SELENA
Ten widok
był piękny. Malutki domek na środku polanki, która obrośnięta była przepiękną
zieloną trawą i kolorowymi kwiatkami, a za nim rozciągał się widok zachodu
słońca. Niebo przybrało dość wyjątkowy kolor. Nie wiem jak mam to opisać, nie
da się. Musielibyście zobaczyć sami.
-
Niespodzianka – Justin uśmiechnął się i podszedł bliżej przytulając mnie
Nie
odpowiedziałam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Pomilczałam przez kilka
minut, aż w końcu przemogłam się i odezwałam.
- Z jakiej
okazji ta niespodzianka? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak bez
okazji – znowu się uśmiechnął
- Nie kłam,
musi być okazja – próbowałam zaprzeczyć słowom, które przed chwilą wypowiedział
- Naprawdę…
- Nie wierzę
– założyłam rękę na rękę jak mała obrażająca się dziewczynka
- Czyżby
foch? – wyczułam śmiech i ironię w jego głosie
- Nie –
powiedziałam stanowczo bez jakichkolwiek uczuć w głosie
- Widzę…
- Nie
widzisz! – odwróciłam się tyłem
- A jednak
widzę – powiedział znowu stając naprzeciwko mnie
- Grrr… -
wypowiedziałam dość cicho ze złością w głosie
- Co jest?
Nie wierzysz mi?
- Wierzę,
ale na pewno jest powód, to nie jest tak, że bez jakiejkolwiek przyczyny
zabierasz mnie tu. – położyłam nacisk na ostatnie słowo i wskazałam ręką
miejsce i wszystko co nas otaczało
- Uwierz, że
właśnie bez żadnej, ale to żadnej przyczyny cię tutaj zabrałem
- Załóżmy,
że ci wierzę, a po co? – próbowałam dostać odpowiedź na pytanie w inny sposób
- Uważasz
mnie za idiotę? – zaśmiał się – Kotku, naprawdę nie jestem głupi i nie dam się
podejść, jestem „szefem” gangu, jestem sprytniejszy niż ci się wydaje –
uśmiechnął się szyderczo
- No.. ok
masz rację, ale ja po prostu chcę wiedzieć – wymamrotałam cicho i spokojnie
- Ależ
wiesz, to jest bez powodu – uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę
Podeszliśmy
do domku stojącego samotnie i poszliśmy na jego „tyły” których z odległości nie
widać. Stało tam kilka leżaków plażowych, jakaś ławka, stolik z krzesłami i
grill. Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam na to co Justin zaplanował.
- Jesteś
głodna? – zapytał spoglądając na mnie
- Nie –
powiedziałam sarkastycznie
- No cóż,
zjem sam – zaśmiał się
- Głupek! –
zaczęłam się śmiać – pewnie, że jestem głodna
- Czeka,
czekaj, jak mnie nazwałaś? – udawał że nie słyszał i przysuną głowę do mnie
kładąc rękę za uchem
- Ja? Ja nic
nie mówiłam – zaprzeczyłam rozglądając się dookoła i cicho gwiżdżąc
- No powiedz
– zaczął mnie łaskotać
Dostałam
nieoczekiwanego napadu śmiechu. Starałam się być silna, nie chciałam powtarzać
tego co powiedziałam, ale wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i Justin postawi
na swoim. W końcu ugięłam się, a wręcz wymiękłam.
- D.. dobra
już! – powiedziałam nadal śmiejąc się
- A więc,
jak się do mnie zwróciłaś? – kontynuował swoje „dochodzenie”
- Głupek –
wręcz wyszeptałam
- Głupek? –
zaczął robić sztuczną, zdziwioną minę – od kiedy?
- Od nigdy –
uśmiechnęłam się
Justin
dłużej nie wiercił dziury w temacie. Poprosił, abym na chwilę została przy
grillu, kiedy on wszedł do małego domku tylnym wejściem, akurat na kuchnię.
Posłusznie zostałam. Zaczęłam śmiać się sama do siebie, nie wiadomo z czego,
obcy stwierdziłby, że jestem wariatką, która gada sama do siebie, czy też
jakimś uciekinierem z psychiatryka. I znowu dopadł mnie napad niekontrolowanego
śmiechu. Po jakiś 10 bądź 15 minutach Justin wyszedł z jakąś tacką, a na niej
stały dwa małe talerzyki i jeden z kilkoma kiełbasami, burgerami i czymś o czym
pojęcia nie miałam. To śmieszne, wiecznie jestem głodna, a nie wiem co zostaje
wniesione. Chłopak zaczął delikatnie podgrzewać jedzenie, w tym samym czasie
siadając przy stoliku, czekając aż jedzenie będzie wystarczająco przysmażone,
to oczywiście trwało długo, dlatego sam zauważył, że śmieję się do powietrza.
- Co jest? –
zapytał podchodząc do mnie bliżej i dając znak ręką żebym wstała
- Nie nic –
znowu się zaśmiałam, wstając tak jak prosił
- Czyżby? –
delikatnie przyciągnął mnie do siebie, mając na twarzy szyderczy uśmiech
- Tak –
powiedziałam dumnie
- Jesteś
tego pewna? – spojrzał na mnie jak policjant na zbira podczas przesłuchania
- Oczywiście
– znowu ukazałam swoją dumę
- Nie wierzę
– zaśmiał się i pocałował mnie w czoło
- Believe
- Ktoś idzie
w moje ślady jak widzę, grzeczna dziewczynka – zaśmiał się po raz kolejny
Chciałam
usiąść w swoje poprzednie miejsce, już prawie zajmowałam krzesło, kiedy Justin
nie pozwolił mi na to, przyciągając mnie do siebie i sadzając na kolanie.
- Krzesło
się zaraz połamie – powiedziałam żartobliwie lecz stanowczo i z powagą, która i
tak za chwilę zmieniła się w ogromny śmiech
- Pod tobą?
Nigdy – zaprzeczył przytulając mnie
- Pod nami –
podkreśliłam
- Oj nie
przesadzaj, najwyżej będzie połamane – zaczął się śmiać
Miałam
wrażenie, że minęły dopiero dwie minuty, a w rzeczywistości minęło piętnaście.
W ostatniej chwili Justin zorientował się, że przysmażane jedzenie prawie się
przypaliło. Delikatnie „zdejmując” mnie z jego kolana podszedł do grilla i
przewrócił wszystko na drugą stronę.
- Chyba ktoś
tutaj coś przypalił.. – zaśmiałam się wytykając język jak mała dziewczynka
- Chyba mam
to po dziadku – zaśmiał się
- O właśnie,
nigdy nie mówiłeś mi o rodzinie, to znaczy tylko o rodzicach i siostrze,
opowiedz mi coś? – zrobiłem minę szczeniaczka
- Jasne –
uśmiechnął się
- To mów, z
chęcią posłucham – ponownie usiadłam mu na kolanach a on objął mnie w talii
- To tak.
Jak już wiesz, moi rodzice nie żyją od… prawie 5 lat. Dużo. Od tamtego czasu
dziadkowie się mną zajmowali, moją siostrą też. Miałem wtedy 13 lat, nawet
trochę więcej. Wtedy najbardziej potrzebowałem rodziców i oni mi ich zastąpili,
do czasu, kiedy skończyłem 16 lat, czyli jakoś dwa lata temu, mieszkałem z
nimi, ale ze względu na ich bezpieczeństwo wyprowadziłem się i zabrałem
siostrę. Są mi najbliżsi. Z tobą na czele, bo tylko ich mam, a wiemy doskonale
do czego zdolna jest moja siostra. Teraz mieszkają niedaleko, ale ze względu na
moje kłopoty, związane z tym całym chaosem, w który się wpakowałem dwa lata
temu, nie widujemy się zbyt często. Tylko na święta, lub jakieś okazję. Chociaż
mam wrażenie, że powoli o mnie zapominają, na 18 urodziny nawet nie zadzwonili,
a widziałem ich ostatnio jakoś… na gwiazdkę w zeszłym roku… - zakończył dość
smutno
Ze względu
na to, że nie wiedziałam co powiedzieć, tylko się do niego przytuliłam. Ta
historia… doszło do mnie, że on doskonale zdaje sobie spra1)wę z tego, w co się wpakował, ale też
dziwi mnie zachowanie dziadków Justina. Wydawali się super ludźmi, a tutaj taka
niespodzianka. No, ale w końcu to ich wnuk, a pewnie jak dowiedzieli się co
robi Justin, to nie chcieli go znać, ale znowu myśląc logicznie, to jego jedyna
rodzina powinni go wspierać.
- I to…
jeszcze nie wszystko – zaczął nieśmiało
- Coś
jeszcze? Mów – uśmiechnęłam się
- No bo.. ja
mam jeszcze brata i siostrę…
- J..jak to?
– zapytałam lekko zdziwiona
- No tak,
nie wspominam o nich, są mali, nie mieszkają z dziadkami, są w rodzinie
zastępczej, chciałem ich zabrać, ale nie mogłem tego robić, byłem za młody
- Ile mają
lat? – zapytałam z ciekawością
- Oboje po
sześć – uśmiechnął się również do mnie
- A wiedzą o
tobie?
- No pewnie,
często ich odwiedzałem, ale ostatnio zacząłem interesować się tym, że mógłbym
ich zabrać do siebie, ale to tylko kilka miesięcy, tłumaczyłem im, że może to
potrwać, tylko.. ja się boje jednej rzeczy…
- Jakiej?
- Że nie
będę umiał się nimi zaopiekować. Sprawa jest w toku a właściwie, za miesiąc
zostanie zakończona, no i to też jest powód tej niespodzianki – odwrócił głowę
- Czyli
jaki? – uśmiechnęłam się znowu
- Bo ja…
chciałbym żebyś ze mną jutro do nich
pojechała, obiecałem, że zabiorę ich do kina, na McDonalda i na salę zabaw dla
dzieci, wiesz takie te sprawy…
- A mogę..?
– zapytałam nieśmiało ze strachem w głosie
- Pewnie, że
tak – od razu się uśmiechnął przytulając mnie
- A jak mnie
nie polubią?
- Masz
rację, nie polubią cię…
Zmarszczyłam
brwi patrząc na niego.
- Oni cię
pokochają – zaśmiał się – na przyszłość daj dokończyć – delikatnie pocałował
mnie w policzek
- Debil! –
zaśmiałam się uderzając go w ramię
- Och tak? –
powiedział to z łobuzerskim uśmiechem na twarzy
- Dokładnie
tak, jak słyszałeś – ponownie założyłam rękę na rękę
- Nie radzę
– powiedział oschle śmiejąc się
- Nie boję
się ciebie – uśmiechnęłam się i zrobiłam dumną minę
- Czyżby?
- E!
Szerloku, coś ci się przypala – zaśmiałam się wskazując ręką na grill
W tym
momencie chłopak zerwał się na równe nogi i ściągnął całe jedzenie na talerze.
Na szczęście nie były bardzo przypalone tylko jakieś minimalnie części. Od razu
usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Oczywiście cały czas się śmiałąm, bo jak
to miałam w naturze zachowywałam się jak wariatka. No i znowu wybuchłam
ogromnym napadem. Jaki to musiałby być widok dla obcych, nie znających mnie
ludzi. Próbowałam sobie to wyobrazić, na co odpowiedzią był kolejny mój śmiech.
- Mam się
martwić? – zaczął mówić również śmiejąc się
- Nie… a o
co? – przedłużyłam zdanie
- Śmiejesz
się do powietrza.. – stwierdził a banan nie schodził mu z twarzy
- Potomek
Kolumba czy jak? – zaszydziłam
- Bardzo
śmieszne – stwierdził z ironią dalej się śmiejąc
- Gdyby nie
było zabawne nie miałbyś takiego rogala na twarzy – zaczęłam po raz setni
dzisiaj się śmiać
- Wiesz co?
Jesteś cholernie dziwna – znowu się zaśmiał
- Słucham? –
zrobiłam taki sam gest jak on, kiedy nazwałam go głupkiem
- Jesteś
piękna – uśmiechnął się
- I tak
słyszałam, ale dziękuję, dwa komplementy w jednym.. hmm… - podrapałam podbródek
udając że głaszczę swoją długą brodę i myślę
- Jesteś
zabawna – uśmiechnął się
- Uważasz
tak czy mówisz z grzeczności? – przygryzłam wargę widzą, jak wtedy na mnie
patrzy
- Kochanie,
powinnaś wiedzieć, że mówię to dlatego, że tak uważam, ja nie wiem co to
grzeczność i nie używam jej – zaśmiał się
- No tak… -
udałam zamyśloną powtarzając poprzednią czynność
Wtedy Justin
podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, po czym
delikatnie lecz namiętnie pocałował. Nie potrafię tego opisać, to jest.. nie
umiem dobrać odpowiednich słów. Trzeba by samemu to przeżyć, żeby zrozumieć.
Momentalnie poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego siadając
na krześle schowałam twarz w dłonie.
- Ej,
shawty… nie zakrywaj się – zaśmiał się
- Wyglądam
jak burak, nie chcę żebyś na mnie taką patrzył
- Nawet
czerwona jak „burak”, jak to
powiedziałaś, jesteś piękna i nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się
I co mogłam
zrobić? Jak zawsze uległam i zabrałam dłonie z twarzy. Odwróciłam głowę w prawą
stronę, żeby choć przez chwilę się ukryć. Nie udało się. Justin podniósł mnie,
aż stanęłam na nogi, i mocno, ale delikatnie objął w talii i przytulił. To
lubiłam najbardziej, ja zawsze kochałam przytulać każdego kto mi się nawinie,
najczęściej była to mama… powinniście wiedzieć, że teraz mam łzy w oczach,
mówiąc to. Justin od razu to zauważył.
- Co się
stało? Coś zrobiłem nie tak? – zapytał patrząc mi w oczy
-
Oczywiście, że nie, ale przypomniałam sobie o… mamie – ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromną trudnością
Chłopak
wiedział jak się czułam, dlatego nie pytał więcej tylko zmienił temat, żeby
choć na chwilę mnie rozweselić. I owszem udało mu się, aż za dobrze. Robiło się
bardzo późno a przy tym dość chłodnawo.
- Zimno mi…
- powiedziałam smutnym głosem
- Chodź –
pociągnął mnie za rękę i podprowadził pod drzwi domu
- A..al..ale
– zaczęłam ale nie dał mi dokończyć
- Nie ma
„ale”, no chodź, chyba że wolisz marznąć – spojrzał łobuzersko na mnie
Nie miałam
wyjścia i zgodziłam się. Weszłam do środka. Ten dom był piękny, nie tylko z
zewnątrz ale i wewnątrz. Wystrój był przepiękny, kolory na ścianach stonowane,
a meble doskonale z nimi kontrastowały.
- Piękny dom
– powiedziałam rozglądając się dookoła
- Dziękuję
- Co? To
twój? – zdziwiłam się
- No chyba
nie myślałaś, że przyprowadzę cię do czyjegoś domu – zaśmiał się i przytulił
mnie – a teraz chodź na górę, tam jest sypialnia, ale…
- Ale? –
chciałam dokończyć za niego
- Ale tylko
jedna.. – udawał smutnego, ale wiedziałam, że w duchu skacze z radości
- No cóż…
podłoga chyba się ucieszy jak się tam położysz – zażartowałam ale nie
okazywałam tego
- Nie masz
serca – zrobił jeszcze bardziej smutną minę
- Żartuję, a
więc co zrobimy? – udałam, że bardzo mnie to stresuje
- Chyba
będziesz skazana na moje towarzystwo, przykro mi – zaśmiał się
- Może
przeżyje.. – zaczęłam znowu się śmiejąc
Justin
odpowiedział mi tylko śmiechem. Weszliśmy po schodach, ani jedna deska nie
zaskrzypiała. Dom nie był stary, ale każde drewniane schody skrzypią. Zresztą
nie opowiadam tego tylko dla schodów. Byliśmy już prawie w ogromnym pokoju, z
którego wchodziło się do prywatnej, zamykanej na klucz łazienki. Pokój, jeśli
tak go można nazwać, bo był wielkości całego parteru, był śliczny, delikatny
bardzo jasny fiolet na ścianach idealnie wyglądał z białymi meblami w
starożytnym stylu. Cały dom wystrojony był, jak nowoczesne przestronne
mieszkanie, ale ten pokój… on był inny. Chciało się tu być. Meble, ściany,
widok, cisza, która tam panowała. Zdawało mi się, jakby to pomieszczenie było
całkiem odciętę od rzeczywistości i od szarego świata.
- I jak?
Może być? – Justin spojrzał na mnie, siadając na ogromnym łóżku
- Justin,
ten pokój jest śliczny, lepszego w życiu nie widziałam – uśmiechnęłam się, po
czym szybko podeszłam do niego i usiadłam obok
- Cieszę
się, że ci się podoba – zaśmiał się i złapał mnie za rękę
Nie ukrywam,
to było bardzo słodkie, jeśli można tak w ogóle powiedzieć o chłopaku. Nie
ważne, dla mnie zawsze był słodki, pomimo, że to określenie pasuje do małej
dziewczynki bawiącej się w mamę. Siedząc na łóżku zauważyłam małe szklane drzwi
zasłonione zasłonką.
- Co tam
jest? – zapytałam wskazując wolną ręką na drzwi
- Idź i
zobacz – uśmiechnął się
- Sama? Żeby
coś stamtąd wyskoczyło i mnie pożarło? – zaśmiałam się – nie ma mowy, sama nie
idę, ale z tobą to co innego…
- A więc
chodź – wstał i podszedł ze mną
Odsłonił
zasłonkę, a potem szklane drzwi i wypuścił mnie na balkon. Co ja gadam, chyba raczej ogromny taras. Widok był
nieziemski. Podeszłam powoli do barierki, opierając się o nią. Zaczęłam myśleć
o jutrzejszym spotkaniu z rodzeństwem Justina. Nie będę kłamać, bałam się. Tak,
dokładnie tak, bałam się spotkania z dziećmi. Widziałam, że chłopak
zainteresował się mną i dlatego zaczął zadawać pytania, ale co mogłam mu
powiedzieć, oczywiście stwierdziłam, że jest okej. Widziałam, że nie uwierzył,
ale chyba chciał pokazać, że mi ufa, dlatego nie wiercił dziury w temacie.
- Mogę do
łazienki? – zapytałam
- Tak jasne,
tam wszystko jest. Żel, mydło, szampon, jakaś gąbka, w szafce jest czysta
zapakowana, ogólnie czego potrzebujesz to szukaj na pewno jest – uśmiechnął
się, siadając na łóżku i sięgając po coś z szafeczki nocnej
- Okej, a
ręcznik?
- Pierwsza
szafka nad niską półką. Jak się wchodzi to od razu po lewej stronie – znowu się
uśmiechnął
- Dzięki
Weszłam do
łazienki tym samym doznając szoku. Była taka przestronna, ładna, jednym słowem
idealna. Z części z umywalkami, przechodziło się do następnych dwóch do których
prowadziły drzwi. Za jednymi był prysznic, a za drugimi wanna. W rogu łazienki
stała toaletka a na niej kuferek z kosmetykami. Odnalazłam szafkę z ręcznikami
o której mówił Juss. Wyjęłam jakiś różowy i zabrałam go ze sobą. Weszłam do
pomieszczenia, gdzie stała kabina prysznicowa. Zebrałam potrzebne mi rzeczy,
takie jak żel, szczoteczkę (o dziwo znalazłam nową zapakowaną w szafce), pastę i kilka takich
podstawowych przedmiotów. Zdjęłam ubranie i odkręciłam wodę. Wyregulowałam
temperaturę lecącej wody i opłukałam się nią. Otworzyłam żel i umyłam całe
ciało bardzo dokładnie. Spłukałam go z moich rąk, nóg, szyi, tułowia i całej
reszty. Zmoczyłam moje włosy i wyszorowałam głowę szamponem, po czym dokładnie
szybkimi ruchami ręki pozbyłam się go z włosów. Wyszłam, wytarłam się.
Rozczesałam włosy leżącą tam szczotką, a chwilę później związałam je w
niechlujnego koka na czubku mojej głowy. Zawinęłam się w ręcznik i wyszłam.
Widziałam wzrok Justina przechodzący przez całą mnie, od stóp do głów,
dosłownie.
- Widzę! –
zaśmiałam się
- Wiem, oto
chodzi – również się uśmiechnął
- Zboczeniec
– znowu się zaśmiałam kontynuując to, po co przyszłam – Justin, bo… wiesz.. no nie
mam w czym spać…
- I? –
ciągnął żeby zmusić mnie do mówienia
- No.. tak
pomyślałam, że może dałbyś mi coś.. no wiesz – przygryzłam wargę
- Chodź
tutaj do mnie słońce – poklepał miejsce obok siebie
Podeszłam
dość nieśmiało i w samym ręczniku usiadłam koło niego mocno trzymając moje
„ubranie” ręką.
- Nie spinaj
się tak, jest okej – powiedział bardzo czule, po czym pogłaskał mnie bardzo
delikatnie po ramieniu, a którym tym razem nie było nic
Lekko się
wzdrygnęłam, ale potem było mi to obojętne.
- Tak, jest
okej – uśmiechnęłam się – to co, mam co liczyć na chociaż jakąś bluzkę?
Wstał,
podszedł do szafy stojącej w rogu i otworzył ją. Chwilę pogrzebał, cały czas
patrząc na mnie, aż w końcu wyjął jakąś swoją bluzkę. Podał mi ją, ale nie dał
mi odejść, spowrotem posadził mnie na łóżku koło niego.
- Kocham cię
– powiedział delikatnie obejmując mnie w talii i przytulając do siebie
- Ja ciebie
też – powiedziałam wtulając się w niego nie zwracając uwagi na to czy jestem w
ubraniu czy tylko w ręczniku
Siedzieliśmy
tam w takiej pozycji przez około piętnaście minut. W końcu wstałam i poszłam do
łazienki, gdzie spokojnie się przebrałam i wyszłam. Po raz kolejny poczułam
wzrok Jussa na sobie. Czułam się dziwnie w samej jego, za dużej, koszulce i
majtkach, ale nie miałam co liczyć na więcej, przecież on nie ma babskich
piżamek. Usiadłam na drugim brzegu łóżka, ale byłam bardzo zmęczona dlatego
położyłam się. Justin uczynił to samo, przysunęłam się do niego dyskretnie, po
czym wtuliłam się w niego, jak w pluszaka i usnęłam.
*NASTĘPNEGO DNIA*
Obudziłam
się około 11 albo nawet później. Justina nie było obok mnie, ale wiedziałam, że
niedawno był, bo byłam przykryta kołdrą, a ja zawsze się rozkopuje i budzę się
bez niech, no chyba, że właśnie ktoś mnie przykryje. Zebrałam swoje ciało z
łóżka i zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie zauważyłam Justina smażącego
naleśniki.
- Jak się
spało księżniczko? – zapytał z dużym uśmiechem na twarzy
- Em.. super
– zaśmiałam się – ale mam pytanie…
- Odpowiem
na wszystko, pytaj.
- Kto mnie przykrył?
– zmrużyłam oczy i zaśmiałam się
- Nie mam
pojęcia chyba sama – odwrócił ode mnie wzrok
- Mhm.. taak
– przedłużyłam – no popatrzcie ludzie, gangster Justin Bieber ma uczucia i umie
być opiekuńczy – zaśmiałam się – dziękuję – powiedziałam przytulając go od tyłu
i delikatnie całując w szyję
- Żarcik ci
się udał – zaśmiał się – nie ma sprawy, musiałem
Justin
skończył robić śniadanie, po czym podał mi talerz i razem ze mą usiadł przy
stole. Zaczęłam powoli jeść, kiedy znowu zawitał u nas napad śmiechu. Tym razem
nie u mnie, tylko u Justina.
- Co? –
zapytałam wkładając kawałek naleśnika do buzi
- Nic
śliczna – zaśmiał się
- No co? –
znowu zapytałam śmiejąc się
- Wiesz…
częściej powinnaś chodzić w moich bluzkach – uśmiechnął się łobuzersko
- Chciałbyś
kotku – zaśmiałam się
- Oj uwierz
mi, że tak – spojrzał na mnie
- Ale to
chyba ostatni raz więc się napatrz – zaczęłam się śmiać, wstając od stołu i
wstawiając talerzyk do zlewu
- Na pewno
nie, nie pozwolę, żeby to był ostatni raz..
Tylko się
zaśmiałam, kiedy szłam do salonu. Wtedy prawie dostałam zawału. Justin podszedł
do mnie od tyłu i załapał mnie w talii i przyciągnął do siebie odwracając mnie
tak, żebym była twarzą w jego stronę.
-
Przestraszyłaś się twardzielko? – zapytał śmiejąc się
- Nie –
zaprzeczyłam
- Widziałem
- Wcale nie
- Nie..
wcaleee – przedłużyłem
__________________________________________
piszcie jak rozdział + kochani nie sprawdziłam rozdziału
dlatego przepraszam za błędy :c
ŚWIEETNY ROZDZIAŁ *.*
OdpowiedzUsuń