środa, 4 czerwca 2014

Rozdział X

 JUSTIN


Chodziłem poddenerwowany w kółko denerwując tym John’a który starał się siedzieć cicho, jakby rozumiał co teraz czuję. Było mi źle, bardzo źle. Nie wiedziałem co mam zrobić ze swoim beznadziejnym ciałem, ani czym zająć mózg. Myślałem nad tym co mógłbym zrobić, żeby pomóc Selenie. Nie miałem pomysłu jak to zrobić. Byłem wściekły i nie myślałem racjonalnie, co było minusem.

- Justin, stary, usiądź i wtedy coś wymyślimy, reszta zaraz będzie – John próbował mnie uspakajać
- Nie wymyślimy nic, bo tak naprawdę nie wiemy kto to był i czy w ogóle chcą coś od nas. – zaprzeczyłem temu co mówił, żeby nie robić sobie nadziei
- Słuchaj, gdyby nas nie znali, nie porywaliby twojej dziewczyny, bo po co by im była? Na pewno robią to, żebyś tam pojechał i żeby mogli załatwić ciebie, a potem już tylko nas. – zapewniał mnie
- Nie pomagasz John – stwierdziłem oschle

W tym momencie przybyła reszta chłopaków. Zajęli takie miejsca jak poprzednio i od nowa rozpoczęliśmy rozważania. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Szczerze… nie dziwiłem im się, no bo… ja sam nie wiedziałem i byłoby nowością żeby oni myśleli trzeźwiej ode mnie.

- Ja wiem kto to był – wtrącił nagle Luke

Wszystkie oczy zostały zwrócone ku niemu.

- Kto? – zainteresował się Jeth
- The Snipers – wypowiedział to z obrzydzeniem
- Po moim kurwa trupie! – warknąłem nie hamując gniewu, dlatego też wstałem i znowu zacząłem chodzić jak pokręcony
- Justin, to musieli być tylko oni. Porwali twoją dziewczynę, bo mieli powód, nienawidzą ciebie i chcą cię zniszczyć za akcję, kiedy zabiłeś Sparks’a. Chcą zemsty i wykorzystają do tego Selenę – wytłumaczył Luke na co wszyscy rozszerzyli oczy, bo wysoki brunet miał rację

Przez chwilę zamarłem. Pierwszą rzeczą o której pomyślałem, było to, że chcą zrobić z nią to samo co ja zrobiłem z jednym z nich. Przeszły mnie ciarki a w mojej głowie pojawił się obraz mojej dziewczyny. Wystraszonej, bezradnej, zapłakanej dziewczyny, która prosi, żeby zostawili ją w spokoju. Miałem ochotę usiąść w ciemnym kącie i rozpłakać się jak dziewczyna. Może i wydawało mi się to żałosne, ale było teraz najlepszym wyjściem. Pomimo chęci nie zrobiłem tego, bo musiałem ją jak najszybciej znaleźć.

Ponownie usiadłem chcąc obmyśleć, dokąd mogli ją zabrać i jak mógłbym ją odzyskać. Wszyscy poważnie się zaangażowali. Wiedzieli, że jest dla mnie ważna i zrobię wszystko żeby zobaczyć ją żywą.

- Idziemy tam – zadecydował Chris, kiedy po raz pierwszy się odezwał
- To jest zbyt ryzykowne – powiedziała Caitlin
- Kurwa, Cat (tak ją czasem nazywałem), to całe gówno jest tak cholernie ryzykowne, że nie zdajesz sobie sprawy. – warknąłem, chociaż tego nie chciałem
- Spokój – wtrącił Jeth – Chris ma rację, musimy się tym zająć, a dla kogo jest to zbyt ryzykowane – spojrzał na Cat – niech zostanie

Wszyscy się zgodziliśmy i ruszyliśmy tam,  gdzie musieliśmy.

SELENA



Byłam tak przestraszona, że ledwo się trzymałam na nogach. Po tym jak ci faceci mnie okrążyli, poczułam przeszywający ból z tyłu głowy i po prostu zrobiło mi się czarno przed oczami. Po jakimś czasie obudziłam się, nie wiem gdzie byłam. Jakieś duże pomieszczenie, było dość ciemno i śmierdziało. Nie było tam nikogo, a ja siedziałam na jakimś starym trzeszczącym łóżku. Nie wiedziałam co mam robić, bałam się tak jak nigdy wcześniej. Jedyne na co było mnie teraz stać to płacz. I tak też zrobiłam. Siedziałam zwinięta w kulkę i płakałam jak bóbr. Byłam żałosna i dobrze o tym wiem, ale postawcie się w takiej sytuacji. Jesteś nieśmiałą dziewczyną, boisz się wszystkiego i nagle cię porywają. Budzisz się w jakimś nie wiadomo czym i jesteś sama. Jak to jest? Nie wiesz, bo nie masz tak. Wracając. Siedziałam tak, nie wiem jak długo, aż w końcu ogromne metalowe drzwi otworzyły się i stanęło w nich trzech dość wysokich, zamaskowanych mężczyzn.

- Popatrzcie kto się obudził – powiedział jeden z nich a mnie od razu przeszły ciarki, nie patrzyłam w ich stronę
- Imię – warknął jeden podchodząc do mnie

Nie odezwałam się i poczułam, że ten sam facet uderzył mnie w policzek. Kolejne łzy popłynęły śladami poprzednich.

- Imię – powtórzył jeszcze głośniej
- S..Selena – mruknęłam bardzo cicho

Nie odpowiedział nic i odsunął się, kiedy drugi podszedł do mnie i usiadł obok.

- Jesteś dziewczyną nie jakiego Biebera, mam rację? – zapytał spokojnie
- Nie twój zasrany interes – warknęłam i byłam z siebie dumna, że udało mi się zebrać na odwagę i odpowiedzieć mu tak

Nauczyłam się trochę od Caitlin i innych chłopaków, dlatego teraz, postanowiłam z tego korzystać.

- Zamknij mordę – warknął
- Bo co mi zrobisz? Znowu mnie uderzysz? Proszę bardzo – powiedziałam zaskakując samą siebie, że mój strach się odrobinę zmniejszył a odwaga wzrosła
- Pyskata szmata to nie moje marzenie – splunął
- Szmatę to masz na podłodze – odpowiedziałam szybko
- Nie skacz tak bo jak upadniesz i złamiesz nogę to ci już nikt nie pomoże
- Nie boję się takich skurwieli jak ty – teraz przeszłam swoje oczekiwania mówiąc tak do niego, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek tak powiem biorąc pod uwagę moją nieśmiałość

Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha. Przestraszył się (wiem, żałosne) czy po prostu zamierza zrobić mi coś gorszego?

Chciałam krzyknąć mu prosto w twarz żeby po prostu mnie zabił, ale nie chciałam potem żałować przez swoje słowa w gniewie. Dlatego przemilczałam to i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.

Nie zareagował w żaden w sposób, po prostu usiadł koło mnie i przez chwilę na mnie patrzył. Fakt, jest taki, że tego akurat się przestraszyłam jak niczego innego.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie, jesteś dziewczyną Biebera? – zapytał gniewnie
- Po nazwisku to po pysku, nie kojarzysz? – warknęłam

Nadal zaskakiwałam sama siebie, ale nie mogłam tego pokazać.

- Zamknij się i odpowiedz na moje pytanie! – krzyknął
- Nie zamierzam

W tym momencie wstał i odszedł na jakiś kawałek. Nie chciałam dać za wygraną i po prostu odpowiedzieć mu. Nie może mieć satysfakcji, że coś ze mnie wyciągnął, bo potem będzie tylko gorzej, a tego nie chcę.

Usłyszałam otwarcie drzwi, a następnie ich zamknięcie. Znowu zostałam sama. Całkiem sama w tym ponurym, przytłaczającym pomieszczeniu. Szczerze.. ulżyło mi. Nie musiałam dłużej oglądać ich wrednych twarzy, ale moja radość nie trwała długo, bo po chwili znowu ktoś wszedł, tym razem jedna osoba, dość wysoki facet o ciemnych włosach. Podszedł bliżej i popatrzył na mnie. Ja utkwiłam mój wzrok w podłodze i w duchu modliłam się, żeby głos mi się nie załamał, kiedy miałabym coś powiedzieć.

- Czemu nie chcesz współpracować? – spytał spokojnie

Nie odpowiedziałam.

- I jeszcze nie odpowiadasz… wiesz, że to pogarsza twoją sytuację?
- Jaką sytuację? – zapytałam z obrzydzeniem w głosie
- Tą w której jesteś. Możemy zrobić z tobą wszystko. Od przetrzymywania, po gwałty i w ogóle, do zabójstwa.

Przestraszyłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Możesz już zamknąć mordę? – zapytałam z wyrzutem
- Nie..?
- To to zrób, bo nie chcę słuchać takiego kretyna jak ty okej? Nie zamierzam wam nic mówić, ani w żaden sposób współpracować.. jasne?
- Zobaczymy…

Przemilczałam. Miałam dość słuchania, tego obrzydliwego głosu i patrzenia na ten jego okropny ryj. 
Zastanawiałam się, co mogę zrobić, żeby dali mi spokój i po prostu wypuścili, ale denerwowała mnie jedna myśl… po co oni mnie tutaj przyciągnęli? Do czego jestem im potrzebna i co mają wspólnego z Justinem. 
Wiem, że nie dostanę odpowiedzi dopóki nie porozmawiam z nim osobiście , jeśli w ogóle będę miała szansę to zrobić.

- Ogarnij się dziewczyno! – skarciłam się w myślach co przywołało mnie do rzeczywistości

Siedziałam bezczynnie od jakiejś godziny, jak nie więcej i nic się nie polepszyło, może nawet pogorszyło. 

Ugh… jestem żałosna. Tak, bardzo żałosna. Co mnie w ogóle podkusiło na ten spacer z Caitlin… Przecież to jasne, że ją znają, a jeśli chcą im coś zrobić, to znajdą niewinną osobę, która jest bliska komuś z nich. Jestem kretynką, nie pomyślałam od razu. Zamiast tam siedzieć mi zachciało się chodzenia. Wracając do sprawy. Nie zorientowałam się, kiedy nieznajomy usiadł koło mnie na tym czymś, co przypominało łóżko.

- Czemu jesteś taka uparta? Serio nie chcesz wrócić do rodziców cała i zdrowa?

To wywołało u mnie płacz. Nie dosłownie, bo tylko kilka łez popłynęło po moich policzkach. Nie dlatego, że się bałam, ale dlatego, że przypomniała mi się strata rodziców. Wypadek, włamanie i ta cała reszta, którą znacie.

- Możesz być już do cholery cicho?! – podniosłam ton, bo nie mogłam dłużej wytrzymać tego, że wspomniał o nich, o najważniejszych osobach w moim życiu, których już nie ma i nie pomogą mi choćby chcieli
- Panienka się rozpłakała, bo nie może wrócić do domku? Jednak nie jesteś taka twarda jak myślałem… 
Rodzice cię nie wychowali… – zadrwił

Nie, to już było przegięcie. Nikt, ale to nikt nie będzie ich obrażać. Tak, w gniewie mówiłam że ich nienawidzę, albo że są okropni, ale nie  myślę tak i nie pozwolę innym tak o nich mówić.

- Teraz kurwa przegiąłeś! – krzyknęłam i uderzyłam go z pięści w twarz – Nikt nie będzie tak oceniać moich rodziców rozumiesz?! Nie wiesz jaka jest prawda, nie wiesz! Dlatego nie odzywaj się w ich temacie!

Nie wytrzymałam i po prostu zachowałam się jak furiatka, ale co mogłam zrobić? Grzecznie mu wytłumaczyć i poprosić, żeby się uspokoił? Na pewno nie.

Mężczyzna popatrzył na mnie nierozumiejącym spojrzeniem. Było mi obojętne co o mnie myśli, bo to mam głęboko. Nic nie powiedział, tylko wstał i wyszedł. Zostałam sama.

- Mamo, tato.. – zaczęłam mówiąc sama do siebie, a jednocześnie do nich – Wiem, że nie byłam dla was taką córką jaką chcieliście mieć, nigdy nie byłam idealna i nie winię was o to, bo to tylko i wyłącznie moja wina. Przepraszam was za to, ale proszę jeśli teraz mnie słyszycie, to pomóżcie mi jakoś. Nie dam sobie rady. Nie jestem silna… Proszę… - wymamrotałam a z moich oczu popłynęły kolejne łzy

Wiedziałam, że te prośby są na nic, ale warto spróbować. Ośmieszyłam się i tyle. Ale nie dawałam już rady, potrzebowałam jakiejkolwiek pomocy. Zresztą nie miałam siły już na nic. Nawet na siedzenie. Położyłam się na tym niby łóżku i nuciłam sobie pod nosem „Cry” Rihanny. Nie wiem czemu, ale lubiłam tą piosenkę, nawet bardzo. Zawsze, kiedy było mi źle słuchałam jej. Jakoś tak mnie uspokajała. Chociaż teraz nic nie było mnie w stanie uspokoić. Byłam zmęczona, ale wiedziałam, że nie mogę usnąć, bo nie wiem, co się wtedy będzie działo. Oczy same mi się zamykały, ale musiałam być silna. Kolejne godziny mijały a ja w takiej samej pozycji leżałam i śpiewałam. Byłam sama, chociaż tyle dobrego. Aż nagle drzwi ponownie się otworzyły i ukazał się w nich wysoki i olbrzymi facet o brązowych włosach i zielonych oczach. Nie znam go, zresztą tak jak reszty.

- Słuchaj laska… - zaczął

Nie odezwałam się tylko zaśmiałam pod nosem bez kszty humoru.

- Nie mam czasu na twoje gierki. Gówno mnie one obchodzą. Chcę wiedzieć jedno, jesteś z Bieberem czy nie?
- Nie twój interes – warknęłam
- Mówiłem, że nie chcę tych popierdolonych gierek, po prostu mi odpowiedz.
- Po prostu mnie stąd wypuść. – użyłam tego co on
- Chciałabyś…
- Tak, masz rację, chciałabym – zakpiłam z jego głupoty
- Odpowiedz na pytanie.
- Nie odpowiem..? – zabrzmiało jak pytanie a nie stwierdzenie
- Ugh.. co za uparta dziwka..
- Dziwki to sobie poszukaj dobra? Ja nią nie jestem, ale może ty..? – zaśmiałam się bez humoru

W tym momencie po raz kolejny tego wieczora zostałam uderzona w twarz. Co za ludzie. Niech idą się pobić a nie biją ludzi, którzy nic im nie zrobili.

- I co myślisz że jak mnie uderzysz czy coś, to będziesz fajny i w ogóle? Nie – znowu zakpiłam

Nie odpowiedział. Usiadł koło mnie.

- Słuchaj… nie rozumiem, serio nie chcesz żebyśmy zostawili cię w spokoju? – zapytał dość spokojnie
- Po co zadajesz idiotyczne pytania? – mówiłam sarkastycznie
- Nie chcę tych gierek. Czemu po prostu nie powiesz?
- Bo to nie wasza sprawa. Gówno mnie obchodzi co ze mną zrobicie… nie powiem nic. Mam nadzieję, że rozumiesz.

Pokręcił przecząco głową, po czym odszedł na kawałek i znowu wrócił. Usiadł od tyłu mnie i chwilę tak siedział bezczynnie.
- Wiesz.. twój chłopak, serio ma szczęście, ma taką ładną laskę i pewnie niezłą w łóżku.. ale szkoda by było, gdyby coś ci się stało prawda? – przejechał dłonią po moich plecach na co się wzdrygnęłam

- Zabieraj łapy – warknęłam nie odwracając się

Nie zwrócił na to uwagi.

- Może gdyby ktoś dał ci taką jedną małą lekcję, nauczyłabyś się pokory albo szacunku hm? – ponownie wykonał ten gest

Przeszły mnie ciarki, ale nie mogłam nic na to poradzić. Miałam ochotę po prostu usiąść i zacząć płakać jak dziecko. Byłam całkiem sama w otoczeniu tych obrzydliwych ludzi, bez wsparcia, bez niczego. Już myślałam nad tym, żeby odpowiadać, kiedy pytają i po prostu ulec, ale na szczęście otrząsnęłam się i dalej trzymałam swojego postanowienia.

- Czego ode mnie chcecie? – zapytałam, w duchu byłam bezsilna
- Dobre pytanie laska… W sumie.. od ciebie nic, ale jest sobie taki jeden Bieber… gdyby nie on nie byłoby cię tutaj. To on nam wadzi, to od niego coś chcemy. – mówił o dziwo spokojnie dalej siedząc za mną
- A więc po cholerę tu jestem? – ponownie pytanie wyszło z moich ust
- Żeby ten naiwny kretyn tu przyszedł i żebyśmy mieli okazję się nim zająć.
- Możesz go kurwa nie wyzywać?!
- Obrońca zwierząt się znalazł – zakpił
- Weź się odpierdol ode mnie okej? Nic ci nie zrobiłam a zachowujesz się jakbym ci matkę i ojca zabiła.
- Wiesz… naprawdę jesteś fajna… zacznij współpracować, bo naprawdę nie chcę cię do tego zmuszać. 

Zrób to dobrowolnie.

- Śnisz koleś. Nie zamierzam. – zaprzeczyłam
- Zobaczymy – powiedział wstając i wyszedł

Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi na klucz. Znowu sama… całkiem sama, bez nikogo.



JUSTIN


Postanowiliśmy, że pojedziemy tam, gdzie byli nasi potencjalni wrogowie. To nie było trudne. Stary magazyn na północnych obrzeżach miasta to ich najlepsze miejsce do przetrzymywania ludzi i prowadzenia „prac”. 

Droga nie była zbyt długa. Pojechaliśmy dwoma samochodami. W jednym byłem ja, Luke, Jeth, John, a w drugim Chris, Bruce, Mark i Patric. Reszta została na wypadek, gdyby ktoś próbował zakraść się do naszego „miejsca” podczas naszej nieobecności. Każdy z nas wyposażony był dwa pistolety i kilkanaście zapasowych naboi. Zawsze byliśmy przygotowani, ale jeśli chodzi o cudze życie, przygotowujemy się jeszcze bardziej. Teraz, kiedy byliśmy blisko, każdy nasz ruch mógł zadecydować o tym, czy przeżyjemy czy też zginiemy. Było nas ośmiu, a tych ludzi z The Snipers tylko sześciu. Chyba, że mieli jeszcze jakichś pomagierów. Szliśmy cicho i powoli, zmierzając w kierunku tylnego wejścia. Szedłem jako drugi, przede mną szedł Jeth a za mną John, Bruce, Luke i reszta. Zawsze na przodzie stawiamy lepszych, a na tyle trochę słabszych.  Po chwili wszyscy staliśmy już w magazynie. Byliśmy tylko my i jeden koleś od nich.

- Gdzie reszta? – zapytałem z wyraźnym obrzydzeniem w głosie

Odpowiedziała mi cisza.

Dlatego też podszedłem bliżej tego „faceta”, a raczej jakieś młodego chłopaka.

- Pytam, gdzie do kurwy nędzy jest reszta! – krzyknąłem

Widziałem, że w jego oczach maluje się strach ale i nienawiść.

- Nie wiem – splunął oschle co tylko mnie rozwścieczyło

Na szczęście John trzymał rękę na pulsie i odciągnął mnie od niego, sam przejmując to co próbowałem uzyskać. Nim się zorientowałem dzieciak zaczął wręcz śpiewać, mówiąc o wszystkim.

- Teraz gadaj, gdzie jest reszta tego twojego gangu, Parker – mówił stanowczo John z dość nietypowym, miłym uśmiechem na twarzy
- Wyszli – wypalił szybko jakby miał za sekundę zginąć, co oczywiście było możliwe, gdyby nie był posłuszny
- Dokąd? – kontynuował John
- Nie wiem, jakieś sprawy – mruknął przekonywująco
- Zdajesz sobie sprawę, co cię czeka jeśli w tym momencie kłamiesz? – wtrącił Luke

Skinął niepewnie głową.

- A więc radzę ci mówić prawdę, bo naprawdę nie za bardzo mamy teraz ochotę i czas  na papranie się z tobą– dodał Jeth

Ponownie skinął. Doprowadzało mnie to do szału. Czemu do cholery nie może po prostu powiedzieć tylko kiwa tym łbem jak popieprzony.

- Teraz spytam jeszcze raz, gdzie jest reszta? – ponownie głos Johna dobiegł moje uszy
- Załatwiają coś na mieście z gangiem Rodney’a – powiedział ze strachem w oczach
- Z gangiem Rodney’a? – spytałem z niedowierzaniem
- Ta, a bo co?
- Nie twój interes – warknąłem i popatrzyłem pytająco na Luke’a, który posłał mi przepraszające spojrzenie
- Zapomnij, że tu byliśmy, morda na kłódkę, nic nie wiesz, jasne? – mówił surowo John

Pokiwał głową na „tak”, a my wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu. Tym razem jechałem razem z Lukiem, Brucem i Johnem.

- Luke, o co do cholery chodzi? – spytałem patrząc na niego
- Nie wiem, byłem pewny, że to oni. Teraz się okazuje, że mają niezałatwione sprawy z Rodney’em. – tłumaczył się
- Dzięki tobie straciliśmy pieprzoną godzinę – warknąłem

Byłem wściekły. Przez Luke’a straciłem godzinę, którą mógłbym przeznaczyć na szukanie mojej dziewczyny. Miałem już serdecznie dosyć tego całego zamieszania. Marzyłem, żeby wszystko wróciło do normalności, modliłem się żeby to był sen, niestety nie był. To jest okropne. Nie wiesz, gdzie jest osoba na której ci zależy, co się z nią dzieje, czy jest cała… Mógłbym wymieniać te pytania w nieskończoność, ale czy to ma sens? Nie. Chciałem działaś dalej, ale to mnie przerastało. Czułem się bezradny, bardzo bezradny a jednocześnie bezsilny. Nie wiedziałem co mam robić, jak jej szukać i przede wszystkim gdzie. Teraz moją jedyną nadzieją była Caitlin. Zadzwoniłem do niej pomimo, że dochodziła 1 w nocy.
1 sygnał…
2 sygnał…
3 sygnał…

- Halo? – zapytał zaspany głos Caitlin po drugiej stronie słuchawki
- Hej, sory że budzę, ale jesteś potrzebna. – powiedziałem szybko
- Do czego? – spytała uprzejmie wiedząc, że jestem zdenerwowany i źle by się skończyło gdyby miała do mnie pretensje
- Musisz mi coś powiedzieć, ale nie przez telefon – mówiłem poważnie, jak nigdy dotąd
- Gdzie mam być?
- Mogę przyjść do ciebie z chłopakami jeśli nikogo nie ma.
- Jestem sama – wiedziałem, że teraz zwlekła się z łóżka i podeszła do drzwi otwierając je i rozglądając się czy ktoś jest
- Za 10 minut
- Dobra

Rozłączyłem się.

- Z kim gadałeś? – spytał John
- Z Caitlin.
- Po co?
- Musi mi powiedzieć, jak wyglądał ten koleś, którego wtedy spotkała. To może nam pomóc.

John tylko skinął głową na znak, że rozumie. Jako że ja kierowałem samochodem, a drugi jechał dokładnie za nami, pokierowałem nas pod dom Caitlin. Zbliżając się do rozstaju dróg skręciłem w prawo a mój telefon natychmiast zawibrował. Odebrałem.

- Co jest? – zapytałem przykładając telefon do ucha
- Gdzie jedziemy? – spytał niepewnie Jeth
- Do Cat, na chwilę.
- Dobra.

Rozłączyłem się i po chwili byliśmy już pod domem Caitlin. Razem z  Johnem i Lukiem wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do tylnych drzwi, przez które wychodziło się z kuchni do ogrodu. John zapukał, a po chwili otworzyła nam drzwi i weszliśmy do środka. Caitlin zapaliła światło w kuchni i przedpokoju, które raziło mnie w oczy, ale dość szybko się przyzwyczaiłem. Usiedliśmy w kuchni przy wysepce kuchennej.

- A więc do czego jestem potrzebna? – zapytała patrząc na mnie
- Powiedz mi dokładnie jak wyglądał ten koleś, który był wtedy w parku, czy tam gdzie byłyście. – wyjaśniłem
- To będzie trudne.. no ale… Był dość wysoki, nie za chudy, ale też nie jakiś gruby, miał zielone oczy i ciemno brązowe włosy. Twierdził, że zna mnie, ciebie i Bruce’a.
- Mhm.. – powiedziałem przetwarzając w głowie to co powiedziała

Myślałem jeszcze przez kilka chwil, kiedy domyśliłem się kto to był.

- Dzięki Caitlin – uśmiechnąłem się sztucznie i wyszedłem kierując się w stronę samochodu

John ruszył zaraz za mną, a Caitlin została gasząc światła i zamykając drzwi.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem w miejsce, gdzie na 100% była Selena.


**


- Co do cholery? – zapytał brunet, który z Nienacka został uderzony przeze mnie pięścią w twarz
- To ja się pytam co do cholery! – krzyknąłem przygwożdżając go do ściany
- O co ci chodzi?
- O to, czego ty kurwa chcesz od mojej dziewczyny!
- Aaaa – zaśmiał się szyderczo – przyszedł książę księżniczki
- Zamknij się – uderzyłem go w brzuch, ale nie pozwoliłem mu osunąć się na podłogę

Nie odpowiedział, tylko skrzywił się z bólu.

- Gdzie. Ona. Jest?! – wymieniałem powoli ale głośno i stanowczo wiedząc, że nikt nie może przyjść bo właśnie nimi zajmuje się teraz reszta
- Nie dowiesz się kochasiu. – zakpił
- Radzę ci powiedzieć, chyba że wolisz pożegnać się z życiem. – strzegłem mówiąc jak najbardziej na poważnie
- Jak mnie zabijesz nie dowiesz się gdzie jest ta twoja dziunia.

Ja pierdole, niezły był.

- Po prostu powiedz, nie potrafisz? – mówiłem z jak największym obrzydzeniem w głosie dalej przyciskając go do ściany
- Nie – splunął

Doprowadzał mnie do szału, był taki tępy, a zarazem cwany, cholernie cwany.
Nie wytrzymałem i po raz kolejny uderzyłem go w twarz. Wiem, że to niczego nie załatwi, ale już nie wytrzymywałem. Odchodziłem od zmysłów a ten kretyn pogrywał ze mną w jakieś popieprzone gierki. Kogo by to nie wkurzyło?

- Masz trzy minuty żeby mi powiedzieć rozumiesz? – zapytałem przykładając broń do jego skroni

Czułem jak zaczynał się denerwować i wiem, że on również wiedział, że teraz nikt mu nie pomoże. Był sam i jedynym sposobem żeby przeżył było powiedzenie mi prawdy. Po chwili dołączył do mnie Jeth który najwyraźniej załatwił już kolesia, który był „przypisany” jemu.

- Na górze – wyjąkał przestraszony
- Gdzie?! – warknąłem
- Czwarte drzwi po lewej – mówił szybko jakby błagał o litość
- Jeth zajmij się nim – powiedziałem puszczając go


Nie miał zbyt dużo wolności, bo po sekundzie znowu został przygwożdżony do ściany, tym razem przez silniejszego ode mnie Jeth’a. Wiedząc, że nikogo nie ma w środku poszedłem schodami na górę i doszedłem do „tych” drzwi. Cały czas oczywiście byłem ostrożny. Trudno było mi ocenić, czy drzwi są otwarte czy zamknięte. Ktoś mógł być w środku i kiedy spróbuję je otworzyć, a one będą zamknięte, wyjdzie i mnie załatwi. Ale postanowiłem ryzykować, kiedy zauważyłem Luke’a dającego mi znak, że jest za mną i mi pomoże. Wyjąłem z kieszeni wsuwkę. Niezawodną rzecz do otwierania każdych drzwi bez względu na ich wytrzymałość. Wsadziłem ją w zamek i po chwili udało mi się je otworzyć.
Wszedłem do środka i dosłownie przeżyłem szok…



___________________________________________________
przepraszam za to opóźnienie, ale nie dziwcie się, nie bylo czasu a do tego tu są pustki.. czuję się jakbym pisała to dla powietrza.. :( Nie wiem kiedy będzie następny..

w między czasie odwiedzajcie - KLIK

Zapraszam!

http://on-the-other-side-mirrors.blogspot.com/  -- odwiedzajcie :)



OGŁOSZENIE!

Nie wiem czy jest dalszy sens prowadzenia tego bloga skoro pod rozdziałem jest jeden a maksymalnie dwa komentarze. Jest tyle wyświetleń, ale mam wrażenie, że nikt nie czyta :(

niedziela, 23 lutego 2014

WAŻNE!

LINK do mojego nowego bloga, jeśli ktoś jest zainteresowany zapraszam :) Na razie są tylko bohaterowie, ale niedługo pojawi się prolog i pierwszy rozdział! 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział IX

SELENA

Jeszcze przez chwilę sprzeczałam się z Justinem, co przerwał mi dźwięk sms’a którego dostał.

- Sms – mruknęłam spoglądając na niego
- Weź i przeczytaj, a potem powiedz od kogo i o co chodzi – powiedział kierując się w stronę łazienki, a po chwili zniknął za drzwiami

Tak jak powiedział, wzięłam jego telefon, przejechałam palcem po ekranie i weszłam w wiadomości. Od razu otworzyła się ta najnowsza. Zaczęłam czytać i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Od razu doznałam szoku. Miliony myśli przelatywało mi przez głowę. Nie mogłam się powstrzymać i kiedy tylko Justin wrócił wybuchłam.
- Justin co to ma znaczyć?! – wrzasnęłam patrząc na niego
- Ale co? – zapytał zdziwiony
- Może nie wiesz.. – powiedziałam sarkastycznie
- No nie wiem, powiesz mi czy tylko będziesz krzyczeć?
- No na przykład to: Kochanie czekam na ciebie mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy – zacytowałam
- Co?
- no jak widać, nie wierzysz to masz zobacz! – rzuciłam w niego telefonem
- Sel, proszę uspokój się… - powiedział błagalnym tonem
- Jak mam być spokojna, kiedy dostajesz takie sms?! No jak?!
- Proszę… nie krzycz tylko pomyśl racjonalnie…
- Czyli że tak nie myślę?!
- Nie, kiedy jesteś zła to nie.

Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie umiałam ich powstrzymać, dlatego postanowiłam po prostu puścić je wolno.

- Proszę nie płacz… - usłyszałam jego czuły głos
W myślach przeklęłam. Zawsze, kiedy tak mówiłam uspokajał się, dosłownie. Wiedział jak mnie uspokoić. To czasem było przydatne ale czasem, aż żałowałam, że tak dobrze mnie zna. Nie odezwałam się słowem. Usiadłam na kanapie i oparłam ręce na kolanach, a zaraz na nich głowę. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Może to była pomyłka? A może celowo wysłany sms z prawdą, albo próba skłócenia mnie z nim? Nie wiem, po prostu nie wiem.
- Sel, proszę… spójrz na mnie

Ponownie nie odpowiedziałam, ale wykonałam to, o co prosił. Podniosłam głowę i utkwiłam wzrok w nim.

- Wierzysz w tego sms’a? Myślisz, że to prawda? – zapytał z ogromnym smutkiem w głosie
- Nie wiem… sama nie wiem co o tym myśleć. Jaki mam dowód, że nie kłamiesz i naprawdę nie wiesz od kogo ten sms?
- Jaki miałbym cel w okłamywaniu cię? Pomyśl chwilę… Słuchaj, nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił. A mówiąc „czegoś takiego” mam na myśli zranienie cię. Nie umawiałbym się z tobą i do tego jeszcze z jakąś dziewczyną. Tak, to staromodne, ale tak jest. Wiem, co mówię. Jestem tego świadomy. Jeśli mi ufasz uwierzysz, bądź nie. To twoja decyzja a ja nie będę na ciebie naciskać żebyś powiedziała mi jakie jest twoje podejście do tego.
- Justin…
- Czekaj, daj mi dokończyć.
- No dobra
- Wiem, że dotknęło cię to, i nie mów mi że nie, bo wiem jak jest. Wiem też że trudno jest ci uwierzyć w to co mówię, ale chcę żebyś była ze mną szczera dlatego ja też jestem z tobą szczery. Nie chcę żyć w kłamstwie, jeśli chodzi o nas. Po prostu nie chcę. Gdybym miał inną, powiedziałbym ci i prawdopodobnie nie utrzymywałbym już z tobą kontaktów, ale wiesz dlaczego tak nie jest? Bo nie mam nikogo innego, a ten sms to zwykła próba skłócenia nas, albo zwyczajna pomyłka. Myślisz, że ja nigdy nie wysłałem do kogoś jakiegoś sms’a przez pomyłkę? Powiem ci, że tak było, dlatego również uważam, że i to była pomyłka. Ale twoja decyzja, jako co to uznasz.
- Justin… - zaczęłam, ale łzy przeszkodziły mi powiedzenie czegokolwiek, długo zbierałam się w sobie żeby coś wydukać aż w końcu udało mi się – wierzę ci
- Dziękuję – poczułam jak delikatnie mnie przytula

Fakt był taki, że uwierzyłam. Owszem, nie miałam stu procentowej pewności, ale ufałam mu i chciałam, żeby to co powiedział było prawdą. Miał rację, ja też kilkakrotnie wysłałam sms do nie tej osoby do której powinnam. Sam wiedziałam, że to ma sens. Dlatego właśnie tak łatwo uwierzyłam. Poza tym, mam do niego ogromne zaufanie, a właściwie na tym opiera się związek.

- Przepraszam, że tak na ciebie nawrzeszczałam, nie chciałam tylko po prostu zdenerwowałam się – powiedziałam bardzo cicho i z ogromnym smutkiem w głosie
- Nie masz za co przepraszać, to normalne, każdy by się zdenerwował

W tym momencie przerwał nam dzwoniący telefon. Justin wstał i odebrał go. Nie słyszałam kto dzwonił, ale wsłuchałam się w odpowiedzi Justina, to było co najmniej bardzo dziwne. Po raz kolejny dzisiaj nie wiedziałam co powiedzieć.

JUSTIN

Już miało być tak idealnie, ale ten durny telefon musiał to zniszczyć. Sięgnąłem po niego i odebrałem.

- Hej Justin – usłyszałem głos Caitlin w słuchawce
- No siema, co jest? – zapytałem dość oschło
- Słuchaj, kilka spraw wymknęło się spod kontroli, jesteś potrzebny natychmiast – położyła ogromny nacisk na ostatni wyraz
- Co? Ale jak to? Nie mogę teraz…
- Musisz, od tego zleży… wszystko.
- Dobra okej, zaraz będę, ale gdzie mam iść?
- Tu gdzie zawsze, pośpiesz się
Co ma znaczyć, że kilka spraw wymknęło się spod kontroli? Po co jestem potrzebny, co poszło nie tak? Tyle myśli przeleciało mi przez głowę, że trudno było zachować zdrowy rozsądek. Wiedziałem jedno, musiałem zabrać Sel ze sobą. Jeśli mówią, że sprawy wymknęły się spod kontroli, nie wróży to nic dobrego.
- kochanie… - zacząłem dość niepewnie bojąc się jej reakcji
- Tak? – zapytała z uśmiechem na twarzy, którego przed chwilą jeszcze nie było
- Muszę gdzieś jechać i… ty musisz jechać ze mną – powiedziałem oczekując na jakiś krzyk, albo coś w tym rodzaju
- No dobrze, ale po co?
- Nie zadawaj teraz pytań, tylko zakładaj bluzę buty i idziemy do samochodu

Na szczęście, Selena nie zadała mi więcej pytań i zrobiła tak jak poprosiłem. Ostrożnie zamknąłem dom i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie jadąc do celu. W czasie drogi prawie wcale się nie odzywaliśmy. Nie byłem w nastroju do rozmów i Sel dobrze o tym wiedziała, dlatego nie pytała. To dobrze, bo nie chciałem powiedzieć w nerwach czegoś nieodpowiedniego.

- Bardzo jesteś na mnie zła? – przerwałem tą ciszę
- Nie, nie jestem na ciebie zła – stanowczo zaprzeczyła
- Wiem, że jesteś, ale obiecuję, że jak tylko to załatwię to wrócimy, okej? – uśmiechnąłem się
- Okej – odwzajemniła mój uśmiech, swoim, większym od mojego

Było około 15, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Od razu wyskoczyłem z samochodu i poszedłem w odpowiednim kierunku. Sel zrobiła to samo idąc za mną krok w krok. Właściwie to nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Ale po poprzednim tonie Caitlin wywnioskowałem, że to nie będzie nic fajnego. Doszliśmy na miejsce, gdzie byli już wszyscy wtajemniczeni w ten bałagan.

- Co jest? – zapytałem witając się przyjacielskim uściskiem z John’em
- Justin… - zaczął siedzący koło Caitlin brunet
- No słucham…
- Chodzi o to, że sprawy nie mają się za dobrze. – wtrąciła się Caitlin i walnęła prosto z mostu
- Okej, to już zdążyłem wywnioskować po twoim telefonie, ale co dokładnie? – nalegałem żeby mi szybko powiedziała
- Słuchaj, najpierw się uspokój. A teraz posłuchaj mnie uważnie okej? Skup całą swoją uwagę na moich słowach. Możesz?
- Tak jasne. Wal.
- Pamiętasz jak no wiesz załatwiłeś tego kolesia rok temu?
- No pamiętam.. i?
- I teraz mamy poważny problem. Znajomi tamtego gościa dowiedzieli się kto to zrobił, dowiedzieli się gdzie mieszkasz kim jesteś, dosłownie wszystkiego, a teraz chcą zrobić z tobą to samo. – powiedziała dość szybko a ja zacząłem przetwarzać to co powiedziała
- Jakim kurwa cudem się dowiedzieli?! Jakim?!
- Justin zluzuj, usiądź, ogarnij się i pogadamy jak będziesz spokojny. – głos John’a dobiegł moje uszy
- Nie! – wrzasnąłem – Nie będzie spokoju! I co?! I oni myślą, że im się uda?! Ha! Idioci.. nigdy, nigdy mi nic nie zrobią. Oni są głupi, a ja nie dam się im podejść. Dokładnie wiem jaki będzie ich następny krok. W takim razie i nimi musimy się zająć
- To może się źle skończyć – Caitlin od razu zaprotestowała
- Słuchaj, nie będą mi żadne kołki fikać. Nie ma takiej opcji. Zbliżą się i pożałują. Proste, wystarczająco proste żeby zrozumieli. Na początek dostaną ostrzeżenie, ale jeśli to nie pomoże, to cóż.. ich problem.
- Justin.. to co mówisz ma sens, przyznam ci rację. Caitlin, nie możemy się poddać poza tym to Justin jest tutaj tym głównym, nie mogą zobaczyć, że się boimy – wtrącił Luke
- Róbcie co chcecie, ale żeby potem nie było że nie ostrzegałam – Caitlin ponownie zajęła swoje miejsce

Wiedziałem, że poddała się tylko dlatego, że ja i Luke mieliśmy rację. Zawsze miałem najlepsze pomysły i zawsze wypalały. Wtedy natrafiłem na przestraszony wzrok Sel. Od razu coś ścisnęło mi żołądek.

- To wszystko? – zapytałem oschle, powoli wstając
- Tak, jutro obgadamy resztę – od razu odezwał się John
- Dobra to spadam, na razie
Wstałem całkowicie i zabrałem Sel ze sobą prosto do samochodu. Wsiedliśmy i już po chwili ruszyłem. Cały czas widziałem jak zżera ją coś od środka i cały czas widziałem tą przestraszoną minę.
- Sel, skarbie… - przerwałem niezręczną ciszę

Nie odpowiedziała mi ani słowem. Spojrzałem na nią, nie odrywając wzroku od drogi.

- Proszę, spójrz na mnie.. – poprosiłem czułym głosem
- Słucham? – podniosła na mnie wzrok a ja zobaczyłem strach w jej oczach
- Powiedz mi co jest…
- Nic… a co ma być?
- Sel, proszę widzę. Dlatego powiedz mi co się dzieje
- Boje się… - wymamrotała i natychmiast spuściła ze mnie wzrok
- Czego?
- Że przez to co planujecie coś ci się stanie i stracę cię na zawsze…
- Nie stracisz, nigdzie się nie wybieram
- Nie mów tak, nie możesz kontrolować życia Juss..
- Wiem, co robię i wiem, że gdyby to było bardzo ale to bardzie niebezpieczne nie pisałbym się na to.
- Nie kłam, znam cię i wiem, że choćbyś miał zginąć, to chciałbyś ich załatwić – spojrzała przez szybę
- Słuchaj, nie martw się. Wiem co robię. Jutro przemyślę z resztą to wszystko i jeśli uznamy że to zbyt niebezpieczne, to obiecuję ci, że nigdzie nie pójdę, pomimo tego że chcę, ale nie chcę żebyś się martwiła, okej? – zapytałem głaszcząc ją po policzku jednocześnie zatrzymując się na czerwonym świetle
- Dobrze – uśmiechnęła się patrząc na mnie – a teraz jedź, zielone

Ruszyłem w stronę domu gdzie już po chwili się znaleźliśmy. Ogólnie resztę dnia spędziliśmy w bardzo przyjemnej atmosferze. Oglądaliśmy jakieś filmy, wygłupialiśmy się i co było najdziwniejsze, gotowaliśmy, ale skończyło się na zamówieniu pizzy.

**

Dzisiaj po raz kolejny miałem spotkać się z resztą gangu. Było trochę niezręcznie, bo pomimo tego, że nie pokazywałem strachu to bałem się, ale nie ich, ani nie o siebie, tylko o moją dziewczynę. Nasi wrogowie są bystrzy – no bo kto w tym „biznesie” nie jest bystry.. – i zrobią wszystko żeby zniszczyć mnie i całą resztę, jeśli nie skrzywdzą mnie fizycznie mogą zrobić to psychicznie a wtedy sam sobie wykopię grób. Cóż… takie  jest życie. To już nawet nie powód, że robię to co robię, ale wszędzie czekają ludzie, którzy cię nienawidzą i zrobią wszystko, żebyś zniknął im z drogi. Huh.. można się przyzwyczaić, przynajmniej w moim przypadku, bo właśnie bardzo dużo ludzi ma mnie dosyć i cieszyliby się gdybym jakimś cudem przeniósł się z ich drogi do trzeciego wymiaru, jakkolwiek banalnie to brzmi.

- Jeju ile ty się możesz szykować? – zawołałem przez drzwi do dziewczyny siedzącej w środku

Odpowiedziała mi cisza.

Po jakimś czasie w końcu wypełzła z łazienki i mogliśmy iść do samochodu i pojechać na miejsce. Tym razem drogę pokonaliśmy szybciej niż wczoraj. Dosłownie 20 minut później, już siedziałem w otoczeniu znajomych twarzy.

- Przestańmy się zachowywać jak pieprzone baby na wieczorku herbacianym – powiedziałem ostro do wszystkich, na brak jakichkolwiek reakcji z ich strony
- Skoro jesteś taki pewny w tym co zamierzamy zrobić to nas oświeć geniuszu, a raczej ich bo ja nie biorę w tym udziału – zauważyłem Caitlin, która wstała, zabrała ze sobą Sel i poszły na jakiś spacer czy coś takiego

Zostaliśmy sami, co może nawet jest lepsze.

- Słuchajcie, musimy się w to zaangażować i myśleć racjonalnie – stwierdził John, na co wszyscy mu przytaknęliśmy
- Musimy wymyśleć, coś, czego oni nie będą się spodziewać, a to będzie trudne – dorzucił Luke

Huh, o dziwo, po wyjściu Caitlin wszyscy zaczęli się angażować, co zdecydowanie nakręciło mnie i innych do dalszych rozważań.

- Nie tak trudne jak wam się wydaje – rzuciłem i uśmiechnąłem się z satysfakcją
- Co masz na myśli? – odezwał się Tyson
- Oni tylko udają takich hop do przodu a w rzeczywistości to zwykłe, bezbronne dzieci bojące się ciemności – zakpiłem
- Mam nadzieję, że się nie mylisz stary.. – rzucił dość niepokojąco Luke
- Słuchajcie, plan jest taki. Spotkamy się z nimi w celu „rozmowy pokojowej” – zrobiłem cudzysłów palcami – powiemy im co i jak i jeśli będą na tyle głupi żeby z nami zaczynać to po prostu się ich pozbędziemy, chyba łatwe nie?
- A jeśli oni pierwsi się nas pozbędą na tej „rozmowie pokojowej” – spytał dość zmartwiony Jeth
- Jeth, stary, ile my mamy lat? Nie damy się zaskoczyć chyba nie? – powiedziałem zachęcająco – nie jesteśmy debilami, nie uda im się wymknąć poza nasz plan – powiedziałem nie do końca pewny swoich słów co dało się usłyszeć w moim głosie i sposobu mówienia

Wszyscy przytaknęli, ale to nie było wystarczające, mogłem się mylić, poważnie mylić. Może mam ich za głupszych niż w rzeczywistości są? Może oni mają już jakiś super plan i to nas załatwią? Albo co gorsza położą łapy na..? Nie chciałem o tym myśleć dlatego obmyśliliśmy razem jeszcze kilka innych strategii, kiedy temat oddalił się od naszej „pracy” i ulokował się na naszym życiu prywatnym.

- Właściwie, to coś się tutaj pozmieniało? – spytałem zaciekawiony, czy podczas mojej nieobecności z powodu tej całej nieudanej „kariery” są jakieś zmiany
- Oprócz tego, że John ma dziewczynę to nie – wypalił Jeth na co od razu zarobił kopniaka od Johna
- Ło stary, kto to? – moja ciekawość sięgała najwyższego powodu
- Taka jedna.. – mruknął cicho John
- Caitlin – uprzedził go Luke
- Ło – moje zdziwienie było nie do opisania – nigdy bym się tego nie spodziewał
- To jest nas dwóch – dodał Jeth wyraźnie rozbawiony miną John’a

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, kiedy po raz kolejny powróciliśmy do tematu naszej „pracy”. Po raz kolejny omówiliśmy co i jak, po czym skończyliśmy i wszyscy – z wyjątkiem mnie i Johna – się rozeszli. Siedzieliśmy w dość długiej ciszy, która przerwała wbiegająca Caitlin. Widziałem przerażenie w jej oczach, ale też strach, żal i poczucie winy. Była mocno zdyszana jakby przed kimś uciekała czy coś.

- Justin… ja… - zaczęła jąkając się
- Caitlin spokojnie okej? Powiedz powoli o co chodzi i co się stało, że jesteś w takim stanie – posłałem jej uspakajający uśmiech
- Ja.. byłam z Sel na tym spacerze i wtedy… jacyś kolesie podbiegli i… - zawahała się bo łzy napłynęły jej do oczu

Pomimo, że byłem wkurzony, starałem się zachować spokój żeby nie wybuchnąć w takiej chwili. Musiałem dowiedzieć się więcej.


REGULAR’S POV:

- Chodź Sel – mruknęła Caitlin i wyciągnęła dziewczynę na krótki spacer

Obie wyszły z „tajnego” miejsca spotkań i poszły chodnikiem wzdłuż ulicy. Przez cały czas śmiały się i wygłupiały, jak typowe dziewczyny. Przykuły uwagę niejednej osoby, ale nie specjalnie były tym przejęte. Najwyraźniej były w tym swoim „babskim świecie”, jakkolwiek żałośnie to brzmi. Było różowo do czasu kiedy na ich drodze stanęło około sześciu mężczyzn poubieranych w czarne ubrania i kominiarki.

Drobniejszą i niższą brunetkę – Selenę – od razu ogarnął strach, zaś druga dość wysoka dziewczyna o ciemno blond włosach – Caitlin – utrzymywała się przy zdrowych zmysłach i nie panikowała.

- Jakie miłe spotkanie – odezwał się najwyższy z pośród nieznajomych i podszedł bliżej Caitlin
- Spierdalaj – warknęła Caitlin nie mając ochoty na jakiekolwiek pogaduszki z gangsterami czy Bóg wie czym byli

Mężczyzna odpowiedział jej głupkowatym śmiechem, na co dziewczyna splunęła. Zajęła się jednym, kiedy pozostała piątka otoczyła Sel.

- Możecie się odpieprzyć? – ponownie spytała z gniewem
- W gruncie rzeczy tak, ale fajnie jest się czasem zabawić – mruknął i złapał ciemną blondynę za ramiona
- Zabieraj te cholerne łapy – bąknęła ostro
- Nie boję się ciebie, kochanie – uśmiechnął się szyderczo przyciągając ją bliżej siebie
- Po pierwsze, nie nazywaj mnie kochaniem, bo tym dla ciebie kurwa nie jestem, po drugie, weź znajdź sobie prywatną prostytutkę i zaspokój swoje potrzeby bo masz cholerny ból dupy, a po trzecie puść mnie do cholery! – wykrzyczała wszystko po kolei

Mężczyzna ponownie odpowiedział jej śmiechem, szyderczym, obrzydliwym śmiechem, który przeszył jej uszy. Głośno przełknęła ślinę ale starała się być silna i nie załamać głosu.

- Masz śmiech jak świnia płacz wiesz? – zapytała z sarkazmem
- Miło mi to słyszeć, piękna
- Nie nazywaj mnie tak – w tym momencie Caitlin przełamała się i pociągnęła mężczyznę w dół za ramiona po czym uderzyła go z kolana w brzuch i między nogi

Mężczyzna od razu upadł  na ziemię i zwijał się z bólu. Ten moment dziewczyna uznała za najlepszy do ucieczki i tak zrobiła. Chciała jeszcze zabrać Sel, ale gdy odwróciła wzrok nie było jej, ani tych kolesi, którzy przy niej stali. Wściekła, zła, smutna, przestraszona od razu pobiegła do miejsca, z którego godzinę temu wyszła w towarzystwie drobnej brunetki. Miała nierówny oddech, a jej klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko.

JUSTIN

Caitlin opowiedziała nam o wszystkim po czym spojrzałem na nią spojrzeniem, które prosiło, aby powiedziała, że kłamie. Odpowiedziała mi tylko tym, że mówi prawdę.
Nie mogłem jej winić, przecież nie dałaby rady sześciu mężczyznom, jednemu tak, ale reszcie na pewno nie, a tym bardziej, że moja dziewczyna nie należała do typu pyskatych czy takich, że potrafiłaby uderzyć kogoś kogo się boi.
Zacząłem się zastanawiać gdzie teraz jest, czy bardzo się boi, co z nią robią, jak się czuje, czy jest cała… Och.. mógłbym wymieniać w nieskończoność ale po co?
W tym momencie wiedziałem, że muszę ją znaleźć, choćbym miał się dokopać do jądra ziemi i je również przebić, żeby chociaż ją zobaczyć i upewnić się, że wszystko z nią w porządku.

_______________________________________________________________________
Przepraszam, że mnie długo nie było i nie dodałam rozdziału, ale nie miałam ani czasu ani zbytnio ochoty na pisanie go, teraz postaram się dodawać rozdziały w jakimś krótkim okresie czasu ale nic nie obiecuję, jeśli macie pytania ub coś piszcie w komach albo co tam chcecie :)

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział VIII

SELENA

Ten widok był piękny. Malutki domek na środku polanki, która obrośnięta była przepiękną zieloną trawą i kolorowymi kwiatkami, a za nim rozciągał się widok zachodu słońca. Niebo przybrało dość wyjątkowy kolor. Nie wiem jak mam to opisać, nie da się. Musielibyście zobaczyć sami.
- Niespodzianka – Justin uśmiechnął się i podszedł bliżej przytulając mnie
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Pomilczałam przez kilka minut, aż w końcu przemogłam się i odezwałam.
- Z jakiej okazji ta niespodzianka? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak bez okazji – znowu się uśmiechnął
- Nie kłam, musi być okazja – próbowałam zaprzeczyć słowom, które przed chwilą wypowiedział
- Naprawdę…
- Nie wierzę – założyłam rękę na rękę jak mała obrażająca się dziewczynka
- Czyżby foch? – wyczułam śmiech i ironię w jego głosie
- Nie – powiedziałam stanowczo bez jakichkolwiek uczuć w głosie
- Widzę…
- Nie widzisz! – odwróciłam się tyłem
- A jednak widzę – powiedział znowu stając naprzeciwko mnie
- Grrr… - wypowiedziałam dość cicho ze złością w głosie
- Co jest? Nie wierzysz mi?
- Wierzę, ale na pewno jest powód, to nie jest tak, że bez jakiejkolwiek przyczyny zabierasz mnie tu. – położyłam nacisk na ostatnie słowo i wskazałam ręką miejsce i wszystko co nas otaczało
- Uwierz, że właśnie bez żadnej, ale to żadnej przyczyny cię tutaj zabrałem
- Załóżmy, że ci wierzę, a po co? – próbowałam dostać odpowiedź na pytanie w inny sposób
- Uważasz mnie za idiotę? – zaśmiał się – Kotku, naprawdę nie jestem głupi i nie dam się podejść, jestem „szefem” gangu, jestem sprytniejszy niż ci się wydaje – uśmiechnął się szyderczo
- No.. ok masz rację, ale ja po prostu chcę wiedzieć – wymamrotałam cicho i spokojnie
- Ależ wiesz, to jest bez powodu – uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę
Podeszliśmy do domku stojącego samotnie i poszliśmy na jego „tyły” których z odległości nie widać. Stało tam kilka leżaków plażowych, jakaś ławka, stolik z krzesłami i grill. Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam na to co Justin zaplanował.
- Jesteś głodna? – zapytał spoglądając na mnie
- Nie – powiedziałam sarkastycznie
- No cóż, zjem sam – zaśmiał się
- Głupek! – zaczęłam się śmiać – pewnie, że jestem głodna
- Czeka, czekaj, jak mnie nazwałaś? – udawał że nie słyszał i przysuną głowę do mnie kładąc rękę za uchem
- Ja? Ja nic nie mówiłam – zaprzeczyłam rozglądając się dookoła i cicho gwiżdżąc
- No powiedz – zaczął mnie łaskotać
Dostałam nieoczekiwanego napadu śmiechu. Starałam się być silna, nie chciałam powtarzać tego co powiedziałam, ale wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i Justin postawi na swoim. W końcu ugięłam się, a wręcz wymiękłam.
- D.. dobra już! – powiedziałam nadal śmiejąc się
- A więc, jak się do mnie zwróciłaś? – kontynuował swoje „dochodzenie”
- Głupek – wręcz wyszeptałam
- Głupek? – zaczął robić sztuczną, zdziwioną minę – od kiedy?
- Od nigdy – uśmiechnęłam się
Justin dłużej nie wiercił dziury w temacie. Poprosił, abym na chwilę została przy grillu, kiedy on wszedł do małego domku tylnym wejściem, akurat na kuchnię. Posłusznie zostałam. Zaczęłam śmiać się sama do siebie, nie wiadomo z czego, obcy stwierdziłby, że jestem wariatką, która gada sama do siebie, czy też jakimś uciekinierem z psychiatryka. I znowu dopadł mnie napad niekontrolowanego śmiechu. Po jakiś 10 bądź 15 minutach Justin wyszedł z jakąś tacką, a na niej stały dwa małe talerzyki i jeden z kilkoma kiełbasami, burgerami i czymś o czym pojęcia nie miałam. To śmieszne, wiecznie jestem głodna, a nie wiem co zostaje wniesione. Chłopak zaczął delikatnie podgrzewać jedzenie, w tym samym czasie siadając przy stoliku, czekając aż jedzenie będzie wystarczająco przysmażone, to oczywiście trwało długo, dlatego sam zauważył, że śmieję się do powietrza.
- Co jest? – zapytał podchodząc do mnie bliżej i dając znak ręką żebym wstała
- Nie nic – znowu się zaśmiałam, wstając tak jak prosił
- Czyżby? – delikatnie przyciągnął mnie do siebie, mając na twarzy szyderczy uśmiech  
- Tak – powiedziałam dumnie
- Jesteś tego pewna? – spojrzał na mnie jak policjant na zbira podczas przesłuchania
- Oczywiście – znowu ukazałam swoją dumę
- Nie wierzę – zaśmiał się i pocałował mnie w czoło
- Believe
- Ktoś idzie w moje ślady jak widzę, grzeczna dziewczynka – zaśmiał się po raz kolejny
Chciałam usiąść w swoje poprzednie miejsce, już prawie zajmowałam krzesło, kiedy Justin nie pozwolił mi na to, przyciągając mnie do siebie i sadzając na kolanie.
- Krzesło się zaraz połamie – powiedziałam żartobliwie lecz stanowczo i z powagą, która i tak za chwilę zmieniła się w ogromny śmiech
- Pod tobą? Nigdy – zaprzeczył przytulając mnie
- Pod nami – podkreśliłam
- Oj nie przesadzaj, najwyżej będzie połamane – zaczął się śmiać
Miałam wrażenie, że minęły dopiero dwie minuty, a w rzeczywistości minęło piętnaście. W ostatniej chwili Justin zorientował się, że przysmażane jedzenie prawie się przypaliło. Delikatnie „zdejmując” mnie z jego kolana podszedł do grilla i przewrócił wszystko na drugą stronę.
- Chyba ktoś tutaj coś przypalił.. – zaśmiałam się wytykając język jak mała dziewczynka
- Chyba mam to po dziadku – zaśmiał się
- O właśnie, nigdy nie mówiłeś mi o rodzinie, to znaczy tylko o rodzicach i siostrze, opowiedz mi coś? – zrobiłem minę szczeniaczka
- Jasne – uśmiechnął się
- To mów, z chęcią posłucham – ponownie usiadłam mu na kolanach a on objął mnie w talii
- To tak. Jak już wiesz, moi rodzice nie żyją od… prawie 5 lat. Dużo. Od tamtego czasu dziadkowie się mną zajmowali, moją siostrą też. Miałem wtedy 13 lat, nawet trochę więcej. Wtedy najbardziej potrzebowałem rodziców i oni mi ich zastąpili, do czasu, kiedy skończyłem 16 lat, czyli jakoś dwa lata temu, mieszkałem z nimi, ale ze względu na ich bezpieczeństwo wyprowadziłem się i zabrałem siostrę. Są mi najbliżsi. Z tobą na czele, bo tylko ich mam, a wiemy doskonale do czego zdolna jest moja siostra. Teraz mieszkają niedaleko, ale ze względu na moje kłopoty, związane z tym całym chaosem, w który się wpakowałem dwa lata temu, nie widujemy się zbyt często. Tylko na święta, lub jakieś okazję. Chociaż mam wrażenie, że powoli o mnie zapominają, na 18 urodziny nawet nie zadzwonili, a widziałem ich ostatnio jakoś… na gwiazdkę w zeszłym roku… - zakończył dość smutno
Ze względu na to, że nie wiedziałam co powiedzieć, tylko się do niego przytuliłam. Ta historia… doszło do mnie, że on doskonale zdaje sobie spra1)wę z tego, w co się wpakował, ale też dziwi mnie zachowanie dziadków Justina. Wydawali się super ludźmi, a tutaj taka niespodzianka. No, ale w końcu to ich wnuk, a pewnie jak dowiedzieli się co robi Justin, to nie chcieli go znać, ale znowu myśląc logicznie, to jego jedyna rodzina powinni go wspierać.
- I to… jeszcze nie wszystko – zaczął nieśmiało
- Coś jeszcze? Mów – uśmiechnęłam się
- No bo.. ja mam jeszcze brata i siostrę…
- J..jak to? – zapytałam lekko zdziwiona
- No tak, nie wspominam o nich, są mali, nie mieszkają z dziadkami, są w rodzinie zastępczej, chciałem ich zabrać, ale nie mogłem tego robić, byłem za młody
- Ile mają lat? – zapytałam z ciekawością
- Oboje po sześć – uśmiechnął się również do mnie
- A wiedzą o tobie?
- No pewnie, często ich odwiedzałem, ale ostatnio zacząłem interesować się tym, że mógłbym ich zabrać do siebie, ale to tylko kilka miesięcy, tłumaczyłem im, że może to potrwać, tylko.. ja się boje jednej rzeczy…
- Jakiej?
- Że nie będę umiał się nimi zaopiekować. Sprawa jest w toku a właściwie, za miesiąc zostanie zakończona, no i to też jest powód tej niespodzianki – odwrócił głowę
- Czyli jaki? – uśmiechnęłam się znowu
- Bo ja… chciałbym  żebyś ze mną jutro do nich pojechała, obiecałem, że zabiorę ich do kina, na McDonalda i na salę zabaw dla dzieci, wiesz takie te sprawy…
- A mogę..? – zapytałam nieśmiało ze strachem w głosie
- Pewnie, że tak – od razu się uśmiechnął przytulając mnie
- A jak mnie nie polubią?
- Masz rację, nie polubią cię…
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
- Oni cię pokochają – zaśmiał się – na przyszłość daj dokończyć – delikatnie pocałował mnie w policzek
- Debil! – zaśmiałam się uderzając go w ramię
- Och tak? – powiedział to z łobuzerskim uśmiechem na twarzy
- Dokładnie tak, jak słyszałeś – ponownie założyłam rękę na rękę
- Nie radzę – powiedział oschle śmiejąc się
- Nie boję się ciebie – uśmiechnęłam się i zrobiłam dumną minę
- Czyżby?
- E! Szerloku, coś ci się przypala – zaśmiałam się wskazując ręką na grill
W tym momencie chłopak zerwał się na równe nogi i ściągnął całe jedzenie na talerze. Na szczęście nie były bardzo przypalone tylko jakieś minimalnie części. Od razu usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Oczywiście cały czas się śmiałąm, bo jak to miałam w naturze zachowywałam się jak wariatka. No i znowu wybuchłam ogromnym napadem. Jaki to musiałby być widok dla obcych, nie znających mnie ludzi. Próbowałam sobie to wyobrazić, na co odpowiedzią był kolejny mój śmiech.
- Mam się martwić? – zaczął mówić również śmiejąc się
- Nie… a o co? – przedłużyłam zdanie
- Śmiejesz się do powietrza.. – stwierdził a banan nie schodził mu z twarzy
- Potomek Kolumba czy jak? – zaszydziłam
- Bardzo śmieszne – stwierdził z ironią dalej się śmiejąc
- Gdyby nie było zabawne nie miałbyś takiego rogala na twarzy – zaczęłam po raz setni dzisiaj się śmiać
- Wiesz co? Jesteś cholernie dziwna – znowu się zaśmiał
- Słucham? – zrobiłam taki sam gest jak on, kiedy nazwałam go głupkiem
- Jesteś piękna – uśmiechnął się
- I tak słyszałam, ale dziękuję, dwa komplementy w jednym.. hmm… - podrapałam podbródek udając że głaszczę swoją długą brodę i myślę
- Jesteś zabawna – uśmiechnął się
- Uważasz tak czy mówisz z grzeczności? – przygryzłam wargę widzą, jak wtedy na mnie patrzy
- Kochanie, powinnaś wiedzieć, że mówię to dlatego, że tak uważam, ja nie wiem co to grzeczność i nie używam jej – zaśmiał się
- No tak… - udałam zamyśloną powtarzając poprzednią czynność
Wtedy Justin podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, po czym delikatnie lecz namiętnie pocałował. Nie potrafię tego opisać, to jest.. nie umiem dobrać odpowiednich słów. Trzeba by samemu to przeżyć, żeby zrozumieć. Momentalnie poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego siadając na krześle schowałam twarz w dłonie.
- Ej, shawty… nie zakrywaj się – zaśmiał się
- Wyglądam jak burak, nie chcę żebyś na mnie taką patrzył
- Nawet czerwona jak „burak”, jak to powiedziałaś, jesteś piękna i nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się
I co mogłam zrobić? Jak zawsze uległam i zabrałam dłonie z twarzy. Odwróciłam głowę w prawą stronę, żeby choć przez chwilę się ukryć. Nie udało się. Justin podniósł mnie, aż stanęłam na nogi, i mocno, ale delikatnie objął w talii i przytulił. To lubiłam najbardziej, ja zawsze kochałam przytulać każdego kto mi się nawinie, najczęściej była to mama… powinniście wiedzieć, że teraz mam łzy w oczach, mówiąc to. Justin od razu to zauważył.
- Co się stało? Coś zrobiłem nie tak? – zapytał patrząc mi w oczy
- Oczywiście, że nie, ale przypomniałam sobie o… mamie – ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromną trudnością
Chłopak wiedział jak się czułam, dlatego nie pytał więcej tylko zmienił temat, żeby choć na chwilę mnie rozweselić. I owszem udało mu się, aż za dobrze. Robiło się bardzo późno a przy tym dość chłodnawo.
- Zimno mi… - powiedziałam smutnym głosem
- Chodź – pociągnął mnie za rękę i podprowadził pod drzwi domu
- A..al..ale – zaczęłam ale nie dał mi dokończyć
- Nie ma „ale”, no chodź, chyba że wolisz marznąć – spojrzał łobuzersko na mnie
Nie miałam wyjścia i zgodziłam się. Weszłam do środka. Ten dom był piękny, nie tylko z zewnątrz ale i wewnątrz. Wystrój był przepiękny, kolory na ścianach stonowane, a meble doskonale z nimi kontrastowały.
- Piękny dom – powiedziałam rozglądając się dookoła
- Dziękuję
- Co? To twój? – zdziwiłam się
- No chyba nie myślałaś, że przyprowadzę cię do czyjegoś domu – zaśmiał się i przytulił mnie – a teraz chodź na górę, tam jest sypialnia, ale…
- Ale? – chciałam dokończyć za niego
- Ale tylko jedna.. – udawał smutnego, ale wiedziałam, że w duchu skacze z radości
- No cóż… podłoga chyba się ucieszy jak się tam położysz – zażartowałam ale nie okazywałam tego
- Nie masz serca – zrobił jeszcze bardziej smutną minę
- Żartuję, a więc co zrobimy? – udałam, że bardzo mnie to stresuje
- Chyba będziesz skazana na moje towarzystwo, przykro mi – zaśmiał się
- Może przeżyje.. – zaczęłam znowu się śmiejąc
Justin odpowiedział mi tylko śmiechem. Weszliśmy po schodach, ani jedna deska nie zaskrzypiała. Dom nie był stary, ale każde drewniane schody skrzypią. Zresztą nie opowiadam tego tylko dla schodów. Byliśmy już prawie w ogromnym pokoju, z którego wchodziło się do prywatnej, zamykanej na klucz łazienki. Pokój, jeśli tak go można nazwać, bo był wielkości całego parteru, był śliczny, delikatny bardzo jasny fiolet na ścianach idealnie wyglądał z białymi meblami w starożytnym stylu. Cały dom wystrojony był, jak nowoczesne przestronne mieszkanie, ale ten pokój… on był inny. Chciało się tu być. Meble, ściany, widok, cisza, która tam panowała. Zdawało mi się, jakby to pomieszczenie było całkiem odciętę od rzeczywistości i od szarego świata.
- I jak? Może być? – Justin spojrzał na mnie, siadając na ogromnym łóżku
- Justin, ten pokój jest śliczny, lepszego w życiu nie widziałam – uśmiechnęłam się, po czym szybko podeszłam do niego i usiadłam obok
- Cieszę się, że ci się podoba – zaśmiał się i złapał mnie za rękę
Nie ukrywam, to było bardzo słodkie, jeśli można tak w ogóle powiedzieć o chłopaku. Nie ważne, dla mnie zawsze był słodki, pomimo, że to określenie pasuje do małej dziewczynki bawiącej się w mamę. Siedząc na łóżku zauważyłam małe szklane drzwi zasłonione zasłonką.
- Co tam jest? – zapytałam wskazując wolną ręką na drzwi
- Idź i zobacz – uśmiechnął się
- Sama? Żeby coś stamtąd wyskoczyło i mnie pożarło? – zaśmiałam się – nie ma mowy, sama nie idę, ale z tobą to co innego…
- A więc chodź – wstał i podszedł ze mną
Odsłonił zasłonkę, a potem szklane drzwi i wypuścił mnie na balkon. Co ja gadam, chyba raczej ogromny taras. Widok był nieziemski. Podeszłam powoli do barierki, opierając się o nią. Zaczęłam myśleć o jutrzejszym spotkaniu z rodzeństwem Justina. Nie będę kłamać, bałam się. Tak, dokładnie tak, bałam się spotkania z dziećmi. Widziałam, że chłopak zainteresował się mną i dlatego zaczął zadawać pytania, ale co mogłam mu powiedzieć, oczywiście stwierdziłam, że jest okej. Widziałam, że nie uwierzył, ale chyba chciał pokazać, że mi ufa, dlatego nie wiercił dziury w temacie.
- Mogę do łazienki? – zapytałam
- Tak jasne, tam wszystko jest. Żel, mydło, szampon, jakaś gąbka, w szafce jest czysta zapakowana, ogólnie czego potrzebujesz to szukaj na pewno jest – uśmiechnął się, siadając na łóżku i sięgając po coś z szafeczki nocnej
- Okej, a ręcznik?
- Pierwsza szafka nad niską półką. Jak się wchodzi to od razu po lewej stronie – znowu się uśmiechnął
- Dzięki
Weszłam do łazienki tym samym doznając szoku. Była taka przestronna, ładna, jednym słowem idealna. Z części z umywalkami, przechodziło się do następnych dwóch do których prowadziły drzwi. Za jednymi był prysznic, a za drugimi wanna. W rogu łazienki stała toaletka a na niej kuferek z kosmetykami. Odnalazłam szafkę z ręcznikami o której mówił Juss. Wyjęłam jakiś różowy i zabrałam go ze sobą. Weszłam do pomieszczenia, gdzie stała kabina prysznicowa. Zebrałam potrzebne mi rzeczy, takie jak żel, szczoteczkę (o dziwo znalazłam nową  zapakowaną w szafce), pastę i kilka takich podstawowych przedmiotów. Zdjęłam ubranie i odkręciłam wodę. Wyregulowałam temperaturę lecącej wody i opłukałam się nią. Otworzyłam żel i umyłam całe ciało bardzo dokładnie. Spłukałam go z moich rąk, nóg, szyi, tułowia i całej reszty. Zmoczyłam moje włosy i wyszorowałam głowę szamponem, po czym dokładnie szybkimi ruchami ręki pozbyłam się go z włosów. Wyszłam, wytarłam się. Rozczesałam włosy leżącą tam szczotką, a chwilę później związałam je w niechlujnego koka na czubku mojej głowy. Zawinęłam się w ręcznik i wyszłam. Widziałam wzrok Justina przechodzący przez całą mnie, od stóp do głów, dosłownie.
- Widzę! – zaśmiałam się
- Wiem, oto chodzi – również się uśmiechnął
- Zboczeniec – znowu się zaśmiałam kontynuując to, po co przyszłam – Justin, bo… wiesz.. no nie mam w czym spać…
- I? – ciągnął żeby zmusić mnie do mówienia
- No.. tak pomyślałam, że może dałbyś mi coś.. no wiesz – przygryzłam wargę
- Chodź tutaj do mnie słońce – poklepał miejsce obok siebie
Podeszłam dość nieśmiało i w samym ręczniku usiadłam koło niego mocno trzymając moje „ubranie” ręką.
- Nie spinaj się tak, jest okej – powiedział bardzo czule, po czym pogłaskał mnie bardzo delikatnie po ramieniu, a którym tym razem nie było nic
Lekko się wzdrygnęłam, ale potem było mi to obojętne.
- Tak, jest okej – uśmiechnęłam się – to co, mam co liczyć na chociaż jakąś bluzkę?
Wstał, podszedł do szafy stojącej w rogu i otworzył ją. Chwilę pogrzebał, cały czas patrząc na mnie, aż w końcu wyjął jakąś swoją bluzkę. Podał mi ją, ale nie dał mi odejść, spowrotem posadził mnie na łóżku koło niego.
- Kocham cię – powiedział delikatnie obejmując mnie w talii i przytulając do siebie
- Ja ciebie też – powiedziałam wtulając się w niego nie zwracając uwagi na to czy jestem w ubraniu czy tylko w ręczniku
Siedzieliśmy tam w takiej pozycji przez około piętnaście minut. W końcu wstałam i poszłam do łazienki, gdzie spokojnie się przebrałam i wyszłam. Po raz kolejny poczułam wzrok Jussa na sobie. Czułam się dziwnie w samej jego, za dużej, koszulce i majtkach, ale nie miałam co liczyć na więcej, przecież on nie ma babskich piżamek. Usiadłam na drugim brzegu łóżka, ale byłam bardzo zmęczona dlatego położyłam się. Justin uczynił to samo, przysunęłam się do niego dyskretnie, po czym wtuliłam się w niego, jak w pluszaka i usnęłam.

*NASTĘPNEGO DNIA*

Obudziłam się około 11 albo nawet później. Justina nie było obok mnie, ale wiedziałam, że niedawno był, bo byłam przykryta kołdrą, a ja zawsze się rozkopuje i budzę się bez niech, no chyba, że właśnie ktoś mnie przykryje. Zebrałam swoje ciało z łóżka i zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie zauważyłam Justina smażącego naleśniki.
- Jak się spało księżniczko? – zapytał z dużym uśmiechem na twarzy
- Em.. super – zaśmiałam się – ale mam pytanie…
- Odpowiem na wszystko, pytaj.
- Kto mnie przykrył? – zmrużyłam oczy i zaśmiałam się
- Nie mam pojęcia chyba sama – odwrócił ode mnie wzrok
- Mhm.. taak – przedłużyłam – no popatrzcie ludzie, gangster Justin Bieber ma uczucia i umie być opiekuńczy – zaśmiałam się – dziękuję – powiedziałam przytulając go od tyłu i delikatnie całując w szyję
- Żarcik ci się udał – zaśmiał się – nie ma sprawy, musiałem
Justin skończył robić śniadanie, po czym podał mi talerz i razem ze mą usiadł przy stole. Zaczęłam powoli jeść, kiedy znowu zawitał u nas napad śmiechu. Tym razem nie u mnie, tylko u Justina.
- Co? – zapytałam wkładając kawałek naleśnika do buzi
- Nic śliczna – zaśmiał się
- No co? – znowu zapytałam śmiejąc się
- Wiesz… częściej powinnaś chodzić w moich bluzkach – uśmiechnął się łobuzersko
- Chciałbyś kotku – zaśmiałam się
- Oj uwierz mi, że tak – spojrzał na mnie
- Ale to chyba ostatni raz więc się napatrz – zaczęłam się śmiać, wstając od stołu i wstawiając talerzyk do zlewu
- Na pewno nie, nie pozwolę, żeby to był ostatni raz..
Tylko się zaśmiałam, kiedy szłam do salonu. Wtedy prawie dostałam zawału. Justin podszedł do mnie od tyłu i załapał mnie w talii i przyciągnął do siebie odwracając mnie tak, żebym była twarzą w jego stronę.
- Przestraszyłaś się twardzielko? – zapytał śmiejąc się
- Nie – zaprzeczyłam
- Widziałem
- Wcale nie

- Nie.. wcaleee – przedłużyłem



__________________________________________
piszcie jak rozdział + kochani nie sprawdziłam rozdziału
dlatego przepraszam za błędy :c 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział VII

SELENA

Po raz kolejny zrobiłam tak, jak prosił, odwróciłam się, a wtedy doznałam szoku, dokładnie przede mną stał Justin. Od razu uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Justin, co ty tu robisz? – zapytałam przytulając chłopaka
- Pamiętasz naszą rozmowę na skype? Rozłączyłaś się, a ja chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Pozwolisz mi? – zapytał obejmując mnie w talii
- Słucham…
- Ta kobieta którą słyszałaś to Alice. Ona jest od teledysków, ogólnie od takich rzeczy. Wczoraj kręciliśmy teledysk, a dzisiaj rano przyleciałem tutaj, żeby ci o tym powiedzieć, nie mogłem się z tobą skontaktować…
- Przepraszam, nie powinnam tak reagować, zachowałam się jak dziecko. – spuściłam głowę
- Przestań, wcale nie. – stanowczo zaprzeczył moim słowom
- Tak, usłyszałam coś i po prostu cię olałam… i jeszcze przeze mnie nie możesz do końca nakręcić teledysku
- Już nakręcony, ale to i tak nie ważne..
- Co? Czemu?
- Moja „kariera” jest zakończona…
- Dlaczego?
- Mają zbyt duże urwanie głowy, nie mają czasu na kogoś „nowego”
- Przykro mi…
- Ale to lepiej, i tak nie wyszłoby nic z tego. To jest za duża presja ogólnie mega stres, nie umiem tego znosić, to nawet lepiej
To był już kompletny szok. Najpierw Justin niespodziewanie pojawia się u mnie w domu, potem oznajmia mi, że koniec z tym co zaczął. Zastanawiałam się co jeszcze będzie, ale z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Przeszłam przez salon i otworzyłam.
- Jest może Justin? – zapytała dość wysoka blondynka o niebieskich oczach
- Słucham? Kim w ogóle pani jest?
- Ja nie do ciebie, tylko Justina, jest?
- Sel, kto to? – Justin podszedł do mnie i sam zdziwił się widząc dziewczynę
- Twierdzi, że do ciebie.. – odpowiedziałam oschle ze złością malującą mi się na twarzy
- Proszę bardzo – nieznajoma podała Justinowi jakąś kopertę, po czym szybko odeszła
Zamknęłam drzwi, i poszłam do salonu, gdzie siedział Juss.
- Co to? – zapytałam siadając koło niego
- Nie wiem, ja nawet nie wiem kim ona była
- Otwórz i zobacz – próbowałam go zachęcić do spojrzenia na to co jest w środku
Chwilę się wahał, ale w końcu rozkleił kopertę i wyjął z niej zdjęcie jakiegoś dziecka. Po raz kolejny dzisiaj wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
- Justin co to za dziecko?!
- Ja… ja sam nie wiem!
Zrobiło mi się tak przykro. Od razu pomyślałam, że to jego dziecko. Kto wie, jak zabawiał się, zanim mnie poznał. W końcu z takimi kolegami jakich miał, nie mógł się nudzić. Pobiegłam do pokoju i szczelnie się w nim zamknęłam. Było już późno, dlatego zapaliłam światło i oparłam się o ścianę. Zapowiadał się cudowny wieczór, a tutaj, taka super niespodzianka.
- Co to ma znaczyć? Czemu to wszystko spotyka mnie? – wymamrotałam osuwając się na podłogę
Nie miałam najmniejszej ochoty widzieć teraz Justina, wiedziałam, że i to będzie chciał wytłumaczyć, ale czy dziewczyna przychodzi do obcego chłopaka i daje mu zdjęcie jakiegoś małego dziecka? Od tak. No to nie było normalne. Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. Poczułam jak kilka łez naleciało mi do oczu. Szybko je wytarłam, ale to nic nie dało, na ich miejscu zaraz pojawiły się nowe, i tak w kółko. Usłyszałam czyjeś kroki.
- Sel… otwórz – usłyszałam czuły głos Justina
- Nie! – krzyknęłam a kolejne łzy zebrały mi się w oczach
Siedziałam tam jeszcze chwilę, wiedząc, że stoi przed drzwiami, dlatego wstałam, otworzyłam je, wpuściłam go i usiadłam na malutkiej kanapie, stojącej naprzeciwko telewizora.  Milczałam, nie chciałam zadawać pytań, chciałam tylko, żeby sam coś powiedział.
- Kochanie, ja naprawdę nie wiem kto to był. Gdybym chociaż znał jej imię, powiedziałbym ci. Jaki mam cel w okłamywaniu cię, po co bym to robił? Jaką radość bym czerpał z tego że cię to rani? Proszę zrozum…
- Jak ty byś zareagował, gdyby jakiś facet przyszedł do mojego domu i dał mi zdjęcie dziecka… co byś pomyślał?
- Nie wiem, nie umiem postawić się w takiej sytuacji.
- No właśnie, jaką mam pewność, że nie kłamiesz?
- Zależy od ciebie, czy mi ufasz.
- Ufam, ale ciągle dzieje się coś nowego, ciągle doznaje szoku, mam wrażenie, że wcale cię nie znam. Powiedz mi wszystko o sobie, a dokładniej to, czego nie wiem, proszę.
- Wiesz wszystko, naprawdę.
- Nie masz gdzieś ukrytej żony, jakiejś trójki dzieci czy bóg wie czego jeszcze?
- Nie, niczego takiego.
Nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam go. Nie wiedziałam czy mówi prawdę, czy kłamie, ale ufałam mu, i miałam nadzieję, że nie okłamuje mnie. Wtedy postawiłam sobie za cel, odnaleźć tą kobietę i porozmawiać z nią. Wiem, że ona może mnie okłamać lub wcisnąć tani kit, ale chciałam po prostu wiedzieć, czego chciała i co to za dziecko ze zdjęcia. Nadal w głowie kłębiły mi się czarne myśli. Jak zwykle te najsmutniejsze. Czemu? Nawet ja tego nie wiem. Teraz pewnie pomyślicie, idiotka, wariatka, psychol albo coś jeszcze, ale nie. Ja już tak mam, nie potrafię patrzeć na świat z optymizmem. Nigdy nie umiałam, nie miał kto mnie tego nauczyć, wiecznie byłam smutna i przybita, jak miałam się cieszyć? Czym? Wiecznie byłam sama, nie miałam znajomych a co dopiero przyjaciół, rodzina zastępowała mi znajomych, dosłownie. Nigdy nie wychodziłam z domu, zawsze byłam tą grzeczną. Nie umiałam odpowiedzieć komuś w dokuczliwy sposób. Justin, to zaakceptował, a dzięki niemu, otworzyłam się trochę na ludzi. To dodało mi trochę pewności siebie, ale to nie zmieni tego, że jestem pesymistką. W każdej sytuacji widzę najtragiczniejsze wyjścia. Ale wróćmy do tego co było potem. Jeszcze chwilę siedzieliśmy w moim pokoju, aż w końcu znudziło mi się to i poprosiłam Justina, żeby poszedł ze mną w pewne miejsce. Zgodził się od razu. Założyłam bluzę i buty i wyszliśmy.  Chciałam zabrać go w moje ulubione miejsce. Udało  mi się, pod niedługim czasie byliśmy tam.
- Tu jest pięknie – skomentował otoczenie – skąd o tym wiesz?
- Przychodziłam tutaj prawie codziennie, wczoraj też byłam. Zobacz.. – wskazałam palcem na urywający się liść z drzewa – człowiek jest właśnie jak taki liść. Kiedy ma kogoś bliskiego, to on go trzyma, ale jak puści, to upadnie i nie poradzi sobie sam.
- Masz rację – złapał mnie za rękę
-  Ale nie o tym chciałam z tobą pogadać. Chodzi o tą dziewczynę dzisiaj.
- Sel, daj jej już spokój, zapomnij o niej ja już to zrobiłem.
- Nie można o kimś tak po prostu zapomnieć, nie da się. Ja tylko chcę znać prawdę. Znasz ją?
- Ja… tak, znam ją….
- To czemu się wypierałeś jak pytałam wcześniej?
- Bo nie chciałem żadnej kłótni. Tak, znam ją, ale tylko z widzenia, nie mam z nią nic wspólnego, nawet nigdy nie gadaliśmy.
- Masz coś na sumieniu? – zapytałam swoim spokojnym głosem
- Nie, skądże
- Powiedz mi jak ona się nazywa, tylko tyle chcę, reszta mnie nie obchodzi.
- Po co?
- Po prostu mi powiedz.
- Vanessa Colins
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego
Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem wróciliśmy do domu. Byłam padnięta, dlatego, kiedy tylko położyłam się na łóżku usnęłam

 *NASTĘPNY DZIEŃ*

Obudziłam się, kiedy Justin jeszcze spał. Wzięłam szybki prysznic i zeszłam do kuchni, zrobić śniadanie. Wyjęłam z szafki składniki potrzebne do zrobienia naleśników i powoli postępowałam zgodnie z przepisem ich przygotowania. Kilka przypaliłam, dlatego dorobiłam ciasta i zrobiłam świeże i odpowiednio przysmażone. Kiedy były już gotowe, Justin zszedł do mnie i razem zjedliśmy śniadanie.
- Mam dla ciebie niespodziankę – uśmiechnął się do mnie
- Jaką? – zapytałam z ogromną ciekawością w głosie kończąc naleśnika
- Aaa, nie powiem ci, niespodzianka to niespodzianka – zaśmiał się
- Wiesz, że nienawidzę czekać prawda?
- Wiem i dlatego dzisiaj nauczę cię cierpliwości, a do tego czasu co chcesz robić?
- Zakupy – uśmiechnęłam się
- Okej, pojedziemy. Zbieraj się.
Zrobiła lekki makijaż, wypsikałam się perfumami, założyłam buty i jeansową kurtkę i razem z Jussem wsiadłam do samochodu.  Podróż minęła mi bardzo szybko i nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Jak zawsze przeleciałam wszystkie sklepy z fajnymi ubraniami. Justin tylko mówił mi w czym wyglądam dobrze a w czym trochę gorzej. Ceniłam to, bo był szczery, sama rozumiem, że niektóre kolory bluzek czy sukienek wyglądają fajnie tylko na wieszaku, albo mają zły krój na człowieku. Parę godzin później, miałam już kilka toreb z nowymi ubraniami, Justin również zakupił sobie kilka fajnych rzeczy. Na sam koniec poszliśmy do cukierni, w której kiedyś z nim byłam, a wczoraj siedziałam tam z Nathanem. Kiedy tylko weszliśmy, pracownice zaczęły gadać coś pod nosem, wiedziałam doskonale, że chodzi o mnie. Nie podobało im się, że za każdym razem jestem tu z kimś innym. Miałam ochotę podejść do nich i powiedzieć, żeby nie wcinały się w nieswoje sprawy. Powstrzymałam się. Po złożeniu małego zamówienia, zauważyłam Nathana wchodzącego do środka. Całe szczęście siedziałam tyłem i miałam nadzieję, że mnie nie zobaczy. Ku mojemu zdziwieniu znał Justina. Podszedł do niego i przywitał się.
- Siema Nat – Justin przywitał się z nim jak ze starym znajomym
- Siema, co tam u ciebie? – Nathan stał z Jussem koło mnie i od razu zorientował się, że mnie zna
- Nie no ok, a właśnie, to moja dziewczyna Sel. – uśmiechnął się
- Sel? My się znamy – od razu spojrzał na mnie
- Serio? Skąd? – Justin odszedł z nim na bok
Nie słyszałam co dokładnie mówił, ale nie wyglądało to na zwyczajną rozmowę kumpla z kumplem, ale nie moja sprawa nie chciałam się wtrącać. Chwilę później pracownica cukierni przyniosła ciastka i herbatę. Siedziałam dość krótko sama, aż w końcu Justin wrócił.
- Sel, skarbie, proszę cię trzymaj się jak najdalej od Nathana – złapał mnie za rękę
- Co? Jak to? Czemu? – zaczęłam dopytywać
- On jest niebezpieczny. Szuka takich jak ty, a potem je wykorzystuje.
- Takich jak ja, czyli jakich? – zapytałam z niedowierzaniem
- Młodych, ślicznych, spokojnych, proszę… nie chcę żebyś skończyła jak dziewczyny, które już wykorzystał, a potem po prostu zabił
- Co? – te słowa zaniepokoiły mnie jak żadne inne
- Tak… najpierw poznaje jakąś dziewczynę, potem się z nią zaprzyjaźnia, a potem to już tylko wykorzystuje, przetrzymuje, a potem zabija. Trzymaj się od niego daleko, to nie żarty.
- O boże.. oczywiście.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając. Nadal myślałam o Nathan’ie. Bałam się, że zrobi ze mną to co z innymi dziewczynami. Znowu miałam najgorsze scenariusze w głowie. Wiedział gdzie mieszkam, jak się nazywam mógł mi coś zrobić kiedy tylko będzie chciał, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
- Wszystko okej? – Justin spojrzał na mnie i wiedziałam, że widać stres na mojej twarzy
- Tak jasne, a teraz zdradzisz mi co to za niespodzianka? – uśmiechnęłam się słodko
- A no tak! – udawał że zapomniał – idziemy do domu, przebierz się w coś wizytowego
- No powiedz mi co to – powiedziałam jak 5 letnia dziewczynka
- Nie mogę, chodź – wziął mnie za rękę i wyszliśmy z cukierni
Poszliśmy tą drogą co zawsze i pół godziny później byliśmy u mnie. Poszłam do pokoju, wyjęłam nowe ubrania z toreb i wybrałam jedną z kupionych dzisiaj sukienek. Rozłożyłam ją na łóżku, podeszłam do szafy i z najniższej półki wyjęłam moje ulubione czarne szpilki. Jeśli szpilkami można je nazwać, nie były bardzo wysokie, ani zbyt niskie, takie w sam raz. Zostawiłam wszystko w pokoju i weszłam do łazienki. Wzięłam krótki, lecz dokładny prysznic, dokładnie umyłam włosy, po czym wyszłam i owinęłam siebie i włosy ręcznikiem. Kiedy wyszłam zauważyłam Justina siedzącego na mojej małej kanapie, stojącej w drugim końcu pokoju. Widziałam jego uśmiech na twarzy, ale udawałam że nie zauważyłam tego gestu.
- Juss, idź. – zaśmiałam się – nie będę się przy tobie przebierać
Justin zrobił minę szczeniaczka. Zgodziłam się żeby został a sama ukryłam się w łazience i po trudach ubrałam się. Nie byłam jeszcze w sukience, miałam na sobie tylko bieliznę. Wyjęłam suszarkę z koszyczka stojącego nad umywalką. Podłączyłam do prądu i zaczęłam suszyć włosy, kiedy były na w pół suche zaprzestałam tej czynności. Odłożyłam ją na miejsce i sięgnęłam po lokówkę i odżywkę do włosów. Popsikałam je delikatnie i rozczesałam. Powoli robiły się suche. Sięgnęłam po wyjętą i podłączoną do prądu wcześniej lokówkę. Podkręciłam końcówki. Wyglądało nawet fajnie. Usiadłam na małym krzesełku i przy lustrze stojącym w roku łazienki. Otworzyłam mój „magiczny” kuferek z kosmetykami. Nie chciałam robić z siebie plastiku, dlatego użyłam pudru, tuszu do rzęs, eyeliner’a, błyszczyka, cienia i trochę brokatu. Było okej, przynajmniej mi się podobało. Ale nadal miałam problem. Musiałam przedostać się do pokoju po sukienkę. Postanowiłam nie spinać się i po prostu wyszłam z łazienki biorąc sukienkę i wracając tam spowrotem. Założyłam ją i poprawiłam dół, który strasznie się zawinął. W końcu mogłam w pełni gotowa wyjść i pójść do Justina. Kiedy wyszłam ponownie siedział, tylko tym razem na łóżku, które było oddalone od kanapy o jakąś całą długość pokoju.
- Ślicznie wyglądasz – uśmiechnął się i objął mnie w talii
- Dziękuję. – przegryzłam wargę, tak jak to często robiłam
- Chodź – pociągnął mnie za rękę
Szybko założyłam buty, wzięłam torebkę i moją skórzaną kurtkę. Wyszliśmy z domu, a już minutę później siedzieliśmy w samochodzie Justina. Podróż nie trwała długo i już po chwili wysiadaliśmy z samochodu.
- Zamknij oczy – Justin zaśmiał się
- A czemuu? – przedłużyłam zdanie
- Bo nie będzie niespodzianki
Zrobiłam tak jak prosił. Kiedy w końcu pozwolił mi je otworzyć, byłam w siódmym niebie. Tu było cudownie.

- Justin, tu jest ślicznie – przytuliłam go mocno 

______________________________________________
i jak? proszę komentujcie, staram się ale nie widzę, żadnej 
reakcji wskazującej na to, że wam się podoba bądź nie. 
proszę dla was to sekunda a dla mnie powód do uśmiechu 
następny rozdział = 2 bądź 3 komentarze :)