JUSTIN
Chodziłem poddenerwowany w kółko denerwując tym John’a który
starał się siedzieć cicho, jakby rozumiał co teraz czuję. Było mi źle, bardzo
źle. Nie wiedziałem co mam zrobić ze swoim beznadziejnym ciałem, ani czym zająć
mózg. Myślałem nad tym co mógłbym zrobić, żeby pomóc Selenie. Nie miałem
pomysłu jak to zrobić. Byłem wściekły i nie myślałem racjonalnie, co było
minusem.
- Justin, stary, usiądź i wtedy coś wymyślimy, reszta zaraz
będzie – John próbował mnie uspakajać
- Nie wymyślimy nic, bo tak naprawdę nie wiemy kto to był i
czy w ogóle chcą coś od nas. – zaprzeczyłem temu co mówił, żeby nie robić sobie
nadziei
- Słuchaj, gdyby nas nie znali, nie porywaliby twojej
dziewczyny, bo po co by im była? Na pewno robią to, żebyś tam pojechał i żeby
mogli załatwić ciebie, a potem już tylko nas. – zapewniał mnie
- Nie pomagasz John – stwierdziłem oschle
W tym momencie przybyła reszta chłopaków. Zajęli takie
miejsca jak poprzednio i od nowa rozpoczęliśmy rozważania. Nikt nie wiedział co
powiedzieć. Szczerze… nie dziwiłem im się, no bo… ja sam nie wiedziałem i
byłoby nowością żeby oni myśleli trzeźwiej ode mnie.
- Ja wiem kto to był – wtrącił nagle Luke
Wszystkie oczy zostały zwrócone ku niemu.
- Kto? – zainteresował się Jeth
- The Snipers – wypowiedział to z obrzydzeniem
- Po moim kurwa trupie! – warknąłem nie hamując gniewu,
dlatego też wstałem i znowu zacząłem chodzić jak pokręcony
- Justin, to musieli być tylko oni. Porwali twoją
dziewczynę, bo mieli powód, nienawidzą ciebie i chcą cię zniszczyć za akcję,
kiedy zabiłeś Sparks’a. Chcą zemsty i wykorzystają do tego Selenę – wytłumaczył
Luke na co wszyscy rozszerzyli oczy, bo wysoki brunet miał rację
Przez chwilę zamarłem. Pierwszą rzeczą o której pomyślałem,
było to, że chcą zrobić z nią to samo co ja zrobiłem z jednym z nich. Przeszły
mnie ciarki a w mojej głowie pojawił się obraz mojej dziewczyny. Wystraszonej,
bezradnej, zapłakanej dziewczyny, która prosi, żeby zostawili ją w spokoju.
Miałem ochotę usiąść w ciemnym kącie i rozpłakać się jak dziewczyna. Może i
wydawało mi się to żałosne, ale było teraz najlepszym wyjściem. Pomimo chęci
nie zrobiłem tego, bo musiałem ją jak najszybciej znaleźć.
Ponownie usiadłem chcąc obmyśleć, dokąd mogli ją zabrać i
jak mógłbym ją odzyskać. Wszyscy poważnie się zaangażowali. Wiedzieli, że jest
dla mnie ważna i zrobię wszystko żeby zobaczyć ją żywą.
- Idziemy tam – zadecydował Chris, kiedy po raz pierwszy się
odezwał
- To jest zbyt ryzykowne – powiedziała Caitlin
- Kurwa, Cat (tak ją czasem nazywałem), to całe gówno jest
tak cholernie ryzykowne, że nie zdajesz sobie sprawy. – warknąłem, chociaż tego
nie chciałem
- Spokój – wtrącił Jeth – Chris ma rację, musimy się tym
zająć, a dla kogo jest to zbyt ryzykowane – spojrzał na Cat – niech zostanie
Wszyscy się zgodziliśmy i ruszyliśmy tam, gdzie musieliśmy.
SELENA
Byłam tak przestraszona, że ledwo się trzymałam na nogach.
Po tym jak ci faceci mnie okrążyli, poczułam przeszywający ból z tyłu głowy i
po prostu zrobiło mi się czarno przed oczami. Po jakimś czasie obudziłam się,
nie wiem gdzie byłam. Jakieś duże pomieszczenie, było dość ciemno i
śmierdziało. Nie było tam nikogo, a ja siedziałam na jakimś starym trzeszczącym
łóżku. Nie wiedziałam co mam robić, bałam się tak jak nigdy wcześniej. Jedyne
na co było mnie teraz stać to płacz. I tak też zrobiłam. Siedziałam zwinięta w
kulkę i płakałam jak bóbr. Byłam żałosna i dobrze o tym wiem, ale postawcie się
w takiej sytuacji. Jesteś nieśmiałą dziewczyną, boisz się wszystkiego i nagle
cię porywają. Budzisz się w jakimś nie wiadomo czym i jesteś sama. Jak to jest?
Nie wiesz, bo nie masz tak. Wracając. Siedziałam tak, nie wiem jak długo, aż w
końcu ogromne metalowe drzwi otworzyły się i stanęło w nich trzech dość
wysokich, zamaskowanych mężczyzn.
- Popatrzcie kto się obudził – powiedział jeden z nich a
mnie od razu przeszły ciarki, nie patrzyłam w ich stronę
- Imię – warknął jeden podchodząc do mnie
Nie odezwałam się i poczułam, że ten sam facet uderzył mnie
w policzek. Kolejne łzy popłynęły śladami poprzednich.
- Imię – powtórzył jeszcze głośniej
- S..Selena – mruknęłam bardzo cicho
Nie odpowiedział nic i odsunął się, kiedy drugi podszedł do
mnie i usiadł obok.
- Jesteś dziewczyną nie jakiego Biebera, mam rację? –
zapytał spokojnie
- Nie twój zasrany interes – warknęłam i byłam z siebie
dumna, że udało mi się zebrać na odwagę i odpowiedzieć mu tak
Nauczyłam się trochę od Caitlin i innych chłopaków, dlatego
teraz, postanowiłam z tego korzystać.
- Zamknij mordę – warknął
- Bo co mi zrobisz? Znowu mnie uderzysz? Proszę bardzo –
powiedziałam zaskakując samą siebie, że mój strach się odrobinę zmniejszył a
odwaga wzrosła
- Pyskata szmata to nie moje marzenie – splunął
- Szmatę to masz na podłodze – odpowiedziałam szybko
- Nie skacz tak bo jak upadniesz i złamiesz nogę to ci już
nikt nie pomoże
- Nie boję się takich skurwieli jak ty – teraz przeszłam
swoje oczekiwania mówiąc tak do niego, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek
tak powiem biorąc pod uwagę moją nieśmiałość
Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha.
Przestraszył się (wiem, żałosne) czy po prostu zamierza zrobić mi coś gorszego?
Chciałam krzyknąć mu prosto w twarz żeby po prostu mnie
zabił, ale nie chciałam potem żałować przez swoje słowa w gniewie. Dlatego
przemilczałam to i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
Nie zareagował w żaden w sposób, po prostu usiadł koło mnie
i przez chwilę na mnie patrzył. Fakt, jest taki, że tego akurat się
przestraszyłam jak niczego innego.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie, jesteś dziewczyną Biebera?
– zapytał gniewnie
- Po nazwisku to po pysku, nie kojarzysz? – warknęłam
Nadal zaskakiwałam sama siebie, ale nie mogłam tego pokazać.
- Zamknij się i odpowiedz na moje pytanie! – krzyknął
- Nie zamierzam
W tym momencie wstał i odszedł na jakiś kawałek. Nie
chciałam dać za wygraną i po prostu odpowiedzieć mu. Nie może mieć satysfakcji,
że coś ze mnie wyciągnął, bo potem będzie tylko gorzej, a tego nie chcę.
Usłyszałam otwarcie drzwi, a następnie ich zamknięcie. Znowu
zostałam sama. Całkiem sama w tym ponurym, przytłaczającym pomieszczeniu.
Szczerze.. ulżyło mi. Nie musiałam dłużej oglądać ich wrednych twarzy, ale moja
radość nie trwała długo, bo po chwili znowu ktoś wszedł, tym razem jedna osoba,
dość wysoki facet o ciemnych włosach. Podszedł bliżej i popatrzył na mnie. Ja
utkwiłam mój wzrok w podłodze i w duchu modliłam się, żeby głos mi się nie załamał,
kiedy miałabym coś powiedzieć.
- Czemu nie chcesz współpracować? – spytał spokojnie
Nie odpowiedziałam.
- I jeszcze nie odpowiadasz… wiesz, że to pogarsza twoją
sytuację?
- Jaką sytuację? – zapytałam z obrzydzeniem w głosie
- Tą w której jesteś. Możemy zrobić z tobą wszystko. Od
przetrzymywania, po gwałty i w ogóle, do zabójstwa.
Przestraszyłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Możesz już zamknąć mordę? – zapytałam z wyrzutem
- Nie..?
- To to zrób, bo nie chcę słuchać takiego kretyna jak ty
okej? Nie zamierzam wam nic mówić, ani w żaden sposób współpracować.. jasne?
- Zobaczymy…
Przemilczałam. Miałam dość słuchania, tego obrzydliwego
głosu i patrzenia na ten jego okropny ryj.
Zastanawiałam się, co mogę zrobić,
żeby dali mi spokój i po prostu wypuścili, ale denerwowała mnie jedna myśl… po
co oni mnie tutaj przyciągnęli? Do czego jestem im potrzebna i co mają
wspólnego z Justinem.
Wiem, że nie dostanę odpowiedzi dopóki nie porozmawiam z
nim osobiście , jeśli w ogóle będę miała szansę to zrobić.
- Ogarnij się dziewczyno! – skarciłam się w myślach co
przywołało mnie do rzeczywistości
Siedziałam bezczynnie od jakiejś godziny, jak nie więcej i
nic się nie polepszyło, może nawet pogorszyło.
Ugh… jestem żałosna. Tak, bardzo
żałosna. Co mnie w ogóle podkusiło na ten spacer z Caitlin… Przecież to jasne,
że ją znają, a jeśli chcą im coś zrobić, to znajdą niewinną osobę, która jest
bliska komuś z nich. Jestem kretynką, nie pomyślałam od razu. Zamiast tam
siedzieć mi zachciało się chodzenia. Wracając do sprawy. Nie zorientowałam się,
kiedy nieznajomy usiadł koło mnie na tym czymś, co przypominało łóżko.
- Czemu jesteś taka uparta? Serio nie chcesz wrócić do
rodziców cała i zdrowa?
To wywołało u mnie płacz. Nie dosłownie, bo tylko kilka łez
popłynęło po moich policzkach. Nie dlatego, że się bałam, ale dlatego, że
przypomniała mi się strata rodziców. Wypadek, włamanie i ta cała reszta, którą
znacie.
- Możesz być już do cholery cicho?! – podniosłam ton, bo nie
mogłam dłużej wytrzymać tego, że wspomniał o nich, o najważniejszych osobach w
moim życiu, których już nie ma i nie pomogą mi choćby chcieli
- Panienka się rozpłakała, bo nie może wrócić do domku?
Jednak nie jesteś taka twarda jak myślałem…
Rodzice cię nie wychowali… –
zadrwił
Nie, to już było przegięcie. Nikt, ale to nikt nie będzie
ich obrażać. Tak, w gniewie mówiłam że ich nienawidzę, albo że są okropni, ale
nie myślę tak i nie pozwolę innym tak o
nich mówić.
- Teraz kurwa przegiąłeś! – krzyknęłam i uderzyłam go z
pięści w twarz – Nikt nie będzie tak oceniać moich rodziców rozumiesz?! Nie
wiesz jaka jest prawda, nie wiesz! Dlatego nie odzywaj się w ich temacie!
Nie wytrzymałam i po prostu zachowałam się jak furiatka, ale
co mogłam zrobić? Grzecznie mu wytłumaczyć i poprosić, żeby się uspokoił? Na
pewno nie.
Mężczyzna popatrzył na mnie nierozumiejącym spojrzeniem.
Było mi obojętne co o mnie myśli, bo to mam głęboko. Nic nie powiedział, tylko
wstał i wyszedł. Zostałam sama.
- Mamo, tato.. – zaczęłam mówiąc sama do siebie, a
jednocześnie do nich – Wiem, że nie byłam dla was taką córką jaką chcieliście
mieć, nigdy nie byłam idealna i nie winię was o to, bo to tylko i wyłącznie
moja wina. Przepraszam was za to, ale proszę jeśli teraz mnie słyszycie, to
pomóżcie mi jakoś. Nie dam sobie rady. Nie jestem silna… Proszę… - wymamrotałam
a z moich oczu popłynęły kolejne łzy
Wiedziałam, że te prośby są na nic, ale warto spróbować.
Ośmieszyłam się i tyle. Ale nie dawałam już rady, potrzebowałam jakiejkolwiek
pomocy. Zresztą nie miałam siły już na nic. Nawet na siedzenie. Położyłam się
na tym niby łóżku i nuciłam sobie pod nosem „Cry” Rihanny. Nie wiem czemu, ale
lubiłam tą piosenkę, nawet bardzo. Zawsze, kiedy było mi źle słuchałam jej.
Jakoś tak mnie uspokajała. Chociaż teraz nic nie było mnie w stanie uspokoić.
Byłam zmęczona, ale wiedziałam, że nie mogę usnąć, bo nie wiem, co się wtedy
będzie działo. Oczy same mi się zamykały, ale musiałam być silna. Kolejne
godziny mijały a ja w takiej samej pozycji leżałam i śpiewałam. Byłam sama,
chociaż tyle dobrego. Aż nagle drzwi ponownie się otworzyły i ukazał się w nich
wysoki i olbrzymi facet o brązowych włosach i zielonych oczach. Nie znam go,
zresztą tak jak reszty.
- Słuchaj laska… - zaczął
Nie odezwałam się tylko zaśmiałam pod nosem bez kszty
humoru.
- Nie mam czasu na twoje gierki. Gówno mnie one obchodzą.
Chcę wiedzieć jedno, jesteś z Bieberem czy nie?
- Nie twój interes – warknęłam
- Mówiłem, że nie chcę tych popierdolonych gierek, po prostu
mi odpowiedz.
- Po prostu mnie stąd wypuść. – użyłam tego co on
- Chciałabyś…
- Tak, masz rację, chciałabym – zakpiłam z jego głupoty
- Odpowiedz na pytanie.
- Nie odpowiem..? – zabrzmiało jak pytanie a nie
stwierdzenie
- Ugh.. co za uparta dziwka..
- Dziwki to sobie poszukaj dobra? Ja nią nie jestem, ale
może ty..? – zaśmiałam się bez humoru
W tym momencie po raz kolejny tego wieczora zostałam
uderzona w twarz. Co za ludzie. Niech idą się pobić a nie biją ludzi, którzy
nic im nie zrobili.
- I co myślisz że jak mnie uderzysz czy coś, to będziesz
fajny i w ogóle? Nie – znowu zakpiłam
Nie odpowiedział. Usiadł koło mnie.
- Słuchaj… nie rozumiem, serio nie chcesz żebyśmy zostawili
cię w spokoju? – zapytał dość spokojnie
- Po co zadajesz idiotyczne pytania? – mówiłam sarkastycznie
- Nie chcę tych gierek. Czemu po prostu nie powiesz?
- Bo to nie wasza sprawa. Gówno mnie obchodzi co ze mną
zrobicie… nie powiem nic. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Pokręcił przecząco głową, po czym odszedł na kawałek i znowu
wrócił. Usiadł od tyłu mnie i chwilę tak siedział bezczynnie.
- Wiesz.. twój chłopak, serio ma szczęście, ma taką ładną
laskę i pewnie niezłą w łóżku.. ale szkoda by było, gdyby coś ci się stało
prawda? – przejechał dłonią po moich plecach na co się wzdrygnęłam
- Zabieraj łapy – warknęłam nie odwracając się
Nie zwrócił na to uwagi.
- Może gdyby ktoś dał ci taką jedną małą lekcję, nauczyłabyś
się pokory albo szacunku hm? – ponownie wykonał ten gest
Przeszły mnie ciarki, ale nie mogłam nic na to poradzić.
Miałam ochotę po prostu usiąść i zacząć płakać jak dziecko. Byłam całkiem sama
w otoczeniu tych obrzydliwych ludzi, bez wsparcia, bez niczego. Już myślałam
nad tym, żeby odpowiadać, kiedy pytają i po prostu ulec, ale na szczęście
otrząsnęłam się i dalej trzymałam swojego postanowienia.
- Czego ode mnie chcecie? – zapytałam, w duchu byłam bezsilna
- Dobre pytanie laska… W sumie.. od ciebie nic, ale jest
sobie taki jeden Bieber… gdyby nie on nie byłoby cię tutaj. To on nam wadzi, to
od niego coś chcemy. – mówił o dziwo spokojnie dalej siedząc za mną
- A więc po cholerę tu jestem? – ponownie pytanie wyszło z
moich ust
- Żeby ten naiwny kretyn tu przyszedł i żebyśmy mieli okazję
się nim zająć.
- Możesz go kurwa nie wyzywać?!
- Obrońca zwierząt się znalazł – zakpił
- Weź się odpierdol ode mnie okej? Nic ci nie zrobiłam a
zachowujesz się jakbym ci matkę i ojca zabiła.
- Wiesz… naprawdę jesteś fajna… zacznij współpracować, bo
naprawdę nie chcę cię do tego zmuszać.
Zrób to dobrowolnie.
- Śnisz koleś. Nie zamierzam. – zaprzeczyłam
- Zobaczymy – powiedział wstając i wyszedł
Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi na klucz. Znowu
sama… całkiem sama, bez nikogo.
JUSTIN
Postanowiliśmy, że pojedziemy tam, gdzie byli nasi
potencjalni wrogowie. To nie było trudne. Stary magazyn na północnych obrzeżach
miasta to ich najlepsze miejsce do przetrzymywania ludzi i prowadzenia „prac”.
Droga nie była zbyt długa. Pojechaliśmy dwoma samochodami. W jednym byłem ja,
Luke, Jeth, John, a w drugim Chris, Bruce, Mark i Patric. Reszta została na
wypadek, gdyby ktoś próbował zakraść się do naszego „miejsca” podczas naszej
nieobecności. Każdy z nas wyposażony był dwa pistolety i kilkanaście zapasowych
naboi. Zawsze byliśmy przygotowani, ale jeśli chodzi o cudze życie,
przygotowujemy się jeszcze bardziej. Teraz, kiedy byliśmy blisko, każdy nasz
ruch mógł zadecydować o tym, czy przeżyjemy czy też zginiemy. Było nas ośmiu, a
tych ludzi z The Snipers tylko sześciu. Chyba, że mieli jeszcze jakichś
pomagierów. Szliśmy cicho i powoli, zmierzając w kierunku tylnego wejścia.
Szedłem jako drugi, przede mną szedł Jeth a za mną John, Bruce, Luke i reszta.
Zawsze na przodzie stawiamy lepszych, a na tyle trochę słabszych. Po chwili wszyscy staliśmy już w magazynie.
Byliśmy tylko my i jeden koleś od nich.
- Gdzie reszta? – zapytałem z wyraźnym obrzydzeniem w głosie
Odpowiedziała mi cisza.
Dlatego też podszedłem bliżej tego „faceta”, a raczej jakieś
młodego chłopaka.
- Pytam, gdzie do kurwy nędzy jest reszta! – krzyknąłem
Widziałem, że w jego oczach maluje się strach ale i
nienawiść.
- Nie wiem – splunął oschle co tylko mnie rozwścieczyło
Na szczęście John trzymał rękę na pulsie i odciągnął mnie od
niego, sam przejmując to co próbowałem uzyskać. Nim się zorientowałem dzieciak
zaczął wręcz śpiewać, mówiąc o wszystkim.
- Teraz gadaj, gdzie jest reszta tego twojego gangu, Parker
– mówił stanowczo John z dość nietypowym, miłym uśmiechem na twarzy
- Wyszli – wypalił szybko jakby miał za sekundę zginąć, co
oczywiście było możliwe, gdyby nie był posłuszny
- Dokąd? – kontynuował John
- Nie wiem, jakieś sprawy – mruknął przekonywująco
- Zdajesz sobie sprawę, co cię czeka jeśli w tym momencie
kłamiesz? – wtrącił Luke
Skinął niepewnie głową.
- A więc radzę ci mówić prawdę, bo naprawdę nie za bardzo
mamy teraz ochotę i czas na papranie się
z tobą– dodał Jeth
Ponownie skinął. Doprowadzało mnie to do szału. Czemu do
cholery nie może po prostu powiedzieć tylko kiwa tym łbem jak popieprzony.
- Teraz spytam jeszcze raz, gdzie jest reszta? – ponownie
głos Johna dobiegł moje uszy
- Załatwiają coś na mieście z gangiem Rodney’a – powiedział
ze strachem w oczach
- Z gangiem Rodney’a? – spytałem z niedowierzaniem
- Ta, a bo co?
- Nie twój interes – warknąłem i popatrzyłem pytająco na
Luke’a, który posłał mi przepraszające spojrzenie
- Zapomnij, że tu byliśmy, morda na kłódkę, nic nie wiesz,
jasne? – mówił surowo John
Pokiwał głową na „tak”, a my wyszliśmy i wsiedliśmy do
samochodu. Tym razem jechałem razem z Lukiem, Brucem i Johnem.
- Luke, o co do cholery chodzi? – spytałem patrząc na niego
- Nie wiem, byłem pewny, że to oni. Teraz się okazuje, że
mają niezałatwione sprawy z Rodney’em. – tłumaczył się
- Dzięki tobie straciliśmy pieprzoną godzinę – warknąłem
Byłem wściekły. Przez Luke’a straciłem godzinę, którą
mógłbym przeznaczyć na szukanie mojej dziewczyny. Miałem już serdecznie dosyć
tego całego zamieszania. Marzyłem, żeby wszystko wróciło do normalności,
modliłem się żeby to był sen, niestety nie był. To jest okropne. Nie wiesz,
gdzie jest osoba na której ci zależy, co się z nią dzieje, czy jest cała…
Mógłbym wymieniać te pytania w nieskończoność, ale czy to ma sens? Nie.
Chciałem działaś dalej, ale to mnie przerastało. Czułem się bezradny, bardzo
bezradny a jednocześnie bezsilny. Nie wiedziałem co mam robić, jak jej szukać i
przede wszystkim gdzie. Teraz moją jedyną nadzieją była Caitlin. Zadzwoniłem do
niej pomimo, że dochodziła 1 w nocy.
1 sygnał…
2 sygnał…
3 sygnał…
- Halo? – zapytał zaspany głos Caitlin po drugiej stronie
słuchawki
- Hej, sory że budzę, ale jesteś potrzebna. – powiedziałem
szybko
- Do czego? – spytała uprzejmie wiedząc, że jestem
zdenerwowany i źle by się skończyło gdyby miała do mnie pretensje
- Musisz mi coś powiedzieć, ale nie przez telefon – mówiłem
poważnie, jak nigdy dotąd
- Gdzie mam być?
- Mogę przyjść do ciebie z chłopakami jeśli nikogo nie ma.
- Jestem sama – wiedziałem, że teraz zwlekła się z łóżka i
podeszła do drzwi otwierając je i rozglądając się czy ktoś jest
- Za 10 minut
- Dobra
Rozłączyłem się.
- Z kim gadałeś? – spytał John
- Z Caitlin.
- Po co?
- Musi mi powiedzieć, jak wyglądał ten koleś, którego wtedy
spotkała. To może nam pomóc.
John tylko skinął głową na znak, że rozumie. Jako że ja
kierowałem samochodem, a drugi jechał dokładnie za nami, pokierowałem nas pod
dom Caitlin. Zbliżając się do rozstaju dróg skręciłem w prawo a mój telefon
natychmiast zawibrował. Odebrałem.
- Co jest? – zapytałem przykładając telefon do ucha
- Gdzie jedziemy? – spytał niepewnie Jeth
- Do Cat, na chwilę.
- Dobra.
Rozłączyłem się i po chwili byliśmy już pod domem Caitlin.
Razem z Johnem i Lukiem wysiedliśmy z
samochodu i poszliśmy do tylnych drzwi, przez które wychodziło się z kuchni do
ogrodu. John zapukał, a po chwili otworzyła nam drzwi i weszliśmy do środka.
Caitlin zapaliła światło w kuchni i przedpokoju, które raziło mnie w oczy, ale
dość szybko się przyzwyczaiłem. Usiedliśmy w kuchni przy wysepce kuchennej.
- A więc do czego jestem potrzebna? – zapytała patrząc na
mnie
- Powiedz mi dokładnie jak wyglądał ten koleś, który był
wtedy w parku, czy tam gdzie byłyście. – wyjaśniłem
- To będzie trudne.. no ale… Był dość wysoki, nie za chudy,
ale też nie jakiś gruby, miał zielone oczy i ciemno brązowe włosy. Twierdził,
że zna mnie, ciebie i Bruce’a.
- Mhm.. – powiedziałem przetwarzając w głowie to co
powiedziała
Myślałem jeszcze przez kilka chwil, kiedy domyśliłem się kto
to był.
- Dzięki Caitlin – uśmiechnąłem się sztucznie i wyszedłem
kierując się w stronę samochodu
John ruszył zaraz za mną, a Caitlin została gasząc światła i
zamykając drzwi.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem w miejsce, gdzie na 100%
była Selena.
**
- Co do cholery? – zapytał brunet, który z Nienacka został
uderzony przeze mnie pięścią w twarz
- To ja się pytam co do cholery! – krzyknąłem przygwożdżając
go do ściany
- O co ci chodzi?
- O to, czego ty kurwa chcesz od mojej dziewczyny!
- Aaaa – zaśmiał się szyderczo – przyszedł książę
księżniczki
- Zamknij się – uderzyłem go w brzuch, ale nie pozwoliłem mu
osunąć się na podłogę
Nie odpowiedział, tylko skrzywił się z bólu.
- Gdzie. Ona. Jest?! – wymieniałem powoli ale głośno i
stanowczo wiedząc, że nikt nie może przyjść bo właśnie nimi zajmuje się teraz
reszta
- Nie dowiesz się kochasiu. – zakpił
- Radzę ci powiedzieć, chyba że wolisz pożegnać się z
życiem. – strzegłem mówiąc jak najbardziej na poważnie
- Jak mnie zabijesz nie dowiesz się gdzie jest ta twoja
dziunia.
Ja pierdole, niezły był.
- Po prostu powiedz, nie potrafisz? – mówiłem z jak
największym obrzydzeniem w głosie dalej przyciskając go do ściany
- Nie – splunął
Doprowadzał mnie do szału, był taki tępy, a zarazem cwany,
cholernie cwany.
Nie wytrzymałem i po raz kolejny uderzyłem go w twarz. Wiem,
że to niczego nie załatwi, ale już nie wytrzymywałem. Odchodziłem od zmysłów a
ten kretyn pogrywał ze mną w jakieś popieprzone gierki. Kogo by to nie
wkurzyło?
- Masz trzy minuty żeby mi powiedzieć rozumiesz? – zapytałem
przykładając broń do jego skroni
Czułem jak zaczynał się denerwować i wiem, że on również
wiedział, że teraz nikt mu nie pomoże. Był sam i jedynym sposobem żeby przeżył
było powiedzenie mi prawdy. Po chwili dołączył do mnie Jeth który najwyraźniej
załatwił już kolesia, który był „przypisany” jemu.
- Na górze – wyjąkał przestraszony
- Gdzie?! – warknąłem
- Czwarte drzwi po lewej – mówił szybko jakby błagał o
litość
- Jeth zajmij się nim – powiedziałem puszczając go
Nie miał zbyt dużo wolności, bo po sekundzie znowu został
przygwożdżony do ściany, tym razem przez silniejszego ode mnie Jeth’a. Wiedząc,
że nikogo nie ma w środku poszedłem schodami na górę i doszedłem do „tych”
drzwi. Cały czas oczywiście byłem ostrożny. Trudno było mi ocenić, czy drzwi są
otwarte czy zamknięte. Ktoś mógł być w środku i kiedy spróbuję je otworzyć, a
one będą zamknięte, wyjdzie i mnie załatwi. Ale postanowiłem ryzykować, kiedy
zauważyłem Luke’a dającego mi znak, że jest za mną i mi pomoże. Wyjąłem z
kieszeni wsuwkę. Niezawodną rzecz do otwierania każdych drzwi bez względu na
ich wytrzymałość. Wsadziłem ją w zamek i po chwili udało mi się je otworzyć.
Wszedłem do środka i dosłownie przeżyłem szok…
___________________________________________________
przepraszam za to opóźnienie, ale nie dziwcie się, nie bylo czasu a do tego tu są pustki.. czuję się jakbym pisała to dla powietrza.. :( Nie wiem kiedy będzie następny..
w między czasie odwiedzajcie - KLIK
w między czasie odwiedzajcie - KLIK