Selena
Rozmawialiśmy
jeszcze około godziny, aż poczułam się bardzo zmęczona. Oczywiście nie dałam
tego po sobie poznać. Nie chciałam nic ani nic zniszczyć. Wreszcie pracownica
cukierni poprosiła nas abyśmy opuścili cukiernie. Widziałam w jej oczach
ogromny strach, kiedy musiała podejść i nas wyprosić. Wszystko spowodowane było
Justinem. Ludzie mieli o nim takie zdanie, że nic dziwnego. Ale to w sumie
dobrze. Miał spokój przez cały dzień, nie musiała użerać się z nachalnymi i
ciekawskimi ludźmi. Wracając do tematu, posłusznie wyszliśmy i poszliśmy w
stronę malutkiego miejscowego parku.
- Gdzie
mieszkasz? – zapytał kierując swój wzrok na moją twarz
- Za tym
parkiem kilka uliczek prosto potem dwa razy w prawo potem prosto w lewo i
jestem w domu, w skrócie 30 minut drogi stąd – uśmiechnęłam się
- Nie
zrozumiałem kompletnie nic, ale i tak cię odprowadzę, nie masz nic przeciwko
prawda?
- Jasne, że
nie – również kąciki ust podniosły mi się do góry
Szliśmy
przez chwilę w ciszy. Nie odzywaliśmy się słowem. Zmartwiło mnie to, czyżby
tematy się skończyły, a może tak przynudzałam, że nie chciał zaczynać, żeby nie
musieć słuchać tych bzdur. Ściemniło się dość mocno. Bałam się, tak jak zawsze
o tej godzinie w dodatku tutaj. A jeszcze w domu zostałam całkiem sama. Nagle
dostałam sms’a. Na wyświetlaczu zauważyłam od kogo. Był od Julie. Przesunęłam
palcem po ekranie telefonu i odczytałam. Powiadomiła mnie, że dzisiaj i jutro
będzie nocować u koleżanki i nie pojawi się w domu.
- Cholera! –
krzyknęłam zaraz po przeczytaniu
Wzrok
Justina momentalnie wylądował na mnie.
- Co się
stało? – zatrzymał się
- Nie nic,
tylko dostałam sms od siostry.. – posmutniałam
- Co jest?
Jeśli w ogóle mogę zapytać
- Nic, po
prostu nie wróci na noc. Rodzice mieli wypadek a ona się szlaja po koleżankach
i się bawi..
- Czy to na
pewno tylko to, czy jest jeszcze jakiś problem? – wiercił dziurę w temacie
- No.. i..
wiem to głupie, ale boję się być sama w domu, a co dopiero tam spać. Teraz nie
ma rodziców a jak ktoś wie kim byli to mogą przyjść i nas okraść albo w
najgorszym przypadku zabić… - w oczach zebrały mi się łzy
- Przestań
to nie głupie, raczej normalne, że się boisz.. – znowu powiedział to z
czułością w głosie
- Może…
chociaż ja uważam, że to dziecinne. W końcu jestem już dorosła, a zachowuję się
jak dzieciak, nawet moja siostra się nie boi.
- Ale ty to
ty, a twoja siostra to inna dziewczyna z innym charakterem – znowu się
uśmiechnął
Po raz
pierwszy rozmawiałam z kimś tak szczerze w cztery oczy, nawet z siostrą nigdy
tak nie rozmawiałam, dosłownie nigdy. Nie ukrywam podobało mi się to a nawet
bardzo. Szliśmy powoli, tak jakby Justin specjalnie przeciągał czas powrotu do
mnie. Znowu zapadła grobowa cisza. Żaden samochód nie jechał, nikt nie szedł
chodnikiem, w parku pustki, tak jakby całe Stratford zamarło w swoich domach.
Czułam się jak na jakiejś obcej planecie. Po ciemku nie poznawałam swojego
rodzinnego miasta, nie wiedziałam gdzie idę i nawet w którą stronę dokładnie
pójść. Nagle zauważyłam jakiegoś bezpańskiego psa. Przestraszyłam się i
zatrzymałam. Pies zwrócił wzrok ku mnie i zaczął warczeć. Serce mało mi nie
stanęło. Bałam się, tak cholernie bałam się psów. Nie do opisania. Cofnęłam się
do tyłu. Justin od razu to zauważył i widział wymalowany na mojej twarzy
paniczny strach. Stanął przede mną i szepnął żebym się nie ruszała, ani nie piszczała,
bo tylko go to rozwścieczy. Posłuchałam go i stałam bez ruchu, nie pomagało
pies szedł w nasz a stronę warcząc. Moje serce biło coraz szybciej, teraz
pewnie myślicie czemu boję się jakiegoś kundla… A no dlatego, że właśnie jakiś
bezpański pies zagryzł kiedyś moją najukochańszą babcię. Byłam z nią, kazała mi
uciekać a sama próbowała go przytrzymać. Biegłam wtedy przed siebie, jednak
odwracając się widziałam jak kończy. To wywołuje u mnie atak paniki. Dlatego
też nigdy nie miałam psa. Powróćmy do rzeczywistości. Nogi miałam jak z waty,
gdybym była sama już dawno leżałabym na ziemi pewnie jako jedzenie tego
zwierzaka. Podchodził coraz bliżej, nagle Justin wykonał kilka gwałtownych
ruchów. Schylił się, chwycił ogromny kamień który miał pod nogami i wycelował w
niego. Pies spłoszył się niemiłosiernie i uciekł. Po tym zdarzeniu
opowiedziałam Justinowi czemu tak zareagowałam, żeby nie pomyślał, że jestem
jakaś nienormalna. Nie wiem czy go to ruszyło w każdym bądź razie słuchał mnie.
Byliśmy już prawie na miejscu. Zegarek wybijał 21 dlatego zaprosiłam Justina na
chwilę do mnie do domu, chciałam choć trochę przełamać ten strach przed byciem
samą. Oczywiście zgodził się. Wyłączyłam alarm, otworzyłam drzwi, potem
następne i weszliśmy do domu, po czym dokładnie je zamknęłam. Usiedliśmy w
salonie na kanapie.
- Mieszkałaś
tutaj tylko z siostrą i rodzicami? – zapytał
- Tak,
czasami nocowały tu koleżanki mojej siostry, ale rzadko
- A u
ciebie?
- Nie, nigdy
nie miałam znajomych… - posmutniałam
- Jak taka
dziewczyna mogła nie mieć znajomych? – widziałam zdziwienie na jego twarzy
- Normalnie,
omijali mnie szerokim łukiem, nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, bo to
przecież wstyd był – kilka łez napłynęło mi do oczu
-
Przepraszam, nie powinienem pytać…
- Nie,
spokojnie wszystko okej
- Nie,
naprawdę nie powinienem..
- Uśmiechnij
się, wszystko w porządku, nie musisz się mną zresztą przejmować
- Jak
miałbym się tobą nie przejmować? – zapytał patrząc mi w oczy
- Tak jak
reszta, nikogo nie obchodzę przyzwyczaiłam się – uśmiechnęłam się mimowolnie
- Nie mów
tak, shawty
- Taka
prawda, dokładnie tak jest w życiu…
Po tych
słowach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, ale nie kluczem, tak jakby ktoś
próbował się włamać. Stało się, drzwi otworzyły się a w nich stanął mężczyzna w
kominiarce i z pistoletem. Odwróciłam głowę, a Justina nie było. Jeszcze
sekundę temu siedział koło mnie, a teraz? A teraz siedzę sama. Bałam się. Wiedziałam, że tak się stanie.
Zamaskowany facet podszedł w moją stronę.
- Powiedz
słowo, a cię zabiję – wyszeptał mi do ucha
Moje serce
prawie stanęło, a oczy napełniły się łzami. Wtedy nie było wyjścia, nie mogłam
nawet krzyknąć, pisnąć, szepnąć. Nic kompletne zero. Starałam się być mu
posłuszna żeby nic mi nie zrobił.
- Zrób jej
coś, a pożałujesz
Znałam ten
głos. Za facetem stanął Justin i przyłożył mu broń do głowy. Odetchnęłam z ulgą
choć trochę. Mężczyzna nie poddał się. Odwrócił swoje ciało i z całej siły uderzył
Justina, jednak ten nie pozostał mu dłużny. Włamywacz już po chwili leżał ledwo
żywy na ziemi. Z moich oczu łzy płynęły jak deszcz. Pomimo tego, że była już
bezpieczna to bałam się. Po 10 minutach Justina wyprowadził go z domu a sam
wrócił do mnie.
- Dziękuję –
wyszeptałam nie mogąc powiedzieć normalnie
- Nie ma za
co – uśmiechnął się
- Jest,
gdyby nie ty, to raczej ja bym skończyła tak jak on, a nawet gorzej
- Nie ma –
podszedł do mnie i przytulił
To uczucie
było nie do opisania. Było wspaniale, tego mi brakowało, takiego czułego
przytulenia choć przez sekundę.
*DWA
MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
Przez te
całe dwa miesiące był spokój. Codziennie zasypiałam z myślą, że jutro mogę się
nie obudzić. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście widywałam
się z Justinem. Byliśmy dość dobrymi przyjaciółmi. Często był u mnie w domu, w
przeciwieństwie do mojej siostry, która prawie żadnej nocy nie spędzała w domu
pisała tylko sms’y że nocuje u koleżanki lub przyjaciółki. Nie wierzyłam w to. Dzisiaj
też miałam się spotkać z Justinem. Umówiliśmy się w parku o 17. Do spotkania
zostały mi jeszcze 3 godziny, dlatego umyłam się, uczesałam i umalowałam. Zawsze
zajmowało mi to około godziny ale dzisiaj… robiłam to tak powoli i starannie,
chciałam wyglądać bardzo dobrze, a nie tylko dobrze. Kiedy byłam już prawie
gotowa zegar wskazywał 16.45. Dotarło do mnie, że nie mam czasu i szybko
założyłam buty po czym nałożyłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam. W dość
krótkiej sukience było mi trochę zimno, ale dało się przeżyć. Pod nosem czułam
połączenie moich perfum z truskawkowym żelem pod prysznic. Ten zapach uspokajał
mnie i pozwalał na rozluźnienie się. Byłam w połowie drogi, kiedy dostałam sms
od Julie. Jak co dzień napisała, że wróci za dwa dni i że śpi u przyjaciółki.
Nie mogłam nic poradzić. Za miesiąc jej urodziny i wtedy to już w ogóle nie
będzie mnie słuchać. Ale nie mogłam nic poradzić. Ja też jestem dorosła i
rozumiem ją, chce jakoś zapomnieć o śmierci rodziców, nie chce się tym
przejmować. Ale balowanie z koleżankami i szlajanie się po barach nie było
najlepszym pomysłem. Nawet nie zauważyłam, kiedy byłam już na miejscu.
- Pięknie
wyglądasz – Justin skomentował mój strój
- Dziękuję –
uśmiechnęłam się i delikatnie zarumieniłam
- Chodź,
zabiorę cię gdzieś
Poszłam za
Justinem, tak jak prosił. Nie wiedziałam do kąt idę a właściwie do kąt idziemy.
Droga nie była zbyt krótka, jednak czas minął mi tak szybko. Zobaczyłam malutką
plażę. Nigdy nie wiedziałam, że coś takiego tu jest. Malutka plaża zrobiona nad
jeziorem kilka metrów od parku. To było cudowne miejsce. Jednak Justin szedł
dalej, również poszłam.
- Siadaj –
powiedział i pokazał mi miejsce na piasku
- Mam usiąść
w tej sukience na piasku? – zapytałam niedowierzaniem
- Tak,
siadaj no – uśmiechnął się i powiedział to jak małe dziecko
Usiadłam.
Nie było aż tak zimno jak mi się wydawało. Było nawet okej. Co ja gadam… Piasek
był cholernie zimny, ale dało się przeżyć. Siedziałam koło Justina około 20
minut. Widziałam, że nad czymś się zastanawia. Bałam się zapytać, żeby go nie
urazić, albo nie spytać o coś nieodpowiedniego w tym momencie. Czekałam więc aż
sam powie.
- Sel,
chciałem ci coś powiedzieć… - spojrzał na mnie
- Słucham –
uśmiechnęłam się
- Bo widzisz…
to jest tak, że… - przerwał
- Że? –
poprawiłam
- Że… -
ponownie zaczął
- No mów –
uśmiechnęłam się jeszcze szerzej niż przedtem
- Nie
zabrałem cię tu bez powodu..
- Wiem,
widzę
Justin
milczał. Ta cisza kompletnie mnie dołowała. Nie lubiłam tego momentu.
- Justin? –
zapytałam patrząc na niego
- Boję się…
- Czego?
- Że, nie
dam rady. To nie jest tak jak sobie wyobrażałem
- Ale co? –
zapytałam znowu patrząc na niego
- Sel, bo…
znamy się długo… Mam na myśli te dwa miesiące i te poprzednie pół roku przez
internet…
- Tak, wiem,
umiem liczyć – znowu moja twarz rozpromieniła się
- A więc… ja…
- zaczął się jąkać
Nie chciałam
mu przerywać dlatego siedziałam cicho.
- Ja… muszę
ci coś powiedzieć, coś ważnego
- Słucham
- Bo chodzi
o to, że… - znowu się zaciął
Nie
przerywałam. Mówił, że to coś ważnego, więc chciałam żeby się odważył.
-
Cholera! Sel, kocham cię… - spuścił
wzrok
Nadal nie
przerywałam, ale kiedy t usłyszałam, mało nie popłakałam się ze szczęścia.
- I chciałem
cię zapytać… czy… zostaniesz… moją.. dziewczyną? – spojrzał na mnie
- Czy
zostanę? Oczywiście, że tak – przytuliłam go a z moich oczu powoli leciały łzy
Czy to był
najpiękniejszy dzień w moim życiu? Tak, tak był. Moje marzenia, wreszcie stały
się rzeczywistością. Po dwóch miesiącach od śmierci mamy i taty poczułam się
kochana i szczęśliwa. Pomimo, że ta tragedia dotknęła mnie gdzieś głęboko, to
cieszyłam się. Nie mogłam przecież całe
życie tkwić w żałobie. Siedzieliśmy tam jeszcze około 2 godzin. W końcu zrobiło
mi się naprawdę zimno i chciałam wracać. Zaprosiłam Justin do siebie do domu.
Droga minęła szybko i spokojnie. Weszliśmy do domu. Drzwi były otwarte.
Zdziwiło mnie, od razu pomyślałam, że Julie wróciła do domu. Poprosiłam Justina
żeby został na dole a ja pójdę coś sprawdzić. Zgodził się. Szybko wbiegłam po
schodach i poszłam pod pokój siostry. Otworzyłam drzwi i przeżyłam ogromny
szok. Moja siostra leżała w łóżku z jakimś facetem. To było nie do opisania. W
oczach od razu miałam łzy. Zbiegłam na dół jak poparzona i wybiegłam z domu. Prosto
przed siebie nie patrząc na nic. I stało się. Wpadłam pod jadący samochód.
JUSTIN
To był ten
dzień, kiedy musiałem jej to powiedzieć. Tłamsiłem to w sobie od kilku
miesięcy, ale nie dałem nic po sobie poznać. A kiedy się przełamałem było już
tylko lepiej. Ten wieczór był idealny. Po powrocie do domu Seleny ta od razu pobiegła
na górę. Oczywiście tak jak mnie prosiła zostałem na dole i nie szedłem za nią.
Nie było jej około 10 minut może mniej, ale kiedy zbiegła cała zapłakana
wiedziałem, że coś się stało. Potem było już tylko gorzej. Wybiegła z domu, nie
patrzyła na nic, a ten samochód jechał tak szybko. Od razu po zdarzeniu
podbiegłem do niej.
- Sel,
żyjesz?! Sel! – mówiłem podniesionym i błagalnym głosem
Na nic się
to zdało. Nie otrzymywałem odpowiedzi. Zadzwoniłem po pogotowie. Karetka przyjechała
po 5 minutach. Zabrali ją a mi powiedzieli, że jest w złym stanie. Nie
pozwolili mi jechać ze sobą dlatego pobiegłem do swojego domu, wsiadłem w
samochód i od razu pojechałem do szpitala. Całą drogę miałem przed oczami tamtą
sytuację. Zastanawiałem się dlaczego i co się stało że była w takim stanie. Co
tam zobaczyła. Na to nie było teraz czasu musiałem być w szpitalu jak
najszybciej. I tak się też stało. Nim się obejrzałem byłem już w rejestracji
dopytując o nią. Pielęgniarka powiedziała że leży w Sali na drugim piętrze i że
reszty muszę dowiedzieć się od lekarza. Od razu skierowałem się do windy i
pojechałem na drugie piętro. Sekundę później stałem pod drzwiami do jej Sali z
której wychodził lekarz.
- Co z nią? –
zaczepiłem go
- Z kim? –
zapytał chyba złośliwie, nie wiem nie dało się wyczuć
- Z Seleną a
z kim?
- Kim pan
dla niej jest?
-
Chłopakiem.. – odpowiedziałem na jego kolejne idiotyczne pytanie
- Zapraszam
do mnie do gabinetu – zaprowadził mnie do salki i sam usiadł za biurkiem
Minęła
chwila zanim zaczął mówić.
- A więc
tak, pani Gomez jest już w stabilnym stanie. Obudziła się, ale musi wypocząć.
Teraz będzie już tylko lepiej, proszę się nie martwić. – uśmiechnął się jakby
na przymus
- Kiedy stąd
wyjdzie? – dopytywałem dalej chcąc wiedzieć jak najwięcej
- Tydzień,
może mniej
- Dziękuję –
pożegnałem się i wyszedłem
Po drodze
napotkałem pielęgniarkę, która pozwoliła mi wejść. Kiedy już tam byłem
zauważyłem ją podpiętą do miliona małych kabelków. Aparatura pracowała
prawidłowo.
- Jak się
czujesz? – usiadłem obok niej na stołku
- Dobrze –
powiedziała swoim cichym zmęczonym głosem – Ile jeszcze u będę?
- Lekarz
mówił, że tydzień, a może mniej – uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę
- Nie chcę
wychodzić tak szybko – odpowiedziała smutniejąc
- Czemu?
- Nie chcę
do niej wracać…
- Do kogo?
Nic nie
rozumiałem, do kogo nie chce wracać, czemu nie chce być w domu. Nic miałem
pustkę w głowie.
- Do Julie –
powiedziała ciężko wzdychając
- Przecież
to twoja siostra…
- Nie, moja
siostra nigdy by tak nie postąpiła – zasmuciła się jeszcze bardziej
- Przecież
twoja siostra jest porządną dziewczyną – próbowałem ratować sytuację
- Heh –
zaśmiała się sztucznie – jest taka porządna, że się zeszmaciła
- Co?
- Tak,
zeszmaciła się. Po śmierci rodziców tylko sypiała z innymi za kasę. – po jej
policzku spłynęła pojedyncza łza
- Skąd
wiesz?
- Nigdy nie
wracała na noc, mówiła że jest u koleżanki chociaż nigdy jej u żadnej nie było,
a tego dnia kiedy poszliśmy do cukierni widziałam, jak umalowana i ubrana w
wyzywający strój wsiadała z jakimś facetem do czarnego samochodu, a teraz,
pieprzyła się z innym w naszym domu… - kolejne łzy spłynęły jej po policzku
- Nie płacz,
proszę – starałem wypowiedzieć to z jak największą czułością w głosie
Niespodziewanie
drzwi otworzyły się a w nich stała Julie.. Widziałem jaka złość wymalowała się
na twarzy Sel. Nie chciałem, żeby teraz dochodziło do tego spotkania, bo byłem
pewny, że zaraz któraś powie o kilka słów za dużo. W duchu modliłem się, żeby
tylko nie podeszła bliżej, ale zrobiła to…
_________________________________________________________________
Oto kolejny rozdział :) piszcie w komentarzach jak się podoba, a niedługo pojawi się
kolejny i kolejne wydarzenia. Jeśli ktoś chce być informowany o nowym rozdziale
niech pisze w komentarzu swojego tt *_*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz