśmiałam się – nie ma mowy, sama nie idę, ale z tobą to co innego…
- A więc chodź – wstał i podszedł ze mną
Odsłonił zasłonkę, a potem szklane drzwi i wypuścił mnie na balkon. Co ja gadam, chyba raczej ogromny taras. Widok był nieziemski. Podeszłam powoli do barierki, opierając się o nią. Zaczęłam myśleć o jutrzejszym spotkaniu z rodzeństwem Justina. Nie będę kłamać, bałam się. Tak, dokładnie tak, bałam się spotkania z dziećmi. Widziałam, że chłopak zainteresował się mną i dlatego zaczął zadawać pytania, ale co mogłam mu powiedzieć, oczywiście stwierdziłam, że jest okej. Widziałam, że nie uwierzył, ale chyba chciał pokazać, że mi ufa, dlatego nie wiercił dziury w temacie.
- Mogę do łazienki? – zapytałam
- Tak jasne, tam wszystko jest. Żel, mydło, szampon, jakaś gąbka, w szafce jest czysta zapakowana, ogólnie czego potrzebujesz to szukaj na pewno jest – uśmiechnął się, siadając na łóżku i sięgając po coś z szafeczki nocnej
- Okej, a ręcznik?
- Pierwsza szafka nad niską półką. Jak się wchodzi to od razu po lewej stronie – znowu się uśmiechnął
- Dzięki
Weszłam do łazienki tym samym doznając szoku. Była taka przestronna, ładna, jednym słowem idealna. Z części z umywalkami, przechodziło się do następnych dwóch do których prowadziły drzwi. Za jednymi był prysznic, a za drugimi wanna. W rogu łazienki stała toaletka a na niej kuferek z kosmetykami. Odnalazłam szafkę z ręcznikami o której mówił Juss. Wyjęłam jakiś różowy i zabrałam go ze sobą. Weszłam do pomieszczenia, gdzie stała kabina prysznicowa. Zebrałam potrzebne mi rzeczy, takie jak żel, szczoteczkę (o dziwo znalazłam nową  zapakowaną w szafce), pastę i kilka takich podstawowych przedmiotów. Zdjęłam ubranie i odkręciłam wodę. Wyregulowałam temperaturę lecącej wody i opłukałam się nią. Otworzyłam żel i umyłam całe ciało bardzo dokładnie. Spłukałam go z moich rąk, nóg, szyi, tułowia i całej reszty. Zmoczyłam moje włosy i wyszorowałam głowę szamponem, po czym dokładnie szybkimi ruchami ręki pozbyłam się go z włosów. Wyszłam, wytarłam się. Rozczesałam włosy leżącą tam szczotką, a chwilę później związałam je w niechlujnego koka na czubku mojej głowy. Zawinęłam się w ręcznik i wyszłam. Widziałam wzrok Justina przechodzący przez całą mnie, od stóp do głów, dosłownie.
- Widzę! – zaśmiałam się
- Wiem, oto chodzi – również się uśmiechnął
- Zboczeniec – znowu się zaśmiałam kontynuując to, po co przyszłam – Justin, bo… wiesz.. no nie mam w czym spać…
- I? – ciągnął żeby zmusić mnie do mówienia
- No.. tak pomyślałam, że może dałbyś mi coś.. no wiesz – przygryzłam wargę
- Chodź tutaj do mnie słońce – poklepał miejsce obok siebie
Podeszłam dość nieśmiało i w samym ręczniku usiadłam koło niego mocno trzymając moje „ubranie” ręką.
- Nie spinaj się tak, jest okej – powiedział bardzo czule, po czym pogłaskał mnie bardzo delikatnie po ramieniu, a którym tym razem nie było nic
Lekko się wzdrygnęłam, ale potem było mi to obojętne.
- Tak, jest okej – uśmiechnęłam się – to co, mam co liczyć na chociaż jakąś bluzkę?
Wstał, podszedł do szafy stojącej w rogu i otworzył ją. Chwilę pogrzebał, cały czas patrząc na mnie, aż w końcu wyjął jakąś swoją bluzkę. Podał mi ją, ale nie dał mi odejść, spowrotem posadził mnie na łóżku koło niego.
- Kocham cię – powiedział delikatnie obejmując mnie w talii i przytulając do siebie
- Ja ciebie też – powiedziałam wtulając się w niego nie zwracając uwagi na to czy jestem w ubraniu czy tylko w ręczniku
Siedzieliśmy tam w takiej pozycji przez około piętnaście minut. W końcu wstałam i poszłam do łazienki, gdzie spokojnie się przebrałam i wyszłam. Po raz kolejny poczułam wzrok Jussa na sobie. Czułam się dziwnie w samej jego, za dużej, koszulce i majtkach, ale nie miałam co liczyć na więcej, przecież on nie ma babskich piżamek. Usiadłam na drugim brzegu łóżka, ale byłam bardzo zmęczona dlatego położyłam się. Justin uczynił to samo, przysunęłam się do niego dyskretnie, po czym wtuliłam się w niego, jak w pluszaka i usnęłam.

*NASTĘPNEGO DNIA*

Obudziłam się około 11 albo nawet później. Justina nie było obok mnie, ale wiedziałam, że niedawno był, bo byłam przykryta kołdrą, a ja zawsze się rozkopuje i budzę się bez niech, no chyba, że właśnie ktoś mnie przykryje. Zebrałam swoje ciało z łóżka i zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie zauważyłam Justina smażącego naleśniki.
- Jak się spało księżniczko? – zapytał z dużym uśmiechem na twarzy
- Em.. super – zaśmiałam się – ale mam pytanie…
- Odpowiem na wszystko, pytaj.
- Kto mnie przykrył? – zmrużyłam oczy i zaśmiałam się
- Nie mam pojęcia chyba sama – odwrócił ode mnie wzrok
- Mhm.. taak – przedłużyłam – no popatrzcie ludzie, gangster Justin Bieber ma uczucia i umie być opiekuńczy – zaśmiałam się – dziękuję – powiedziałam przytulając go od tyłu i delikatnie całując w szyję
- Żarcik ci się udał – zaśmiał się – nie ma sprawy, musiałem
Justin skończył robić śniadanie, po czym podał mi talerz i razem ze mą usiadł przy stole. Zaczęłam powoli jeść, kiedy znowu zawitał u nas napad śmiechu. Tym razem nie u mnie, tylko u Justina.
- Co? – zapytałam wkładając kawałek naleśnika do buzi
- Nic śliczna – zaśmiał się
- No co? – znowu zapytałam śmiejąc się
- Wiesz… częściej powinnaś chodzić w moich bluzkach – uśmiechnął się łobuzersko
- Chciałbyś kotku – zaśmiałam się
- Oj uwierz mi, że tak – spojrzał na mnie
- Ale to chyba ostatni raz więc się napatrz – zaczęłam się śmiać, wstając od stołu i wstawiając talerzyk do zlewu
- Na pewno nie, nie pozwolę, żeby to był ostatni raz..
Tylko się zaśmiałam, kiedy szłam do salonu. Wtedy prawie dostałam zawału. Justin podszedł do mnie od tyłu i załapał mnie w talii i przyciągnął do siebie odwracając mnie tak, żebym była twarzą w jego stronę.
- Przestraszyłaś się twardzielko? – zapytał śmiejąc się
- Nie – zaprzeczyłam
- Widziałem
- Wcale nie

- Nie.. wcaleee – przedłużyłem



__________________________________________
piszcie jak rozdział + kochani nie sprawdziłam rozdziału
dlatego przepraszam za błędy :c 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział VII

SELENA

Po raz kolejny zrobiłam tak, jak prosił, odwróciłam się, a wtedy doznałam szoku, dokładnie przede mną stał Justin. Od razu uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Justin, co ty tu robisz? – zapytałam przytulając chłopaka
- Pamiętasz naszą rozmowę na skype? Rozłączyłaś się, a ja chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Pozwolisz mi? – zapytał obejmując mnie w talii
- Słucham…
- Ta kobieta którą słyszałaś to Alice. Ona jest od teledysków, ogólnie od takich rzeczy. Wczoraj kręciliśmy teledysk, a dzisiaj rano przyleciałem tutaj, żeby ci o tym powiedzieć, nie mogłem się z tobą skontaktować…
- Przepraszam, nie powinnam tak reagować, zachowałam się jak dziecko. – spuściłam głowę
- Przestań, wcale nie. – stanowczo zaprzeczył moim słowom
- Tak, usłyszałam coś i po prostu cię olałam… i jeszcze przeze mnie nie możesz do końca nakręcić teledysku
- Już nakręcony, ale to i tak nie ważne..
- Co? Czemu?
- Moja „kariera” jest zakończona…
- Dlaczego?
- Mają zbyt duże urwanie głowy, nie mają czasu na kogoś „nowego”
- Przykro mi…
- Ale to lepiej, i tak nie wyszłoby nic z tego. To jest za duża presja ogólnie mega stres, nie umiem tego znosić, to nawet lepiej
To był już kompletny szok. Najpierw Justin niespodziewanie pojawia się u mnie w domu, potem oznajmia mi, że koniec z tym co zaczął. Zastanawiałam się co jeszcze będzie, ale z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Przeszłam przez salon i otworzyłam.
- Jest może Justin? – zapytała dość wysoka blondynka o niebieskich oczach
- Słucham? Kim w ogóle pani jest?
- Ja nie do ciebie, tylko Justina, jest?
- Sel, kto to? – Justin podszedł do mnie i sam zdziwił się widząc dziewczynę
- Twierdzi, że do ciebie.. – odpowiedziałam oschle ze złością malującą mi się na twarzy
- Proszę bardzo – nieznajoma podała Justinowi jakąś kopertę, po czym szybko odeszła
Zamknęłam drzwi, i poszłam do salonu, gdzie siedział Juss.
- Co to? – zapytałam siadając koło niego
- Nie wiem, ja nawet nie wiem kim ona była
- Otwórz i zobacz – próbowałam go zachęcić do spojrzenia na to co jest w środku
Chwilę się wahał, ale w końcu rozkleił kopertę i wyjął z niej zdjęcie jakiegoś dziecka. Po raz kolejny dzisiaj wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
- Justin co to za dziecko?!
- Ja… ja sam nie wiem!
Zrobiło mi się tak przykro. Od razu pomyślałam, że to jego dziecko. Kto wie, jak zabawiał się, zanim mnie poznał. W końcu z takimi kolegami jakich miał, nie mógł się nudzić. Pobiegłam do pokoju i szczelnie się w nim zamknęłam. Było już późno, dlatego zapaliłam światło i oparłam się o ścianę. Zapowiadał się cudowny wieczór, a tutaj, taka super niespodzianka.
- Co to ma znaczyć? Czemu to wszystko spotyka mnie? – wymamrotałam osuwając się na podłogę
Nie miałam najmniejszej ochoty widzieć teraz Justina, wiedziałam, że i to będzie chciał wytłumaczyć, ale czy dziewczyna przychodzi do obcego chłopaka i daje mu zdjęcie jakiegoś małego dziecka? Od tak. No to nie było normalne. Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. Poczułam jak kilka łez naleciało mi do oczu. Szybko je wytarłam, ale to nic nie dało, na ich miejscu zaraz pojawiły się nowe, i tak w kółko. Usłyszałam czyjeś kroki.
- Sel… otwórz – usłyszałam czuły głos Justina
- Nie! – krzyknęłam a kolejne łzy zebrały mi się w oczach
Siedziałam tam jeszcze chwilę, wiedząc, że stoi przed drzwiami, dlatego wstałam, otworzyłam je, wpuściłam go i usiadłam na malutkiej kanapie, stojącej naprzeciwko telewizora.  Milczałam, nie chciałam zadawać pytań, chciałam tylko, żeby sam coś powiedział.
- Kochanie, ja naprawdę nie wiem kto to był. Gdybym chociaż znał jej imię, powiedziałbym ci. Jaki mam cel w okłamywaniu cię, po co bym to robił? Jaką radość bym czerpał z tego że cię to rani? Proszę zrozum…
- Jak ty byś zareagował, gdyby jakiś facet przyszedł do mojego domu i dał mi zdjęcie dziecka… co byś pomyślał?
- Nie wiem, nie umiem postawić się w takiej sytuacji.
- No właśnie, jaką mam pewność, że nie kłamiesz?
- Zależy od ciebie, czy mi ufasz.
- Ufam, ale ciągle dzieje się coś nowego, ciągle doznaje szoku, mam wrażenie, że wcale cię nie znam. Powiedz mi wszystko o sobie, a dokładniej to, czego nie wiem, proszę.
- Wiesz wszystko, naprawdę.
- Nie masz gdzieś ukrytej żony, jakiejś trójki dzieci czy bóg wie czego jeszcze?
- Nie, niczego takiego.
Nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam go. Nie wiedziałam czy mówi prawdę, czy kłamie, ale ufałam mu, i miałam nadzieję, że nie okłamuje mnie. Wtedy postawiłam sobie za cel, odnaleźć tą kobietę i porozmawiać z nią. Wiem, że ona może mnie okłamać lub wcisnąć tani kit, ale chciałam po prostu wiedzieć, czego chciała i co to za dziecko ze zdjęcia. Nadal w głowie kłębiły mi się czarne myśli. Jak zwykle te najsmutniejsze. Czemu? Nawet ja tego nie wiem. Teraz pewnie pomyślicie, idiotka, wariatka, psychol albo coś jeszcze, ale nie. Ja już tak mam, nie potrafię patrzeć na świat z optymizmem. Nigdy nie umiałam, nie miał kto mnie tego nauczyć, wiecznie byłam smutna i przybita, jak miałam się cieszyć? Czym? Wiecznie byłam sama, nie miałam znajomych a co dopiero przyjaciół, rodzina zastępowała mi znajomych, dosłownie. Nigdy nie wychodziłam z domu, zawsze byłam tą grzeczną. Nie umiałam odpowiedzieć komuś w dokuczliwy sposób. Justin, to zaakceptował, a dzięki niemu, otworzyłam się trochę na ludzi. To dodało mi trochę pewności siebie, ale to nie zmieni tego, że jestem pesymistką. W każdej sytuacji widzę najtragiczniejsze wyjścia. Ale wróćmy do tego co było potem. Jeszcze chwilę siedzieliśmy w moim pokoju, aż w końcu znudziło mi się to i poprosiłam Justina, żeby poszedł ze mną w pewne miejsce. Zgodził się od razu. Założyłam bluzę i buty i wyszliśmy.  Chciałam zabrać go w moje ulubione miejsce. Udało  mi się, pod niedługim czasie byliśmy tam.
- Tu jest pięknie – skomentował otoczenie – skąd o tym wiesz?
- Przychodziłam tutaj prawie codziennie, wczoraj też byłam. Zobacz.. – wskazałam palcem na urywający się liść z drzewa – człowiek jest właśnie jak taki liść. Kiedy ma kogoś bliskiego, to on go trzyma, ale jak puści, to upadnie i nie poradzi sobie sam.
- Masz rację – złapał mnie za rękę
-  Ale nie o tym chciałam z tobą pogadać. Chodzi o tą dziewczynę dzisiaj.
- Sel, daj jej już spokój, zapomnij o niej ja już to zrobiłem.
- Nie można o kimś tak po prostu zapomnieć, nie da się. Ja tylko chcę znać prawdę. Znasz ją?
- Ja… tak, znam ją….
- To czemu się wypierałeś jak pytałam wcześniej?
- Bo nie chciałem żadnej kłótni. Tak, znam ją, ale tylko z widzenia, nie mam z nią nic wspólnego, nawet nigdy nie gadaliśmy.
- Masz coś na sumieniu? – zapytałam swoim spokojnym głosem
- Nie, skądże
- Powiedz mi jak ona się nazywa, tylko tyle chcę, reszta mnie nie obchodzi.
- Po co?
- Po prostu mi powiedz.
- Vanessa Colins
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego
Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem wróciliśmy do domu. Byłam padnięta, dlatego, kiedy tylko położyłam się na łóżku usnęłam

 *NASTĘPNY DZIEŃ*

Obudziłam się, kiedy Justin jeszcze spał. Wzięłam szybki prysznic i zeszłam do kuchni, zrobić śniadanie. Wyjęłam z szafki składniki potrzebne do zrobienia naleśników i powoli postępowałam zgodnie z przepisem ich przygotowania. Kilka przypaliłam, dlatego dorobiłam ciasta i zrobiłam świeże i odpowiednio przysmażone. Kiedy były już gotowe, Justin zszedł do mnie i razem zjedliśmy śniadanie.
- Mam dla ciebie niespodziankę – uśmiechnął się do mnie
- Jaką? – zapytałam z ogromną ciekawością w głosie kończąc naleśnika
- Aaa, nie powiem ci, niespodzianka to niespodzianka – zaśmiał się
- Wiesz, że nienawidzę czekać prawda?
- Wiem i dlatego dzisiaj nauczę cię cierpliwości, a do tego czasu co chcesz robić?
- Zakupy – uśmiechnęłam się
- Okej, pojedziemy. Zbieraj się.
Zrobiła lekki makijaż, wypsikałam się perfumami, założyłam buty i jeansową kurtkę i razem z Jussem wsiadłam do samochodu.  Podróż minęła mi bardzo szybko i nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Jak zawsze przeleciałam wszystkie sklepy z fajnymi ubraniami. Justin tylko mówił mi w czym wyglądam dobrze a w czym trochę gorzej. Ceniłam to, bo był szczery, sama rozumiem, że niektóre kolory bluzek czy sukienek wyglądają fajnie tylko na wieszaku, albo mają zły krój na człowieku. Parę godzin później, miałam już kilka toreb z nowymi ubraniami, Justin również zakupił sobie kilka fajnych rzeczy. Na sam koniec poszliśmy do cukierni, w której kiedyś z nim byłam, a wczoraj siedziałam tam z Nathanem. Kiedy tylko weszliśmy, pracownice zaczęły gadać coś pod nosem, wiedziałam doskonale, że chodzi o mnie. Nie podobało im się, że za każdym razem jestem tu z kimś innym. Miałam ochotę podejść do nich i powiedzieć, żeby nie wcinały się w nieswoje sprawy. Powstrzymałam się. Po złożeniu małego zamówienia, zauważyłam Nathana wchodzącego do środka. Całe szczęście siedziałam tyłem i miałam nadzieję, że mnie nie zobaczy. Ku mojemu zdziwieniu znał Justina. Podszedł do niego i przywitał się.
- Siema Nat – Justin przywitał się z nim jak ze starym znajomym
- Siema, co tam u ciebie? – Nathan stał z Jussem koło mnie i od razu zorientował się, że mnie zna
- Nie no ok, a właśnie, to moja dziewczyna Sel. – uśmiechnął się
- Sel? My się znamy – od razu spojrzał na mnie
- Serio? Skąd? – Justin odszedł z nim na bok
Nie słyszałam co dokładnie mówił, ale nie wyglądało to na zwyczajną rozmowę kumpla z kumplem, ale nie moja sprawa nie chciałam się wtrącać. Chwilę później pracownica cukierni przyniosła ciastka i herbatę. Siedziałam dość krótko sama, aż w końcu Justin wrócił.
- Sel, skarbie, proszę cię trzymaj się jak najdalej od Nathana – złapał mnie za rękę
- Co? Jak to? Czemu? – zaczęłam dopytywać
- On jest niebezpieczny. Szuka takich jak ty, a potem je wykorzystuje.
- Takich jak ja, czyli jakich? – zapytałam z niedowierzaniem
- Młodych, ślicznych, spokojnych, proszę… nie chcę żebyś skończyła jak dziewczyny, które już wykorzystał, a potem po prostu zabił
- Co? – te słowa zaniepokoiły mnie jak żadne inne
- Tak… najpierw poznaje jakąś dziewczynę, potem się z nią zaprzyjaźnia, a potem to już tylko wykorzystuje, przetrzymuje, a potem zabija. Trzymaj się od niego daleko, to nie żarty.
- O boże.. oczywiście.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając. Nadal myślałam o Nathan’ie. Bałam się, że zrobi ze mną to co z innymi dziewczynami. Znowu miałam najgorsze scenariusze w głowie. Wiedział gdzie mieszkam, jak się nazywam mógł mi coś zrobić kiedy tylko będzie chciał, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
- Wszystko okej? – Justin spojrzał na mnie i wiedziałam, że widać stres na mojej twarzy
- Tak jasne, a teraz zdradzisz mi co to za niespodzianka? – uśmiechnęłam się słodko
- A no tak! – udawał że zapomniał – idziemy do domu, przebierz się w coś wizytowego
- No powiedz mi co to – powiedziałam jak 5 letnia dziewczynka
- Nie mogę, chodź – wziął mnie za rękę i wyszliśmy z cukierni
Poszliśmy tą drogą co zawsze i pół godziny później byliśmy u mnie. Poszłam do pokoju, wyjęłam nowe ubrania z toreb i wybrałam jedną z kupionych dzisiaj sukienek. Rozłożyłam ją na łóżku, podeszłam do szafy i z najniższej półki wyjęłam moje ulubione czarne szpilki. Jeśli szpilkami można je nazwać, nie były bardzo wysokie, ani zbyt niskie, takie w sam raz. Zostawiłam wszystko w pokoju i weszłam do łazienki. Wzięłam krótki, lecz dokładny prysznic, dokładnie umyłam włosy, po czym wyszłam i owinęłam siebie i włosy ręcznikiem. Kiedy wyszłam zauważyłam Justina siedzącego na mojej małej kanapie, stojącej w drugim końcu pokoju. Widziałam jego uśmiech na twarzy, ale udawałam że nie zauważyłam tego gestu.
- Juss, idź. – zaśmiałam się – nie będę się przy tobie przebierać
Justin zrobił minę szczeniaczka. Zgodziłam się żeby został a sama ukryłam się w łazience i po trudach ubrałam się. Nie byłam jeszcze w sukience, miałam na sobie tylko bieliznę. Wyjęłam suszarkę z koszyczka stojącego nad umywalką. Podłączyłam do prądu i zaczęłam suszyć włosy, kiedy były na w pół suche zaprzestałam tej czynności. Odłożyłam ją na miejsce i sięgnęłam po lokówkę i odżywkę do włosów. Popsikałam je delikatnie i rozczesałam. Powoli robiły się suche. Sięgnęłam po wyjętą i podłączoną do prądu wcześniej lokówkę. Podkręciłam końcówki. Wyglądało nawet fajnie. Usiadłam na małym krzesełku i przy lustrze stojącym w roku łazienki. Otworzyłam mój „magiczny” kuferek z kosmetykami. Nie chciałam robić z siebie plastiku, dlatego użyłam pudru, tuszu do rzęs, eyeliner’a, błyszczyka, cienia i trochę brokatu. Było okej, przynajmniej mi się podobało. Ale nadal miałam problem. Musiałam przedostać się do pokoju po sukienkę. Postanowiłam nie spinać się i po prostu wyszłam z łazienki biorąc sukienkę i wracając tam spowrotem. Założyłam ją i poprawiłam dół, który strasznie się zawinął. W końcu mogłam w pełni gotowa wyjść i pójść do Justina. Kiedy wyszłam ponownie siedział, tylko tym razem na łóżku, które było oddalone od kanapy o jakąś całą długość pokoju.
- Ślicznie wyglądasz – uśmiechnął się i objął mnie w talii
- Dziękuję. – przegryzłam wargę, tak jak to często robiłam
- Chodź – pociągnął mnie za rękę
Szybko założyłam buty, wzięłam torebkę i moją skórzaną kurtkę. Wyszliśmy z domu, a już minutę później siedzieliśmy w samochodzie Justina. Podróż nie trwała długo i już po chwili wysiadaliśmy z samochodu.
- Zamknij oczy – Justin zaśmiał się
- A czemuu? – przedłużyłam zdanie
- Bo nie będzie niespodzianki
Zrobiłam tak jak prosił. Kiedy w końcu pozwolił mi je otworzyć, byłam w siódmym niebie. Tu było cudownie.

- Justin, tu jest ślicznie – przytuliłam go mocno 

______________________________________________
i jak? proszę komentujcie, staram się ale nie widzę, żadnej 
reakcji wskazującej na to, że wam się podoba bądź nie. 
proszę dla was to sekunda a dla mnie powód do uśmiechu 
następny rozdział = 2 bądź 3 komentarze :)

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział VI

SELENA

Przed drzwiami stała Emily razem z Olivią  i Jack’iem. Byłam zdziwiona, ale wpuściłam ich do środka. Usiedliśmy razem w salonie. Justin poszedł do kuchni zrobić im coś ciepłego do picia. Po chwili wrócił.
- Emily, co ty tu robisz? – spytałam, kiedy Juss podał Olivi kubek z herbatą
- Nie mogłam tam zostać, chciałam cię poprosić o tym czasowy nocleg dla mnie i dzieci…
- Oczywiście, że się zgadzam, ale czemu nie mogłaś tam zostać?
- To długa historia. Mogę ci opowiedzieć, ale jak dzieci pójdą już spać. Nie chcę ich dręczyć tym tematem.
Przytaknęłam. Zabrałam wszystkich na górę. Emily zajęła swój stary pokój, a dzieci otrzymały ten, w którym mieszkała Julie. Jack od razu padł na łóżko i usnął, Olivia poszła w jego ślady i już po 10 minutach obydwoje słodko spali. Ponownie zeszłam do salonu i usiadłam koło siostry.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała odwracając głowę w moją stronę
- Chcę – wzięłam ją za rękę – pomogę ci
- A więc tak. Pamiętasz ten dzień, kiedy byłaś w Las Vegas i przyszłaś do mnie? Głupie pytanie wiem, że pamiętasz. Wiem w jakim byłam stanie i w jakim były moje dzieci. Przepraszam, że tak cię wtedy potraktowałam. Wiem także, że dzieciaki poszły za tobą i Justinem. Domyślam się, że powiedziały ci jaka jest prawda, ale…
- Ale?
- Ale, nie powiedziały wszystkiego. Uciekłam stamtąd właśnie dlatego.
Jeszcze przez dwie godziny rozmawiałam z siostrą. Wyjaśniła mi wszystko ja to zrozumiałam. Chciałam ją wesprzeć, jakoś pomóc, ale nie miałam takiej możliwości. Serce pękało mi na myśl o tym wszystkim, tak bardzo mnie to bolało. W końcu zaprowadziłam Emily do jej pokoju. Wzięła prysznic i położyła się spać, ja po jakimś czasie zrobiłam to samo.

*KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ*

Emily wraz z dziećmi pomieszkała przez jakiś czas ze mną, ale w końcu stwierdziła, że musi opuścić ten dom. Spakowała wszystkie swoje rzeczy i po prostu wyjechała. Nie miałam możliwości zatrzymania jej, po co? I tak zrobiłaby to co zamierzała a ja tylko bardziej bym się tym przejmowała i stresowała. Ogólnie te kilka miesięcy dużo zmieniło w moim życiu. Justin  rozkręcił swoją „karierę” muzyczną. Zaczął nagrywać piosenki i teledyski. Od zawsze wiedziałam, że ma talent, ale że coś z tego będzie? O tym nie pomyślałabym nigdy w życiu. Ale stało się. Miał dla mnie coraz mniej czasu, ale to chyba normalne. Był zajęty, nie ukrywam trochę mnie to bolało. Tego dnia obudziłam się około 11. Ciepły blask słońca padał centralnie na moją twarz. Nie miałam ochoty wstawać, było mi ciepło i wygodnie, ale nic nie trwa wiecznie. Podniosłam się i poszłam do łazienki. Odprawiłam codzienne „rytuały”, ubrałam się, związałam włosy w niechlujnego koka i zeszłam na dół. Zauważyłam Justina, który siedział w salonie na kanapie zastanawiając się nad czymś.
- Justin, co jest? – zapytałam siadając koło niego
- Bo… ja muszę ci coś powiedzieć – zająkał się
- Słucham.
- Wyjeżdżam… - spuścił głowę
- Co?!
- Muszę wyjechać.
- Jak długo? – zapytałam odwracając głowę, żeby nie widział łez, które wydostały się z moich oczu
- Miesiąc, albo dwa, nie wiem. Sel posłuchaj, muszę.
- Nic nie mów, okej jedź! – krzyknęłam zła i wstałam z kanapy
- Czekaj! – złapał mnie za rękę i z powrotem posadził koło siebie – Proszę cię, nie chcę takiego pożegnania…
- Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?! – nadal nie zniżałam tonu
- A kiedy miałem to zrobić co?! Przy twojej siostrze, przy dzieciakach?! Wiedziałem, że będzie to wyglądać tak jak teraz, dlatego!
- Wiesz co? Mogłeś chociaż powiedzieć, że coś takiego może mieć miejsce, wcześniej a nie teraz! Kiedy wyjeżdżasz?
- Dzisiaj…
- Cudownie! Świetnie! Miłej zabawy ci życzę! – wstałam i pobiegłam do pokoju
Nie wiem co mnie tak rozzłościło. Może to, że bałam się tego, że znajdzie jakąś inną dziewczynę, lepszą, ładniejszą ode mnie a ja nie będę mu potrzebna i mnie zostawi. Nie chciałam, żeby tak wyglądało nasze pożegnanie. Mógł powiedzieć wcześniej, ale po co? Przecież mogę dowiedzieć się ostatnia w dzień wyjazdu. Siedziałam sama przez jakąś godzinę. Co mogłam robić? Płakałam, nic innego mi nie pozostało.
- Sel… - usłyszałam Justina pod drzwiami
- Idź stąd!
- Proszę wpuść mnie…
- Nie!
- Kochanie…
Chciałam być silna, nie dać się tym słowom, które i tak zdawały się na nic, ale nie udało mi się. Zmiękłam i otworzyłam drzwi.
- Czego chcesz? – zapytałam oschło
- Przepraszam… Mogłem wcześniej ci powiedzieć, ale nie zrobiłem tego. Naprawdę nie chcę zostawiać cię wściekłej…
- Daj spokój… to ja przepraszam, zrobiłam awanturę o nic tak naprawdę, ale…
- Ale?
- Ale boje się, że jak pojedziesz to nie wrócisz do mnie. Będziesz mieć inną a ja pójdę w odstawkę… - czułam jak kolejne łzy napływały mi do oczu
- Sel, skarbie *przytulił mnie mocno* nigdy cię nie zostawię. Nie mógłbym znaleźć sobie kogoś innego, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, nie potrzebuje jakiś innych – uśmiechnął się i pocałował mnie w głowę
- Obiecaj…
- Obiecuję
Można powiedzieć, że uwierzyłam. Jestem głupia, przecież, każdy wie jak to się skończy, albo nie wróci wcale, albo z jakąś laską u boku. Szczerze mówiąc powinnam wierzyć, ale w co? Mam wmawiać sobie coś, co nie jest pewne na 100%, mam na siłę zmuszać siebie do wierzenia w te głupoty. Czas pokaże co się wydarzy, mówią, że nikt nie ma na to wpływu, a jednak. To zależy ode mnie i Justina. Od tego jak będziemy się zachowywać, jakie decyzje podejmować. To jest jak najbardziej zależne, od ludzi, którzy czekają na to co się wydarzy. Nie pozostawało mi nic innego, jak pomóc mu się spakować i pożegnać się. Tak też zrobiłam. Godzinę później, miał już gotowe walizki i pakował je do samochodu. Pojechałam z nim. Jakieś 15 minut później staliśmy na lotnisku.
- Wrócę niedługo, obiecuję ci to – przytulił mnie mocno
- Mam nadzieję… - kilka łez popłynęło mi po policzkach
- Nie płacz, proszę, będziemy rozmawiać przez telefon, na skype, w ogóle wszędzie gdzie się da. Ten czas minie ci bardzo szybko – uśmiechnął się i otarł strużki wody na moich czerwonych polikach
- Będę tęsknić – wymamrotałam przez łzy które bezustannie nachodziły mi do oczu
- Kocham cię Sel – przytulił mnie jeszcze mocniej
Pożegnanie nie trwało zbyt długo. Już minutę później, widziałam jak odchodzi, jak podaje bilety i zabierają jego bagaże. Płakałam przez cały czas, ale nie mogłam iść stamtąd wiedząc, że on nadal tam jest. Nie potrafię w pełni opisać tego, tego strachu, że już nigdy mogę go nie zobaczyć, tego smutku, że zostałam sama, tego bólu, który towarzyszy rozstaniu. Godzinę później byłam już w domu. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku z włączonym laptopem. Schowałam głowę w poduszkę, jakbym bała się, że ktoś mnie zobaczy.
- Otrząśnij się Sel! – takie myśli chodziły mi po głowie
No tak, mogę mówić, ale nie zmienię tego co robię. Starałam zająć się czymś innym, ale nic mi nie wychodziło. Co wzięłam do ręki to wypadało, nie miałam cierpliwości na nic. W końcu wstałam z łóżka, wytarłam łzy chusteczką i zeszłam do kuchni. Otworzyłam małą szafeczkę nad zlewem i wyjęłam z niej mój ulubiony różowo-fioletowy kubek. Z innej szafki wyjęłam torebkę herbaty, która sekundę później leżała w kubku. Zalałam ją wodą i posłodziłam. Była gorąca, dlatego postawiłam ja na biurku i czekałam aż ostygnie. Odwiedziłam moje ulubione strony internetowe, wśród nich były: twitter, facebook, instagram i ask. Na które konto nie weszłam widziałam miliony wiadomości od „fanek” Justina z prośbą o follow czy zaakceptowanie zaproszenia do znajomych. Postanowiłam, że choć trochę je uszczęśliwię. Oczywiście follow ode mnie to nie to samo co od Justina, ale wiem, że i z tego powodu się cieszyły, dlatego zaobserwowałam wszystkich, którzy obserwowali mnie. Chwilę później dostałam masę tweet’ów z podziękowaniami, na każdy odpowiedziałam. Choć trochę rozweseliło mnie to. Zalogowałam się na skype i od razu zauważyłam, że Justin jest aktywny. Nie chciałam pierwsza dzwonić i czekałam aż on to zrobi pierwszy. Tak jak przypuszczałam, zrobił to. Odebrałam.
- Hej. – powitał mnie uśmiechem na twarzy
- Hej Justin… - trochę posmutniałam
- Co jest? Nie smuć się proszę. – zrobił minę szczeniaczka błagającego o jedzenie
- Nie nic, wszystko okej – uśmiechnęłam się – Jak lot?
- A nawet dobrze, ogólnie ludzie fajni, ale był jakiś problem z samolotem i dlatego się przedłużyło.
- Mam nadzieję, że to nie było coś poważnego.
- Nie, spokojnie – znowu się uśmiechnął
- Justin, no chodź, nie mogę dłużej czekać… - usłyszałam głos jakiejś kobiety w tle
- Justin co to do cholery ma znaczyć?! – krzyknęłam a w oczach momentalnie miałam ocean
- Sel, skarbie, słuchaj to nie tak jak myślisz, wytłumaczę ci…
- Nie! Dziękuję, wiem jak jest! – zamknęłam laptopa, tym samym rozłączając się
To było jak uderzenie nożem prosto w brzuch. Może faktycznie powinnam dać mu wytłumaczyć, może to jakaś babka od teledysku, jakaś modelka czy ktoś. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ale to zdanie które wypowiedziała, no żadna kobieta z branży muzycznej chyba by tak nie powiedziała. Nie mogłam usiedzieć w domu. Zabrałam telefon z szafeczki, ubrałam czarną bluzę, buty i wyszłam z domu. Wychodząc z posesji, nałożyłam bluzę i kaptur. Poszłam w miejsce, gdzie nikt nie przebywał, gdzie mogłam się zaszyć i w ciszy i spokoju przemyśleć różne sprawy. Było już ciemno, nawet to jeszcze lepiej, nikt mnie nie rozpozna. Po 20 minutach drogi dotarłam na skałki. Kilka małych i dużych kamieni obok siebie. Coś w stylu „mini gór”. Zawsze przychodziłam tu sama. Również tym razem usiadłam i schowałam twarz w dłonie. Zaczął padać deszcz, co znacząco mi nie przeszkadzało. Nie zamierzałam jak na razie się stamtąd ruszyć. Bluzę miałam już prawie przemoczoną. W końcu poczułam zimno. Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę domu. Szłam spokojnie, patrząc na te ciche puste ulice. Było tak pięknie. Każda z nich rozświetlona latarniami, aż nagle, wpadłam na kogoś.
- Przepraszam – wymusiłam to z siebie nie mając ochoty na rozmowę z nikim przez dłużej niż minutę
- Nie to ja przepraszam – usłyszałam ciepły głos jakiegoś chłopaka – wszystko okej?
- Tak, jak najbardziej. – nie chciałam podnosić głowy, ale jednak odruchowo to zrobiłam
- Jestem Nathan – spojrzał również na mnie
- Sel, to znaczy Selena – poprawiłam się szybko
- Jesteś stąd?
- Tak, mieszkam tu od urodzenia, a ty chyba niedawno się tutaj przeprowadziłeś prawda?
- Tak, dokładniej dzisiaj – uśmiechnął się
Rozmowa jeszcze chwilę się kleiła. Czas minął mi bardzo szybko. Rozmawiałam z nim ponad godzinę. Wróciłam do domu. Była już 22. Poszłam pod prysznic, umyłam się dokładnie, po czym odwiedziłam jeszcze raz serwisy społecznościowe, kolejne  wiadomości widniały na moim profilu i w prywatnych konwersacjach. Z jednej strony to takie miłe a z drugiej uciążliwe. Chcę napisać do znajomej ale nie mogę, bo wszystko zawalone jest powiadomieniami od jakichś kompletnie nieznanych mi dziewczyn. Nie miałam już siły, dlatego wyłączyłam komputer i poszłam spać.


*NASTĘPNEGO DNIA*


Obudziłam się około 11, może chwilę po. Słońca nie było, zamiast niego na niebie kłębiły się czarne chmury zapowiadające burzę i niezłą ulewę. Żadna radość z wychodzenia dzisiaj na dwór. Chciałam ten dzień spędzić jakoś normalnie, ale znowu moje myśli były poświęcone Justinowi. Żeby jakoś zapomnieć, włączyłam sobie film na DVD, zrobiłam popcorn i w ulubionej piżamie usiadłam przed telewizorem w moim pokoju. Cały dzień sama, cały dzień tylko dla mnie. Hm..? Może dobrze, może źle, każdy odbierze to inaczej. Film trwał od dobrej godziny, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zebrałam swoje „zwłoki” z kanapy i poszłam otworzyć. Zrobiłam to a tam stał Nathan.
- Hej – powiedział uśmiechając się
- Hej – powiedziałam nie wahając się
- Chcesz gdzieś iść? Mieliśmy iść  na jakieś ciastko pamiętasz?
- O cholera… zapomniałam, zresztą sam widzisz, jestem w piżamie, nieumalowana, nieubrana kompletnie nic. Wejdź, a ja się szybko ogarnę.
Tak było. 30 minut później wychodziłam już z domu. Zaczęłam zastanawiać się, co ja właściwie robię, po co ja z nim idę? Kilka tłumaczeń przyszło mi do głowy. Wmawiałam to sobie, ale na marne. Wracając do tego co się wydarzyło. Poszliśmy do tej samej cukierni, w której kilka miesięcy temu, byłam z Justinem. Widać, że pracownice mnie pamiętały. Zrobiły srogą minę na mój widok, na co ja odpowiedziałam im tylko uśmiechem. Co mogłam innego zrobić, podejść i zacząć się drzeć? Uznałyby mnie za wariatkę, a przecież nią nie jestem. Usiedliśmy przy stoliku, a po chwili złożyliśmy małe zamówienia. Rozmowa była dość sensowna, ale widziałam, że Nathan jest już znudzony słuchaniem o mnie. Jakoś przetrwałam to spotkanie. Praktycznie cały dzień spędziłam z nim, kiedy się ściemniło byłam już w domu. Poszłam się przebrać i usiadłam do komputera. Na skype miałam wiadomość od Justina. Od razu ją przeczytałam:

„Idź do salonu, na odtwarzaczu DVD leży karteczka, proszę weź ją i przeczytaj.”

Jak kazał tak zrobiłam. Zbiegłam po schodach, jak zwykle w piżamie, a właściwie samej koszulce o kilka rozmiarów za dużej. Uklęknęłam do odtwarzacza filmów i wyciągnęłam malutką karteczkę, dokładnie tak jak Justin mówił, wzięłam otworzyłam i zaczęłam czytać, niewiele tam było napisane, a dokładnie to:

„ODWRÓĆ SIĘ SEL. JUSTIN”


Po raz kolejny zrobiłam tak jak prosił, odwróciłam się, a wtedy doznałam szoku, dokładnie przede mną….



_________________________________________________
    trochę zmian się narobiło :) następny rozdział pojawi się jak
    będą dwa komentarze :) taki tam szantaż  

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział V

SELENA
Bałam się jak nigdy dotąd. Po raz kolejny Justin pobił się z jakiś gorylem z mojego powodu. A jakby coś mu się stało? Nie powinien tego robić. Byłam mu bardzo wdzięczna. Po jakichś 30 minutach obcy mężczyzna wyszedł z naszego pokoju.
- Justin wszystko ok? – zapytałam zapłakana Justina, który siedział na krześle
- Oczywiście – uśmiechnął się do mnie – Masz rozcięte czoło.
- Wiem, ale to nic, nie ważne.
- Ważne – spojrzał srogo a zarazem żartobliwie
- Dziękuję – wyszeptałam i usiadłam na łóżku
Poszłam do pokojowej „kuchni”. Jeśli w ogóle można to tak nazwać. Mała kuchenka, blat, lodówka i jakiś zlew. Wyjęłam z lodówki kupione wczorajszego dnia produkty, z których stworzyłam jakieś lekkie kanapki. Może nie były pyszne, ale tutaj nie ma tego, czego lubię. Czas zbyt szybko leciał. Pozmywałam i zaczęłam się ubierać. W końcu byłam gotowa i razem z Justinem wyszliśmy z hotelu. Odeszliśmy dosłownie trzy cztery metry, kiedy przede mną pojawiła się Olivia z bratem Jack’iem. Zmartwiłam się, bo wyglądali na bardzo przerażonych.
- Olivia, co ty tu robisz? – zapytałam od razu kiedy ją ujrzałam
- Nie możemy się nigdy więcej widzieć, ale przyszliśmy, żeby ci powiedzieć, że cię kochamy ciociu – mała uśmiechnęła się, po czym zabrała brata i poszła wraz z nim w stronę ich domu
Miałam już łzy w oczach. Widziały mnie raz i od razu powiedziały takie słowa. Domyśliłam się, że wizyta tego faceta rano, to było właśnie związane z dziećmi. Poszliśmy z Jussem w drugą stronę, żeby nie natrafić znowu na jakiegoś agresywnego człowieka. Szliśmy około 20 minut. No może trochę więcej. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Widok  był piękny, cudowny, nie do pisania. Mały, choć przestronny park wypełniony drzewami, krzaczkami i różnymi kwiatami.
- Kochanie… - Justin złapał mnie za rękę
- Tak? – spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy
- Możemy jutro wrócić do Stratford?
- Nie podoba ci się tutaj?
- Podoba, ale dostałem takiego niepokojącego sms’a i muszę być jutro wieczorem w domu… - zasmucił się
- Co się stało?
- Dowiesz się jutro, na razie nie mogę ci powiedzieć, to w trosce o twoje bezpieczeństwo. Wybacz.
- Justin?
- Kochanie naprawdę  nie mogę, przepraszam.
Dałam mu już spokój ale zmartwiłam się dość mocno. Moje bezpieczeństwo? Z kim się zadał, kto mu wysłał sms, co to za wiadomość? Nie mogłam się uspokoić, zresztą napewno żadna by nie mogła. Wróciliśmy do pokoju. Justin od razu sprawdził jutrzejszy lot do domu, a następnie poszedł pod prysznic zostawiając telefon na stole. Wiem, nie powinnam, ale musiałam, musiałam wiedzieć co się dzieje. Sięgnęłam po niego, po czym odblokowałam ekran i weszłam w sms’y. Znalazłam jedną od nieznanego numeru. Otworzyłam i przeżyłam szok.  Treść była mniej więcej taka:



„To co było niedokończone, należy skończyć. Szybciej czy później pozbędę się ciebie i wszystkich, którzy kiedykolwiek cię poznali. Jeśli można powiedzieć ciebie,
Bo znając życie nawet dziewczynie nie powiedziałeś kim tak naprawdę jesteś.”




Co to miało znaczyć? O co chodzi? Musiałam porozmawiać z Justinem, ale nie tutaj. Nie chcę żeby wiedział, że sprawdziłam jego telefon. Wyszłoby na to, że mu nie ufam, a przecież tak nie jest. Odłożyłam komórkę tam gdzie leżała, żeby nie było jakichkolwiek śladów, że go dotknęłam. Chwilę później Juss wyszedł z łazienki i położył się spać, ja zrobiłam to samo, gdyż było już dość późno a jutro rano czeka mnie podróż do domu. Pomimo, że się położyłam to przez całą noc nie zmrużyłam oka. Myślałam i myślałam, o tym co przeczytałam. Utknęło w mojej głowie. Chciałam natychmiastowych wyjaśnień. O 6 Justin obudził się i od razu zauważył, że nie śpię. Uśmiechnął się, po czym wstał i poszedł do naszej maleńkiej pokojowej kuchni. Zrobił mi pyszne śniadanie a zaraz po nim, zebraliśmy rzeczy i pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Bagaże zostały zabrane, bilety sprawdzone, a my mogliśmy udać się na swoje miejsca. Usiadłam i tym razem nie usnęłam.
- Justin? – zapytałam siedzącego obok mnie bruneta
- Tak?
- Co byś zrobił, gdyby nagle ktoś mnie zabił?
- Skąd w ogóle takie pytanie?
- Chcę wiedzieć, a więc jak byś zareagował?
 - Nie wiem jak ci odpowiedzieć, zabiłbym tego, kto zrobiłby to tobie…
- Aha…
Oczywiście, że zrobiło mi się trochę cieplej w serduchu, ale czy naprawdę tak by było? Czy.. zresztą co to ma do rzeczy jak i tak nie uzyskam odpowiedzi na moje pytania? Koniec marzenia. Lot minął mi błyskawicznie i nim się obejrzałam już byłam poza lotniskiem. A chwilę później byłam pod swoim domem. Justin pomógł przynieść mi walizki, po czym sam pojechał do swojego domu. Poprosił żebym została, jednak chciałam jechać. Po kilku minutach proszenia zgodził się, ale kazał ubrać mi jakąś czarną bluzę i spodnie. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu.
- Czemu miałam się tak dziwnie ubrać? – zapytałam robiąc zdziwioną minę
- Tam gdzie jedziemy, nie jest w 100 procentach bezpiecznie dla spokojnych dziewczyn tak jak ty, a jak będziesz ubrana na czarno to nie zorientują się za bardzo. – wyjaśnił
- A gdzie jedziemy?
- Koniec pytań. Wszystko wyjaśnię ci jak wrócimy, a teraz posłuchaj uważnie – spojrzał na mnie dość srogo – Masz być wredna, najbardziej wredna jak potrafisz, nie dać się, nie płakać, nie piszczeć. Masz być twarda jak skała dobrze?
- Tak oczywiście – przytaknęłam
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Justin wysiadł pierwszy a chwilę później ja. Poszliśmy w kierunku jakiegoś opuszczonego sklepu, albo nie wiem czego. W każdym bądź razie to był jakiś stary budynek. Jak tylko weszliśmy Justina obległa masa ludzi. Przepychali się i witali. Justin ostro ich potraktował i kazał odejść. Po czym kazał mi iść blisko niego i nie odchodzić nigdzie.
- Justin? – ujrzałam wysoką brunetkę przed sobą
- I co? – Justin spojrzał na nią i od razu zapytał
- Źle… - wymamrotała
- Cholera! – pierwszy raz chyba słyszałam jak Justin przeklinał
JUSTIN
Pomimo tego, że było niebezpiecznie wziąłem Sel ze sobą. To było właśnie miejsce, gdzie kiedyś przebywałem dość często. Kiedy weszliśmy wszyscy od razu zbiegli się koło mnie i zaczęli się witać. Kazałem im odejść i razem z Seleną poszliśmy do Caitlin, mojej przyjaciółki.
- Justin? – powiedziała, kiedy tylko mnie zobaczyła
- I co? – już wiedziałem o co chodzi
- Źle.. – wymamrotała
- Cholera! – po raz pierwsze przekląłem przy Sel
- Nie dało się….
- Mówiłem, to nie. Im się zachciało a teraz będziemy mieć kłopoty. Cait załatw to, musisz! – rzuciłem jej srogie spojrzenie
Przez chwilę zapadłą cisza.
- A właśnie Caitlin, to moja dziewczyna Sel. Sel to Caitlin, moja przyjaciółka z piaskownicy – zapoznałem je ze sobą.
Widać, że były z dwóch różnych światów. Pokazałem mojej dziewczynie miejsce, gdzie mogłaby sobie spokojnie usiąść, a ja poszedłem do jednego z moich znajomych. Poprosiłem Caitlin żeby zajęła się Seleną. Wykonała to. Szedłem przed siebie do swojego celu, do tego chłopaka.
- Co ty narobiłeś?! – zacząłem na niego krzyczeć
- Nic – zaczął bronić się jak mógł
- Nic?! To szkoda, że teraz to już będzie koniec. Znajdą nas i zabiją jak psy. Wtedy podziękujemy tylko tobie! Frajerze nawet tego nie umiesz dopilnować! – krzyczałem na niego jeszcze przez chwilę po czym szybko wróciłem do Sel
Usiadłem koło niej i zacząłem myśleć. Bałem się trochę tego co teraz będzie.
- Wszystko okej? – zapytałem chwytając ją za rękę
- Tak, jak najbardziej – odpowiedziała widząc moje zmartwienie
- Chodź jedziemy…
Wróciliśmy do samochodu, po czym odjechałem. Minęło jakieś 20 minut, kiedy byliśmy już w domu Seleny. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie.
- Kochanie.. – zacząłem
- Tak?
- Słuchaj, wiem, że to trudne, ale tu jest niebezpiecznie dla ciebie…
-  A dla ciebie?
- Dla mnie też, ale ja sobie poradzę, musisz wyjechać.
- Co?
- Przepraszam, zaczynając znajomość ze mną wpakowałem cię w niebezpieczeństwo, ale nie wiedziałem, że tak się sprawa potczy. Nie miało tak być. Oni mieli sobie poradzić, ale jak wyjechałem z tobą to oni wszystko zepsuli i teraz…
- Justin, w coś ty się wpakował?
- Nie mogę nic powiedzieć, jak powiem to szybciej zginę, zrozum. Proszę musisz wyjechać.
- Do kąt? Nie mam nikogo. Dopiero wróciłam, a ty już karzesz mi jechać.
- Sel, to nie tak, że ja chcę cię wysłać gdzieś, ale chcę cię chronić i muszę to zrobić.
- Wyjaśnij mi…
- Pamiętasz Caitlin, tamtą dziewczynę?
- Tak
- Ona siedzi w tym gównie najdłużej. To właśnie przez nią tam jestem i teraz ma problemy. Ogromne problemy za które mogę nawet zapłacić życiem.
- Justin… - widziałem jak z jej oczu zaczynają spływać łzy
- Nie płacz. Wyjedziesz tylko na kilka dni, potem ja do ciebie dojadę. Wtedy znowu będzie tak jak dawniej. Obiecuję
- Justin… proszę, nie zostawiaj mnie samej. Nie wysyłaj mnie nigdzie bez ciebie.
- Gdybyś została, nie poradziłabyś sobie.
- Justin… - zrobiła błagalną minę a z jej oczu nadal płynęły łzy
- Sel, dobrze zostań, ale musisz mi obiecać że będziesz twarda i jak będzie trzeba zrobić komuś krzywdę to, to zrobisz. Tu chodzi o twoje życie.
- Dobrze
- Obiecaj
- Obiecuję – przytuliła mnie
Wiedziałem, że gdyby ją wyszkolić choć trochę byłaby świetna. Ale nie mogę namawiać jej do złego. Ale z tym robieniem krzywdy to nie było dla żartów tylko na poważnie. Czasami trzeba to zrobić żeby uratować siebie. Wiem także, że ona jest w stanie to zrobić, bo pod tą warstwą aniołka jest naprawdę siedzi coś potężnego.
SELENA
Bałam się, tego co mówił Juss, ale nie chciałam być tam gdzie jego nie będzie. Nie chciałam być gdzieś daleko, kiedy jemu by się coś stało. Nie zniosłabym tego.
- Sel, pojedziesz gdzieś ze mną dobrze? – zapytał wstając z kanapy
- Teraz? – zdziwiłam się
- Tak, chodź
Wyszłam i razem wsiedliśmy do samochodu. Droga nie była długa i już po chwili dojechaliśmy do jakiegoś budynku. Weszliśmy i skierowaliśmy się na ogromną salę w której była jakaś kobieta.
- Sel, zostaniesz tu. Ona nauczy cię kilku rzeczy a ja poczekam przed tą salą.
Zdziwiłam się. Czego ja mogłabym się tu uczyć, ale w końcu pojęłam. Miałam nauczyć się samoobrony i posługiwania się bronią. To było okropnie dziwne uczucie. Nigdy nie trzymałam czegoś takiego jak pistolet w dłoni ani nie umiałam tak dopracowanej obrony przed kimś.
- I co? – Justin podszedł do mojej „nauczycielki”
- Jest bardzo dobra, tylko musi przyjść jeszcze parę razy. Ma talent, szybko się uczy. Zrobię z niej cudo – kobieta uśmiechnęła się i odeszła
Ja wraz z Justinem wróciłam do domu. Nie odzywałam się on także. Znowu zajęliśmy miejsca na kanapie.
- Justin, po co mi to?
- Musisz. Chciałaś zostać ze mną to musisz tam pójść jeszcze parę razy. Naprawdę nie chcę żeby coś ci się stało dlatego musisz umieć bronić się sama – przytulił mnie mocno – będziesz tam chodzić? To tylko dwie godziny.
- Ile razy jeszcze?
- Trzy maksymalnie cztery
- Dobrze
*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*
SELENA
Dużo się ostatnio zmieniło. Poszłam na jeszcze parę „lekcji”. Kobieta, która uczyła mnie tego wszystkiego stwierdziła, że już więcej nie może mnie nauczyć. Zakończyłam pracę z nią. Ogólnie i ja się zmieniłam. Nie byłam już taką delikatną dziewczyną co kiedyś. Mój stosunek do ludzi pogorszył się. Dla obcych zrobiłam się wredna, oschła, podła. Tylko dla Justina byłam nadal tą malutką wrażliwą Seleną. Poznałam wszystkich z otoczenia Justina i zaprzyjaźniałam się z Caitlin, którą rzadko widywałam.
- Sel? – Justin złapał mnie za rękę siedząc na kanapie
- Tak?
- Obiecaj, że nie dasz się nikomu
- Obiecuję.
Uśmiechnął się szeroko. Po czym tylko mnie przytulił.
- Wiesz co? – ponownie zaczął mówić
- Hm..?
- Zmieniłaś się – uśmiechnął się
- To znaczy? – również podniosły mi się kąciki ust
- Nie jesteś już tą samą dziewczyną, którą byłaś kiedyś. Teraz jesteś taka jak ja.
- Jestem, dzięki tobie. Ale nie rozumiem to dobrze czy źle?
- Wiesz, to wspaniale,  trudno mi to powiedzieć, ale jesteś lepsza ode mnie i od Caitlin, a nawet od nas razem. Słuchaj teraz uważnie.
- Słucham
- Wystarczy, że pomożesz nam kilka razy, potem wszystko będzie w porządku i zapomnimy o tym.
- Dobrze, oczywiście, szefie – zaśmiałam się
Wszyscy z tamtego otoczenia mówili do Justina szefie. Trochę dziwnie się czułam również mówiąc tak do niego. Zaśmiał się i od razu mi odpowiedział.
- Szybko się uczysz
- Wiem – przytuliłam go
Siedzieliśmy jeszcze chwilę na kanapie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i podeszłam żeby otworzyć. Najpierw upewniłam się jeszcze czy to nie żaden niebezpieczny typ. Zobaczyłam Caitlin stojącą z jakąś walizką. Otworzyłam, wpuściłam ją i dokładnie zamknęłam drzwi. Dziewczyna od razu podeszła do Justina a ja zaraz za nią.
- Justin… - zaczęła mówić a ja tylko patrzyłam i słuchałam
- No? – oschło ją potraktował, ale była do tego przyzwyczajona
- To ta walizka – podała mu ją i wyszła
Justin postawił ją na podłodze i poprosił żebym usiadła koło niego. Zrobiłam to.
- Kochanie… - zaczął powoli
- Tak? – męczyło mnie to wieczne odpowiadanie tak i tak i wiecznie to samo
- Zaniesiesz ją ty dobrze?
- A jak wszystko zniszczę?
- Spokojnie, dasz tą walizkę tylko takiej kobiecie. Ubranej na granatowo w czarnych okularach i czarnych szpilkach. Będzie stała przy samym wyjściu. W prawej ręce będzie trzymała rękawiczkę i da ci dyskretny znak tą rękawiczką, kiedy będziesz miała podejść. Musisz to zrobić. Caitlin znają, a ciebie nie.
- Dobrze, ale będziesz tam?
- Będę ale nie z tobą bo zrozumieją i od razu mnie zabiją, albo co gorsza ciebie.
- Dobrze
Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko. Justin zaparkował dość daleko od wejścia. Zabrałam walizkę i poszłam. Justin również wysiadł z samochodu. Tylko chwilę później. Podszedł od tyłu lotniska żeby nad wszystkim czuwać. Ja powoli weszłam  i od razu rzuciła mi się w oczy ta kobieta. Dała mi znak rękawiczką. Wtedy przyśpieszyłam kroku. Dyskretnie podałam jej walizkę po czym od razu wyszłam. Nie obyło się również od „goryli”. Byłam tak blisko wyjścia, kiedy dwoje facetów podeszło do mnie i zaczęli mi grozić. Wiedziałam, że Justin mi nie pomoże, dlatego sama się z nimi uporałam. Poszło dość szybko. Zostawiłam ich posiniaczonych i zakrwawionych zaraz przed tylnym wyjściem z lotniska. Pobiegłam do samochodu i szybko wsiadłam. Justin odjechał i kiedy byłam już bezpieczna zdjęłam okulary przeciwsłoneczne.
- Nie znałem cię od tej strony – Justin spojrzał na mnie z podziwem
- To już znasz – uśmiechnęłam się tajemniczo
- Dobra robota, bardzo ci dziękuję
- Justin, nie ma sprawy – pocałowałam go w policzek
Chwilę później byliśmy u mnie w domu. Pod drzwiami czekała już Caitlin. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w kuchni.
- I jak poszło? – Caitlin spojrzała na Justina
- Mamy nowego zawodowca – Juss uśmiechnął się
- Jest aż taka dobra?
- Oj tak, kolejny uczeń z rąk tamtej babki przerósł mistrza
*DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
SELENA
Było jeszcze kilka takich akcji, gdzie musiałam pomóc Justinowi. Za każdym razem zostawiałam za sobą półżywych ludzi. Teraz nie przeszkadzało mi to, a kiedyś nawet bym muchy nie próbowała zabić. Justin za każdym razem dziękował mi, ale też przejmował się i martwił. Zawsze był ze mną. Co prawda z boku, ale był i to to dodawało mi siły. Caitlin również czasem miała coś przekazać, jednak ja robiłam to częściej. Wiedziałam, że nie podoba jej się to, ale to Justin jest szefem i wie kogo wysyła. Tym bardziej, że to poważne sprawy i gdybym była zła to nie pozwoliłby mi nigdzie iść. Z siostrą nie miałam prawie żadnego kontaktu. Z jej dziećmi również. Bałam się, że mogła im coś zrobić, ale to również nie była moja sprawa.  Ja wcale nie byłam lepsza od ich matki. A Julie? Całkowicie słuch o niej zaginął. Nie odezwała się, numer zmieniła, nie miałam możliwości nawet porozmawiania z nią. Aż do tego dnia. Szłam ze sklepu do domu. Justina nie było ze mną. Sprzątał. Zauważyłam nagle dwóch ogromnych facetów a między nimi moja siostra. Tak bardzo się przestraszyłam, ale przypomniałam sobie w duchu że już nie jestem tą grzeczną. Musiałam jej pomóc. Rzuciłam torby z zakupami na ziemię i podbiegłam. Dałam jej znak żeby nic nie mówiła ani nie zwracała na mnie uwagi. Zrozumiała i udawała jakby nadal była tam sama. Wtedy zrobiłam coś czego nigdy nie zrobiłam. Przyłożyłam broń jednemu z mężczyzn do głowy i zagroziłam mu.
- Zrób jej krzywdę a zginiesz i ty i twój koleżka!
Widać było, że się przestraszył. Odwrócił się i próbował się mnie pozbyć. Zadał mi kilka mocnych uderzeń, ale nie popłakałam się i nie zostałam mu dłużna. Kiedy wreszcie leżał na ziemi i nie miał siły zajęłam się drugim. Nie był tak oporny jak jego kolega i dobrowolnie odszedł zabierając ze sobą tamtego.
- Julie! Nic ci nie jest? – przytuliłam siostrę
- Nie, naprawdę – również przytuliła się do mnie
- Przepraszam byłam złą siostrą
- Nie, nie byłaś. Dziękuję, dzięki tobie żyję. Już kiedyś się do mnie przyczepili, ale teraz było poważniej. Od kiedy jesteś taka?
- Jaka? – zapytałam
- Nie jesteś już taka sama, to nawet dobrze bo gdyby nie ty, już by mnie tu nie było
Julie jeszcze kilka razy mi podziękowała po czym odeszła. Po raz pierwszy zrobiłam coś takiego, kiedy byłam sama. Zawsze kiedy Justina nie było w pobliżu stawałam się bezsilna. Teraz było zupełnie inaczej. Pozbierałam zakupy i wróciłam do domu.
- Sel, Jezus nic ci nie jest skarbie? – od razu do mnie podbiegł i przytulił
- Co się stało?
- Caitlin mi mówiła, co zrobiłaś z tymi dwoma typami co chcieli skrzywdzić twoją siostrę
- Skąd ona wie?
- Przechodziła obok i przed chwilą do mnie zadzwoniła
- Justin, jestem dużą dziewczynką, sam widzisz umiem sobie radzić
- Jestem z ciebie dumny – uśmiechnął się i zabrał ode mnie siatki

Poszłam do salonu i włączyłam telewizję. Potem dołączył do mnie Justin. Oglądaliśmy jakiś film. W końcu zaczęło się ściemniać. Było dość późno. Chciałam wziąć pilota, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Chwilę się zawahałam ale Juss powiedział, że mam otworzyć i że nic mi się nie stanie. Zrobiłam to. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom przed moimi drzwiami ujrzałam… 



___________________________________________________
Trochę zmian się pojawiło. Jeśli już to widzisz proszę skomentuj :)