Strony

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział III



Selena
Rozmawialiśmy jeszcze około godziny, aż poczułam się bardzo zmęczona. Oczywiście nie dałam tego po sobie poznać. Nie chciałam nic ani nic zniszczyć. Wreszcie pracownica cukierni poprosiła nas abyśmy opuścili cukiernie. Widziałam w jej oczach ogromny strach, kiedy musiała podejść i nas wyprosić. Wszystko spowodowane było Justinem. Ludzie mieli o nim takie zdanie, że nic dziwnego. Ale to w sumie dobrze. Miał spokój przez cały dzień, nie musiała użerać się z nachalnymi i ciekawskimi ludźmi. Wracając do tematu, posłusznie wyszliśmy i poszliśmy w stronę malutkiego miejscowego parku.
- Gdzie mieszkasz? – zapytał kierując swój wzrok na moją twarz
- Za tym parkiem kilka uliczek prosto potem dwa razy w prawo potem prosto w lewo i jestem w domu, w skrócie 30 minut drogi stąd – uśmiechnęłam się
- Nie zrozumiałem kompletnie nic, ale i tak cię odprowadzę, nie masz nic przeciwko prawda?
- Jasne, że nie – również kąciki ust podniosły mi się do góry
Szliśmy przez chwilę w ciszy. Nie odzywaliśmy się słowem. Zmartwiło mnie to, czyżby tematy się skończyły, a może tak przynudzałam, że nie chciał zaczynać, żeby nie musieć słuchać tych bzdur. Ściemniło się dość mocno. Bałam się, tak jak zawsze o tej godzinie w dodatku tutaj. A jeszcze w domu zostałam całkiem sama. Nagle dostałam sms’a. Na wyświetlaczu zauważyłam od kogo. Był od Julie. Przesunęłam palcem po ekranie telefonu i odczytałam. Powiadomiła mnie, że dzisiaj i jutro będzie nocować u koleżanki i nie pojawi się w domu.
- Cholera! – krzyknęłam zaraz po przeczytaniu
Wzrok Justina momentalnie wylądował na mnie.
- Co się stało? – zatrzymał się
- Nie nic, tylko dostałam sms od siostry.. – posmutniałam
- Co jest? Jeśli w ogóle mogę zapytać
- Nic, po prostu nie wróci na noc. Rodzice mieli wypadek a ona się szlaja po koleżankach i się bawi..
- Czy to na pewno tylko to, czy jest jeszcze jakiś problem? – wiercił dziurę w temacie
- No.. i.. wiem to głupie, ale boję się być sama w domu, a co dopiero tam spać. Teraz nie ma rodziców a jak ktoś wie kim byli to mogą przyjść i nas okraść albo w najgorszym przypadku zabić… - w oczach zebrały mi się łzy
- Przestań to nie głupie, raczej normalne, że się boisz.. – znowu powiedział to z czułością w głosie
- Może… chociaż ja uważam, że to dziecinne. W końcu jestem już dorosła, a zachowuję się jak dzieciak, nawet moja siostra się nie boi.
- Ale ty to ty, a twoja siostra to inna dziewczyna z innym charakterem – znowu się uśmiechnął
Po raz pierwszy rozmawiałam z kimś tak szczerze w cztery oczy, nawet z siostrą nigdy tak nie rozmawiałam, dosłownie nigdy. Nie ukrywam podobało mi się to a nawet bardzo. Szliśmy powoli, tak jakby Justin specjalnie przeciągał czas powrotu do mnie. Znowu zapadła grobowa cisza. Żaden samochód nie jechał, nikt nie szedł chodnikiem, w parku pustki, tak jakby całe Stratford zamarło w swoich domach. Czułam się jak na jakiejś obcej planecie. Po ciemku nie poznawałam swojego rodzinnego miasta, nie wiedziałam gdzie idę i nawet w którą stronę dokładnie pójść. Nagle zauważyłam jakiegoś bezpańskiego psa. Przestraszyłam się i zatrzymałam. Pies zwrócił wzrok ku mnie i zaczął warczeć. Serce mało mi nie stanęło. Bałam się, tak cholernie bałam się psów. Nie do opisania. Cofnęłam się do tyłu. Justin od razu to zauważył i widział wymalowany na mojej twarzy paniczny strach. Stanął przede mną i szepnął żebym się nie ruszała, ani nie piszczała, bo tylko go to rozwścieczy. Posłuchałam go i stałam bez ruchu, nie pomagało pies szedł w nasz a stronę warcząc. Moje serce biło coraz szybciej, teraz pewnie myślicie czemu boję się jakiegoś kundla… A no dlatego, że właśnie jakiś bezpański pies zagryzł kiedyś moją najukochańszą babcię. Byłam z nią, kazała mi uciekać a sama próbowała go przytrzymać. Biegłam wtedy przed siebie, jednak odwracając się widziałam jak kończy. To wywołuje u mnie atak paniki. Dlatego też nigdy nie miałam psa. Powróćmy do rzeczywistości. Nogi miałam jak z waty, gdybym była sama już dawno leżałabym na ziemi pewnie jako jedzenie tego zwierzaka. Podchodził coraz bliżej, nagle Justin wykonał kilka gwałtownych ruchów. Schylił się, chwycił ogromny kamień który miał pod nogami i wycelował w niego. Pies spłoszył się niemiłosiernie i uciekł. Po tym zdarzeniu opowiedziałam Justinowi czemu tak zareagowałam, żeby nie pomyślał, że jestem jakaś nienormalna. Nie wiem czy go to ruszyło w każdym bądź razie słuchał mnie. Byliśmy już prawie na miejscu. Zegarek wybijał 21 dlatego zaprosiłam Justina na chwilę do mnie do domu, chciałam choć trochę przełamać ten strach przed byciem samą. Oczywiście zgodził się. Wyłączyłam alarm, otworzyłam drzwi, potem następne i weszliśmy do domu, po czym dokładnie je zamknęłam. Usiedliśmy w salonie na kanapie.
- Mieszkałaś tutaj tylko z siostrą i rodzicami? – zapytał
- Tak, czasami nocowały tu koleżanki mojej siostry, ale rzadko
- A u ciebie?
- Nie, nigdy nie miałam znajomych… - posmutniałam
- Jak taka dziewczyna mogła nie mieć znajomych? – widziałam zdziwienie na jego twarzy
- Normalnie, omijali mnie szerokim łukiem, nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, bo to przecież wstyd był – kilka łez napłynęło mi do oczu
- Przepraszam, nie powinienem pytać…
- Nie, spokojnie wszystko okej
- Nie, naprawdę nie powinienem..
- Uśmiechnij się, wszystko w porządku, nie musisz się mną zresztą przejmować
- Jak miałbym się tobą nie przejmować? – zapytał patrząc mi w oczy
- Tak jak reszta, nikogo nie obchodzę przyzwyczaiłam się – uśmiechnęłam się mimowolnie
- Nie mów tak, shawty
- Taka prawda, dokładnie tak jest w życiu…
Po tych słowach usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, ale nie kluczem, tak jakby ktoś próbował się włamać. Stało się, drzwi otworzyły się a w nich stanął mężczyzna w kominiarce i z pistoletem. Odwróciłam głowę, a Justina nie było. Jeszcze sekundę temu siedział koło mnie, a teraz? A teraz siedzę sama.  Bałam się. Wiedziałam, że tak się stanie. Zamaskowany facet podszedł w moją stronę.
- Powiedz słowo, a cię zabiję – wyszeptał mi do ucha
Moje serce prawie stanęło, a oczy napełniły się łzami. Wtedy nie było wyjścia, nie mogłam nawet krzyknąć, pisnąć, szepnąć. Nic kompletne zero. Starałam się być mu posłuszna żeby nic mi nie zrobił.
- Zrób jej coś, a pożałujesz
Znałam ten głos. Za facetem stanął Justin i przyłożył mu broń do głowy. Odetchnęłam z ulgą choć trochę. Mężczyzna nie poddał się. Odwrócił swoje ciało i z całej siły uderzył Justina, jednak ten nie pozostał mu dłużny. Włamywacz już po chwili leżał ledwo żywy na ziemi. Z moich oczu łzy płynęły jak deszcz. Pomimo tego, że była już bezpieczna to bałam się. Po 10 minutach Justina wyprowadził go z domu a sam wrócił do mnie.
- Dziękuję – wyszeptałam nie mogąc powiedzieć normalnie
- Nie ma za co – uśmiechnął się
- Jest, gdyby nie ty, to raczej ja bym skończyła tak jak on, a nawet gorzej
- Nie ma – podszedł do mnie i przytulił
To uczucie było nie do opisania. Było wspaniale, tego mi brakowało, takiego czułego przytulenia choć przez sekundę.
*DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
Przez te całe dwa miesiące był spokój. Codziennie zasypiałam z myślą, że jutro mogę się nie obudzić. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście widywałam się z Justinem. Byliśmy dość dobrymi przyjaciółmi. Często był u mnie w domu, w przeciwieństwie do mojej siostry, która prawie żadnej nocy nie spędzała w domu pisała tylko sms’y że nocuje u koleżanki lub przyjaciółki. Nie wierzyłam w to. Dzisiaj też miałam się spotkać z Justinem. Umówiliśmy się w parku o 17. Do spotkania zostały mi jeszcze 3 godziny, dlatego umyłam się, uczesałam i umalowałam. Zawsze zajmowało mi to około godziny ale dzisiaj… robiłam to tak powoli i starannie, chciałam wyglądać bardzo dobrze, a nie tylko dobrze. Kiedy byłam już prawie gotowa zegar wskazywał 16.45. Dotarło do mnie, że nie mam czasu i szybko założyłam buty po czym nałożyłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam. W dość krótkiej sukience było mi trochę zimno, ale dało się przeżyć. Pod nosem czułam połączenie moich perfum z truskawkowym żelem pod prysznic. Ten zapach uspokajał mnie i pozwalał na rozluźnienie się. Byłam w połowie drogi, kiedy dostałam sms od Julie. Jak co dzień napisała, że wróci za dwa dni i że śpi u przyjaciółki. Nie mogłam nic poradzić. Za miesiąc jej urodziny i wtedy to już w ogóle nie będzie mnie słuchać. Ale nie mogłam nic poradzić. Ja też jestem dorosła i rozumiem ją, chce jakoś zapomnieć o śmierci rodziców, nie chce się tym przejmować. Ale balowanie z koleżankami i szlajanie się po barach nie było najlepszym pomysłem. Nawet nie zauważyłam, kiedy byłam już na miejscu.
- Pięknie wyglądasz – Justin skomentował mój strój
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i delikatnie zarumieniłam
- Chodź, zabiorę cię gdzieś
Poszłam za Justinem, tak jak prosił. Nie wiedziałam do kąt idę a właściwie do kąt idziemy. Droga nie była zbyt krótka, jednak czas minął mi tak szybko. Zobaczyłam malutką plażę. Nigdy nie wiedziałam, że coś takiego tu jest. Malutka plaża zrobiona nad jeziorem kilka metrów od parku. To było cudowne miejsce. Jednak Justin szedł dalej, również poszłam.
- Siadaj – powiedział i pokazał mi miejsce na piasku
- Mam usiąść w tej sukience na piasku? – zapytałam  niedowierzaniem
- Tak, siadaj no – uśmiechnął się i powiedział to jak małe dziecko
Usiadłam. Nie było aż tak zimno jak mi się wydawało. Było nawet okej. Co ja gadam… Piasek był cholernie zimny, ale dało się przeżyć. Siedziałam koło Justina około 20 minut. Widziałam, że nad czymś się zastanawia. Bałam się zapytać, żeby go nie urazić, albo nie spytać o coś nieodpowiedniego w tym momencie. Czekałam więc aż sam powie.
- Sel, chciałem ci coś powiedzieć… - spojrzał na mnie
- Słucham – uśmiechnęłam się
- Bo widzisz… to jest tak, że… - przerwał
- Że? – poprawiłam
- Że… - ponownie zaczął
- No mów – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej niż przedtem
- Nie zabrałem cię tu bez powodu..
- Wiem, widzę
Justin milczał. Ta cisza kompletnie mnie dołowała. Nie lubiłam tego momentu.
- Justin? – zapytałam patrząc na niego
- Boję się…
- Czego?
- Że, nie dam rady. To nie jest tak jak sobie wyobrażałem
- Ale co? – zapytałam znowu patrząc na niego
- Sel, bo… znamy się długo… Mam na myśli te dwa miesiące i te poprzednie pół roku przez internet…
- Tak, wiem, umiem liczyć – znowu moja twarz rozpromieniła się
- A więc… ja… - zaczął się jąkać
Nie chciałam mu przerywać dlatego siedziałam cicho.
- Ja… muszę ci coś powiedzieć, coś ważnego
- Słucham
- Bo chodzi o to, że… - znowu się zaciął
Nie przerywałam. Mówił, że to coś ważnego, więc chciałam żeby się odważył.
- Cholera!  Sel, kocham cię… - spuścił wzrok
Nadal nie przerywałam, ale kiedy t usłyszałam, mało nie popłakałam się ze szczęścia.
- I chciałem cię zapytać… czy… zostaniesz… moją.. dziewczyną? – spojrzał na mnie
- Czy zostanę? Oczywiście, że tak – przytuliłam go a z moich oczu powoli leciały łzy
Czy to był najpiękniejszy dzień w moim życiu? Tak, tak był. Moje marzenia, wreszcie stały się rzeczywistością. Po dwóch miesiącach od śmierci mamy i taty poczułam się kochana i szczęśliwa. Pomimo, że ta tragedia dotknęła mnie gdzieś głęboko, to cieszyłam się. Nie  mogłam przecież całe życie tkwić w żałobie. Siedzieliśmy tam jeszcze około 2 godzin. W końcu zrobiło mi się naprawdę zimno i chciałam wracać. Zaprosiłam Justin do siebie do domu. Droga minęła szybko i spokojnie. Weszliśmy do domu. Drzwi były otwarte. Zdziwiło mnie, od razu pomyślałam, że Julie wróciła do domu. Poprosiłam Justina żeby został na dole a ja pójdę coś sprawdzić. Zgodził się. Szybko wbiegłam po schodach i poszłam pod pokój siostry. Otworzyłam drzwi i przeżyłam ogromny szok. Moja siostra leżała w łóżku z jakimś facetem. To było nie do opisania. W oczach od razu miałam łzy. Zbiegłam na dół jak poparzona i wybiegłam z domu. Prosto przed siebie nie patrząc na nic. I stało się. Wpadłam pod jadący samochód.
JUSTIN
To był ten dzień, kiedy musiałem jej to powiedzieć. Tłamsiłem to w sobie od kilku miesięcy, ale nie dałem nic po sobie poznać. A kiedy się przełamałem było już tylko lepiej. Ten wieczór był idealny. Po powrocie do domu Seleny ta od razu pobiegła na górę. Oczywiście tak jak mnie prosiła zostałem na dole i nie szedłem za nią. Nie było jej około 10 minut może mniej, ale kiedy zbiegła cała zapłakana wiedziałem, że coś się stało. Potem było już tylko gorzej. Wybiegła z domu, nie patrzyła na nic, a ten samochód jechał tak szybko. Od razu po zdarzeniu podbiegłem do niej.
- Sel, żyjesz?! Sel! – mówiłem podniesionym i błagalnym głosem
Na nic się to zdało. Nie otrzymywałem odpowiedzi. Zadzwoniłem po pogotowie. Karetka przyjechała po 5 minutach. Zabrali ją a mi powiedzieli, że jest w złym stanie. Nie pozwolili mi jechać ze sobą dlatego pobiegłem do swojego domu, wsiadłem w samochód i od razu pojechałem do szpitala. Całą drogę miałem przed oczami tamtą sytuację. Zastanawiałem się dlaczego i co się stało że była w takim stanie. Co tam zobaczyła. Na to nie było teraz czasu musiałem być w szpitalu jak najszybciej. I tak się też stało. Nim się obejrzałem byłem już w rejestracji dopytując o nią. Pielęgniarka powiedziała że leży w Sali na drugim piętrze i że reszty muszę dowiedzieć się od lekarza. Od razu skierowałem się do windy i pojechałem na drugie piętro. Sekundę później stałem pod drzwiami do jej Sali z której wychodził lekarz.
- Co z nią? – zaczepiłem go
- Z kim? – zapytał chyba złośliwie, nie wiem nie dało się wyczuć
- Z Seleną a z kim?
- Kim pan dla niej jest?
- Chłopakiem.. – odpowiedziałem na jego kolejne idiotyczne pytanie
- Zapraszam do mnie do gabinetu – zaprowadził mnie do salki i sam usiadł za biurkiem
Minęła chwila zanim zaczął mówić.
- A więc tak, pani Gomez jest już w stabilnym stanie. Obudziła się, ale musi wypocząć. Teraz będzie już tylko lepiej, proszę się nie martwić. – uśmiechnął się jakby na przymus
- Kiedy stąd wyjdzie? – dopytywałem dalej chcąc wiedzieć jak najwięcej
- Tydzień, może mniej
- Dziękuję – pożegnałem się i wyszedłem
Po drodze napotkałem pielęgniarkę, która pozwoliła mi wejść. Kiedy już tam byłem zauważyłem ją podpiętą do miliona małych kabelków. Aparatura pracowała prawidłowo.
- Jak się czujesz? – usiadłem obok niej na stołku
- Dobrze – powiedziała swoim cichym zmęczonym głosem – Ile jeszcze u będę?
- Lekarz mówił, że tydzień, a może mniej – uśmiechnąłem się i złapałem ją za rękę
- Nie chcę wychodzić tak szybko – odpowiedziała smutniejąc
- Czemu?
- Nie chcę do niej wracać…
- Do kogo?
Nic nie rozumiałem, do kogo nie chce wracać, czemu nie chce być w domu. Nic miałem pustkę w głowie.
- Do Julie – powiedziała ciężko wzdychając
- Przecież to twoja siostra…
- Nie, moja siostra nigdy by tak nie postąpiła – zasmuciła się jeszcze bardziej
- Przecież twoja siostra jest porządną dziewczyną – próbowałem ratować sytuację
- Heh – zaśmiała się sztucznie – jest taka porządna, że się zeszmaciła
- Co?
- Tak, zeszmaciła się. Po śmierci rodziców tylko sypiała z innymi za kasę. – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza
- Skąd wiesz?
- Nigdy nie wracała na noc, mówiła że jest u koleżanki chociaż nigdy jej u żadnej nie było, a tego dnia kiedy poszliśmy do cukierni widziałam, jak umalowana i ubrana w wyzywający strój wsiadała z jakimś facetem do czarnego samochodu, a teraz, pieprzyła się z innym w naszym domu… - kolejne łzy spłynęły jej po policzku
- Nie płacz, proszę – starałem wypowiedzieć to z jak największą czułością w głosie

Niespodziewanie drzwi otworzyły się a w nich stała Julie.. Widziałem jaka złość wymalowała się na twarzy Sel. Nie chciałem, żeby teraz dochodziło do tego spotkania, bo byłem pewny, że zaraz któraś powie o kilka słów za dużo. W duchu modliłem się, żeby tylko nie podeszła bliżej, ale zrobiła to…





_________________________________________________________________
 Oto kolejny rozdział :) piszcie w komentarzach jak się podoba, a niedługo pojawi się 
kolejny i kolejne wydarzenia. Jeśli ktoś chce być informowany o nowym rozdziale
niech pisze w komentarzu swojego tt *_*  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz